piątek, 26 września 2014

Rozdział 11. Psychicznie, ale prawdziwie. Nie po Disney'owsku.

=======================================================================

                                           Jack Frost

Jedyne, co pamiętam to samego siebie.
Miałem brązowe włosy.
Stałem w drewnianym domu.
W moim domu.
I wszystko było, takie samo.
Nie miałem laski, żadnych magicznych mocy. Czemu?
Bo zabiłem ją.
Zabiłem źródło mojej mocy, moich uczuć.
Ach, jak to bolało.
Ale zapomniałem.
Od razu.
To boli bardziej niż przekręcanie noża w otwartej ranie, zakażonej, krwawiącej i mającej dopiero 2 minuty.
To boli bardziej niż cokolwiek na świecie.
A właściwie... bolało.
  =================================================================

                                                 Elsa                                    

-Ania. - Moje myśli biegały wokół jej imienia, gdy tylko ostrze przebiło moją skórę, ale usta zaczęły je wypowiadać, gdy już wiłam się po podłodze.
Umysł miałam czysty, myśli przebiegały szybko po mojej głowie, ale ból wszystko przyćmiewał.
Nie rozumiałam.
Czemu Jack?
Czy to na pewno on...?
Niemożliwe. On by mnie nie skrzywdził.
Ale... Właśnie to robił.
Poczułam na szyi pocałunek.
A na plecach zimno. Spotkałam się z podłogą. A Jack pochylał się nade mną.
Zranił mnie. Psychicznie, ale głównie fizycznie.
Leżałam i kuliłam się przed nim.
A potem mnie zostawił.
Abym umarła.
I umierałam.
Samotnie.
====================================================================

                                               Anka

Przyszłam o wiele za późno. Było już po wszystkim.... Ona... Nie żyła. Już jej nie było.
Znalazłam ją zimną, martwą na podłodze.
Jack. To był Jack.
Wiedziałam to. Widziałam go.
Stał i się uśmiechał.
Kristoff ledwo zdołał mnie utrzymać. Miałam ochotę go zabić. I zrobię to. Kiedyś na pewno.
Za moją siostrę. Biedną... Elsę...
Pomszczę ją....
LOONY
MASIAKRA
BELLA
DZIĘKUJĄ
I ŻYCZĄ UDANEGO ŻYCIA!
I niech Sherlock będzie z Wami.














KOOOOOONIEC!!!!!


tak to. pa.
ZAMROŻONE ♥

sobota, 13 września 2014

Rozdział 10. Poczucie "bezpieczeństwa" cz.1


Witam!
Tutaj Lunałka. Piszę ten rozdział, ponieważ mnie coś naszło. Pomysł.
Mam nadzieję, zresztą cała nasza trójka, iż przeczytacie rozdział z wielką chęcią.
Oraz skomentujecie!
Dedyk należy się Maryśce Pobłockiej ^^
Dziękujemy, że z nami jesteś, Marijo xD
Jak widzicie, to nie koniec.
Potrzebowałyśmy chwili.
Tym. którzy byli wyrozumiali, chciałyśmy bardzo podziękować <3
Tym, którzy nie, również.
Cieszymy się, iż tak Wam zależy na czytaniu :3
A więc... Czytajcie...

Mrok od zawsze wydawał się enigmantyczny i przebiegły, Jack znał go doskonale, ale tego dnia był kompletnie rozbity.
Nie umiał funkcjonować, ani nawet logicznie myśleć.
Wylądował na jakimś odludziu, pełno śniegu, to mu pozwalało jakoś nie rozpaść się na kawałki, znajome zimno, które w jakiś dziwny sposób "go ogrzewało".
Musiał dać radę. Przecież ona... ona musiała czuć to samo. Nie mogła go tak po prostu odtrącić. Czy ona nie czuła tego samego? I już miał gdzieś, że jest jego szefową. To się nie liczyło. Przynajmniej nie dla niego...
Po raz pierwszy przed sobą się przyznał, że mu na niej zależy. Bardzo zależy.
Czuł, że jednak nie może jej zmusić do miłości.
Co?
Jack przymknął oczy, opierając się o skalną ścianę. Westchnął. Jego płuca ogarnęło zimno, jakby szron osiedlił się na ścianach organu. Wplótł palce pomiędzy swoje włosy, czując na palcach przyjemne, szorstkie odłamki lodu.
Miłości?
Nie wiedział, co to.
To, co czuł go przerażało. nigdy mu nie zależało na... na nikim. No, oczywiście, na Mikołaju, na Zębuszcze, nawet an Króliku, ale... to nie było prawdziwe uczucie. Z Elsą było inaczej.
To było dziwne. Takie głębokie.
Gdy ją widział, gdy nawet słyszał jej głos, jego serce zaczynało skakać, czuł uścisk w brzuchu.
Przeraził się.
To było za dużo.
Dlatego uciekł. Aby nie widzieć jej twarzy, jej pięknej twarzy. Tych rumienców, oczu, błękitnych jak cholera.
Nie. Stop.
Słyszę cię, ale me oczy wciąż mnie rozpraszają, gdy patrzysz na mnie w ten sposób.

Stop.
Koniec.
"Moje serce łomocze w swej klatce,
Jack wciągnął głęboko powietrze. Znowu. Myśli biegały po jego głowie, raniąc czaszkę stykotem.
"A ja znowu nie mogę go powstrzymać."
Nie. Dość...
Ach...
"Moje serce, zimniejsze niż skała."
Jack krzyknął głośno, a z drewnianej laski uwolnił się niebieski blask, który po chwili rozlał się na skale nieopodal z wielkim trzaskiem.
Frost padł na kolana, poczuł, że pieką mu oczy.
Przecież się nie rozklei. Nie może...
Łzy zaczęły kapać po jego policzkach. To uczucie dosłownie go wykańczało.
"Zrobię to samo, tylko zostań."

-Jack Frost... płacze? - Chłopak natychmiast zamarł, gdy usłyszał głos zimniejszy niż lód.
Nie odważył się unieść wzroku, nagle wypompował się z niego cały zapał, siła walki... Wszystko.
Nawet nie miał siły się obronić czy chociaż zaprostestować, gdy Mrok uderzył go mocno w tył głowy, od razu paraliżując i pozbawiając przytomności.
                                                            ***
-Rozumiesz, Jack? - zapytał znajomy, jakiś dziwny głos. Postawny. Dziwnie kulturalny. Jakby... władczy? - Wiesz, po co to masz?
Chłopak pokiwał bezwiednie głową, miał mroczki przed oczami, nie wiedział, co się z nim dzieje, nie widział nic, oprócz czasami prześwitującego światłem obrazu.
-Tak. Wje-wiem... - Zadygotał. Było mu zimno. Po raz pierwszy w życiu. Bał się. Nawet bał się bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Strach go paraliżował. Nagle był potulny jak baranek.
Odebrano mu wszystko.
Był bezsilny.
"Jestem niczym, więc nie mam niczego, co mogłoby cię zaskoczyć,
Ale kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, wszystko zamienia się w pył, a mnie jest wszystko jedno.
Przejmujesz nade mną kontrolę."

                                                     ***
Elsa zasiadła na krześle. Miała kilka dokumentów do przeanalizowania, ostatnio zaniedbała te sprawy, co było bardzo złe. Nie mogła sobie pozwolić na zapominanie o obowiązkach.
Obiecała sobie, że jutro wcześniej wstanie, aby dokończyć wypełnianie tych papierów...
Było już piętnaście minut po północy, w sumie powinna spać, ale zawsze, gdy kładła się do łóżka brakowało jej czegoś.
Ona dokładnie wiedziała, czego.
Tylko nie umiała się przyznać.
Dlatego więc wstała, zawołała służbę, aby przygotowano jej dzban kawy oraz coś do przekąszenia i zabrała się do pracy.
Do czegoś, co zdoła odciągnąć ją od... niego.
Przewróciła kartki z nadmiernym szelestem, natychmiast wyzbywając się natrętnych myśli. On był taki denerwujący, do tego uciekł jak nieodpowiedzialny dzieciak. Czy nie mógł zrozumieć, że ona... że ona...
Elsa uniosła wzrok i popatrzyła na lustro naprzeciwko. Ujrzała swoją bladą twarz. Oczy miała zwieńczone ciemnymi sińcami, wynik braku snu. Jednak zmęczenie jej nie doskwierało, tylko dziwne przygnębienie. Kolor jej tęczówek jakby wyblakł, makijaż, który miała na twrazy tylko i wyłącznie dla dobrego prezentownia się przed poddanymi, stracił blask, Zaglądnęła sobie głęboko w oczy.
-Że ty co? - zapytała sama siebie, a jej głos zawisnął samotnie w powietrzu, odbijając się echem od ścian.
"Przenika przez moje serce i daje nadzieję na śmierć..."
Elsa wstaje gwałtownie z krzesła. Papiery poszły w niepamięć. Co ona chciała? Czego ona chciała?
KOGO?
"Lepiej spłonąć, niż zniknąć... Lepiej odejść, niż zostać zamienionym..."
Przełknęła ślinę. Słowa nie umiały wydobyć się z jej ust, nie umiała nic wydusić przez zaciśnięte gardło. Czuła uścisk w płucach.
bam bam
Elsa drgnęła i prawie krzyknęła. Poczuła nagle wstyd. Jakby przyłapano ją na czymś nieodpowiednim.
Do jej sypialni wkroczyła służba.
Maria wręczyła jej kawę, zacmokała, widząc jej bladą minę i poradziła, aby się położyć.
Elsa uśmiechnęła się najbardziej przekonująco jak umiała, wzięła w dłonie kubek i upiła łyka.
-Nie, Marie, dziękuję za troskę, ale muszę zadbać o królestwo.
Kobieta przybrała zmartwioną minę, ale, odłożywszy tacę z przekąską na stoliczku, wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
Trzask długo rozlegał się jeszcze w pokoju.
                                                                   ***
Elsa prawie zasypiała nad papierami. Kawa, mimo iż była mocna, nie działała skutecznie.
Tak nagle zmorzył ją sen... Dziwne. Opuściła głowę, prawie waląc nią o blat, gdy nagle usłyszała przenikliwy dźwięk.
Otworzyła szeroko oczy i wstała z krzesła, wsuwając za ucho kosmyki niesfornych włosów. Przybrała królewską pozę - przynajmniej na tyle królewską, na ile pozwalało jej zmęczenie.
Nagle zgasło światło.
Cisza.
Tylko dziwne pukanie.
Przez jeden, straszny moment Elsa pomyślała, że gdzieś tu czai się Mrok, ale po chwili ujrzała w drzwiach jego.
"Wiem, że to szaleństwo, ale gdyby świat się kończył
Pocałowałbyś mnie, czy po prostu byś mnie zostawił?"
-Jack..? - wydusiła.
Chłopak nie odważyłby się wejść do jej komnaty, zwłaszcza w środku nocy, jednak... Może to było coś... pilnego?
Elsa przełknęła slinę. Gdy ujrzała jak jego włosy połyskują w blasku księżyca, miała ochotę wsunąć w nie ręce i potargać. Zapewne byłyby tak przyjemnie chłodne...
Uśmiechnęła się lekko, widząc, że Jack śmielej idzie naprzód. Wreszcie do niej dotarł.
"Zostawiłbyś mnie?"
-Jack? - Królowa zmarszczyła brwi. Uniosła rękę, kierując ją w stronę jego twarzy, aby musnąć palcami jego policzka, gdy on nagle chwycił ją boleśnie za nadgarstek i mocno ścisnął. Nim zdążyła się zorientować, trzymał w garści i drugi.
Spojrzała mu w oczy. Były tego samego, urzekającego koloru, co zawsze, ale... Brakowało im czegoś. Tego miłego ciepła. Ciepła, które sprawiało, że Elsa czuła, iż miękkną jej nogi.
Uśmiechnęła się blado, ale nieszczerze.
Wtedy ujrzała jakiś lśniący, metalowy przedmiot w dłoni chłopaka. Lśnił (przedmiot) w blasku księżyca i odbijał jego magiczną, świetlistą poświatę.
Próbowała wyrwać rękę z uścisku, ale była za słaba albo Jack za silny...
-Jack..?
Potem zrobiło się ciemno i Elsa straciła przytomność, gdyż krew nie była pompowana do jej rąk.

wtorek, 9 września 2014

To już zapewne koniec...

Pewnie jesteście mega zniecierpliwieni. Rozumiemy, naprawdę.
My mamy swoje sprawy, swoje życie, które aktualnie nie idzie po naszej myśli.
Sorki memorki, mamy mnóstwo roboty.
Jesteśmy w gimbazie, mamy problemy, niekoniecznie związane ze szkołą...
Musimy się pozbierać. To były ciężkie miesiące. Potrzebujemy czasu.
:)
Nie, nie jesteśmy pokłócone, jakby ktoś się zastanawiał.
Przepraszamy jeszcze raz i bardzo nam przykro, ale nie jesteśmy gotowe, aby pisać dalej. Pomysły kompletnie wyparowały nam z głowy.
Naprawdę, okropnie się czujemy, gdy widzimy, jak Was rozczarowywujemy.
Mamy nadzieję, że nie jesteście źli.
Całujemy zimno!
Zamrożone po raz ostatni.....