Nazajutrz, gdy Elsa obudziła się po wypiciu fiolki, czuła się lekko otumaniona, ale wszystko było wyraźne i miało intensywny zapach spalonej czekolady. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła ciemnoniebieski baldachim nad swoim łóżkiem w białe i turkusowe śnieżynki.
Nagle obróciła głowę i zobaczyła Jacka siedzącego na krześle przy łóżku. Znudzony, a zarazem czymś zafascynowany, opierał brodę o rękę. Uśmiechnął się, gdy tylko na niego spojrzała. Był wychudzony przez dni, w których nie jadł z jej powodu, jednak Elsa nie wiedziała o tym i myślała, że jest po prostu wybredny.
Włosy jak zwykle pokryte szronem i niedbale ułożone. Elsa miała ochotę je przygładzić, ale się powstrzymała z powodu wczorajszej sytuacji.
- Wreszcie obudziłaś się, śpiąca królewno.-rzekł z ironicznym uśmieszkiem.
- Co się wydarzyło, kiedy mnie nie było?
- Eee... nic, co byłoby ważne. - odrzekł niedbale Jack.
- Czyli?
- Anka i Kristoff pojechali konno do lasu i wrócili po kilku godzinach upaprani w błocie, z gałęziami we włosach ze zmęczonym koniem. Okrutnicy. Kucharka, której imienia nie pamiętam, przypaliła twój ulubiony suflet czekoladowy. - Pociągnął nosem. - Dlatego tak śmierdzi.
- Acha, czyli nic poważnego. - Spojrzała na niego niespokojnie. - A co z tym koniem?
Jack parsknął śmiechem i kiwnął głową, aby uspokić królową.
- A... tobie nic nie jest?-spytał Jack z ledwie widocznymi rumieńcami.
- Nie, a jednak się martwisz. - Elsa zdobyła się na uśmiech.
- No... tak...
- Elsa! - W tym samym momencie Anka wbiegła do pokoju i rzuciła się w ramiona siostry, która szybko wciągnęła ją na łóżka, mimo tego, że była cała w błocie, a we włosach miała liście. - Ten dzień wydawał mi się jak katorga!
- Mnie też. Tyle koszmarów mi się śniło o was... - powiedziała Elsa ze smutkiem.
- Elso?
- Tak?
- Ulepimy dziś bałwana? - zapytała Anka z wielkimi oczmai pełnymi nadzieji.
Elsa roześmiała się szczerze i wesoło, gdyż przypomniały jej się chwile z dzieciństwa, a Jack widząc ją zdziwił się jej zachowaniem.
-Na razie nie, Anno. Może później?
Rudowłosa kiwnęła głową.
-Już koniec, nie martw się, siostrzyczko! Ale musimy urządzić przyjęcie z tej okazji! - Anka z radością klasnęła w dłonie.
-Wyśmienity pomysł! - uradowała się Elsa i zaczęła powoli wstawać z łóżka. - Najlepiej za 4 dni, żeby wszyscy z okolicy mogli przypłynąć.
-A mając na myśli bal, czyli sztywniacki bal ze sztywniakami?-spytał ironicznie Jack.
-Ty też tak będziesz wyglądał.-rzekła z tajemniczym uśmieszkiem Elsa.
Jack zaczął się śmiać, ale gdy ujrzał uśmiech Elsy, zamknął się.
-Chyba nie mówisz poważnie? - Jack zrobił wielkie oczy i ze strachem wbił je w królową Arendelle. - Nie ma mowy! Będę wyglądał jak jakiś idiota!
-No, niestety musisz. Odkąd pracujesz w moim królestwie to twój obowiązek.- Elsa przypatrzyła mu sie uważnie i uśmiechnęła się pod nosem, co zwiastowało jej wesoły nastrój. - I tak wyglądasz jak idiota, więc to nic nie zmieni, jak raz wybierzesz się na wytworny bal?
-No dobra, ale będę w swojej bluzie.
-Nie ma mowy, Jack!- wtrąciła się Anka. - Już kazałam służbie przygotowac dla ciebie garnitur. - Mrugnęła do chłopaka wesoło. - I rękawiczki.
-No widzisz to już jeden kłopot z głowy. Dziękuje, Anno. - powiedziała Elsa, uśmiechając się do siostry.
-Spok... tak jest królowo.-poprawiła się Anka w ostatniej chwili i od razu porwała się z łóżka.
-Anno, mogę cię prosić żebyś poszła i powiedziała kucharkom, żeby zrobiły mi coś do jedzenia. Jestem bardzo głodna.
-Ale jest północ i kucharek nie ma w kuchni, a może... - Anka spojrzała ukradkiem na biłowłosego chłopaka, który wpatrzył się ze złością w Królową Arendelle. - A może Jack ci coś zrobi, bo ja nie mam czasu. Muszę iść, bo Kristoff czeka na mnie w stajni. Jedna z klaczy rodzi i nie będzie czekać. - zawołała i popędziła ku drzwiom.
Jack pobiegł za nią i złapał za ramię, zatrzymując na korytarzu, pod drzwiami do komnaty władczyni.
-Ja i gotowanie? - Jack wbił zdziwone spojrzenie w Ankę. -Chyba sobie żartujesz!?
-Dasz radę! Myśl o Elsie, to ci pomoże. Ja tak zawsze robię.-powiedziała Anka, która chciała pomóc Jackowi.
-Mam myśleć o Elsie jak ty?!
-Nie, ja myślę o Kristoffie. A ty myśl o Elsie.- Anna spojrzała tęsknie w stronę końca korytarza i próbowałą się wyrwac od Jacka. - Jack... proszę! Ta biedna klacz, a zresztą myślenie o Elsie nie będzie dla ciebie trudne. - Uśmiechnęła się.
-Czekaj, czekaj. Czy ty myślisz, że ja...
-To widać Jack! A wczoraj? Prawie pocałowaliście...
-To nie było tak, jak myślisz - przerwał Ance Jack, jak ona mu wcześniej zanim się zdążył wytłumaczyć, że nie zakochał się w Elsie - Robiliśmy to tylko dlatego, bo już raz pokonałem Mroka i spytała, czy mógłbym to zrobić znowu, ale jak się przytuliliśmy to nie działało, więc pomyśleliśmy...
-No dobrze już rozumiem, ale musze już iść klacz nie będzie czekać!
Najbardziej Jacka dziwiło, że Anka przypomina mu dziecko, takie niewinne i nie zdające sobie sprawy z codziennych kłopotów.
Kilka korytarzów dalej znajdowała się kuchnia. Podłoga była wyłożona białymi marmurowymi płytkami, które odbijały światło lamp nad jego głową. Za to ściany były turkusowe w białe i wyraźne śnieżynki.
Gdyby Jack miał własny dom identycznie by urządził kuchnie, tylko podłoga byłaby takiego samego koloru co ściana i z szronem, który tworzył Jack.
Podszedł do chłodni i zobaczył dobrze zaopatrzoną chłodnie, którą mogła mieć tylko rodzina królewska. Z chłodni wyjął najbardziej potrzebnych produktów do zrobienia jakiejś potrawy dla Elsy.
Wyjął czekoladę, którą tak królowa lubiła, trochę drożdży, mąki, oleju i kilku jajek.
Zamierzał zrobić coś co by przypominało babeczkę albo miało nią być.
W którejś z książek z przepisami znalazł przepis, który dla Jack wydawał się prosty.
-Najpierw mąkę wsypać do miski razem z proszkiem do pieczenia-czytał głośno Jack, bo w myślach nie mógł się skupić, był zbyt rozkojarzony-czekoladą, olejem i jajkami.
Tylko ciekawe skąd ja wezmę proszek do pieczenia.
-W szafce po lewej-odezwał się głos, którego by
w życiu nie mógł pomylić.
-Dzięki Elso, a co już możesz sobie tak chodzić po zamku swobodnie?-spytał z ironicznym uśmieszkiem Jack.
-Przyszłam, bo chciałam zobaczyć, co tu tak długo robisz z tym jednym daniem.
Odrzekła beztrosko dziewczyna, która z rozbawieniem patrzyła na Jack swoimi pełnymi oczami.
-No wiesz... nie umiem gotować zawsze podkradałem z domów ciastka, babeczki, kawałki ciasta...
-No dobrze, a co ty w ogóle robisz?-rzekła Elsa wskazując palcem na miskę z mąką.
-Anka prosiła mnie żebym ci coś zrobił do jedzenia, a nie wiedziałem co, więc poszukałem w książkach z przepisami i coś znalazłem, a mam na myśli te babeczki, które mi jakoś nie chcą się udać.-oznajmił Jack Elsie, która z rozbawieniem na twarzy patrzyła w jego stronę.
-Mam pomysł, sprzątniemy to i zrobimy coś łatwiejszego. Co ty na to?
Pomysł Elsy spodobał się Jacowi, pod dwoma względami.
Po pierwsze nie chciało się mu robić tych babeczek, a po drugie ona umie gotować w porównaniu do niego, który nawet mleko raz przypalił.
-No dobra jaki masz plan?-spytał z nadzieją w głosie, bo on sam zaczynał być głodny.
-Zróbmy gorącą czekoladę.- odpowiedziała z radością Elsa, która powróciła po trudnych przygodach, które już nigdy nie wrócą...
- No dobrze. Ten pomysł i tak jest lepszy od mojego, więc co trzeba przygotować?
- Mleko, czekoladę w proszku, garnek i cztery kubki.
- Cztery?
- Anka i Kristoff zapewne też by się chcieli napić.- W tej chwili Elsa przypomniała sobie wieczory, w których mogłaby uczestniczyć, gdyby uległa prośbom rodziców. Anką oraz rodzice pili gorącą czekoladę, gdy jeszcze żyli. Codziennie pili gorącą czekoladę, westchnęła, bo nie mogła przy nich być, jednak czuła zapch czekolady, a Anka zawsze zostawiałą parujący kubek pod jej drzwiami z karteczką:
"Powinnyśmy ulepić jutro bałwana, Elsa. Ale narazie wypij kakao. Chcę, żebyśmy jutro razem je wypiły."
Uwielbiała tamte wspomnienia, mimo tego, że ją bolały.
- No dobrze. Posłuchaj -zaczął mówić Jack, kiedy Elsa podchodziła do kuchenki i postawiła garnek z mlekiem na ogień. - Ten garnitur to on... wiesz...-Zaczął się jąkać, bo nie wiedział jak to powiedzieć.-Muszę mieć ten garnitur?
- Oczywiście, że tak i koniec rozmowy na ten temat.
Mleko 5 minut było na ogniu, gdy Jack zaczął się tak nudzić, że nie wiedział co robić, ale gdy zobaczył, że Elsa wlewa do kubków mleko rozchmurzył się, wziął jeden kubek i napił się łyka, od razu poczuł jak jego ciało przechodzi fala gorąca.
- Pyszności - powiedział radosnym głosem i wziął takiego łyka, że w kubku nie zostało ani kropelki.
- Cieszę się, że ci smakowało.-Elsa piła też dużymi łykami, lecz rozsądnie zostawiając ciepły napój na dnie kubka. - Anka i Kristoff będą pili już trochę mniej gorące, ale i tak się ucieszą. Ciekawe jaki koń dziś przyjdzie na świat.Tak bardzo kocham konie, zawsze gdy widzę źrebaka to od razu mi tak ciepło na sercu.
- Też je lubię, ale pewnie nie aż tak jak ty.-oznajmił Elsie, gdy już szedł w stronę wyjścia.
Zamierzał iść do swojego pokoju, by wymyślić, co dalej by zrobić z faktem, ze będzie musiał nauczyć się oddychać w sztywnym, okropnym garniturze. I te rękawiczki!
- Gdzie idziesz?-spytała się Elsa Jacka, gdy dotknął klamki.
Nie chciała zostać sama, nadal wierzyła, że to tylko sen i zaraz się obudzi i zobaczy prawdę.
- Do pokoju.-odrzekł swobodnie Jack jakby nigdy nic.
- A mogę iść z tobą?-spytała się Elsa Jack, a on oniemiał ze zdziwienia, nie wiedział co powiedzieć-nie chce zostać sama. Nadal myślę, że to wszystko tylko sen i zaraz się obudzę.
- No dobrze.-odpowiedział znak, ale chciał takie pytanie usłyszeć od Elsy, chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy uśmiechnął się-może pójdziemy do stajni zobaczyć co z klaczą?
Zaproponował Jack, lecz Elsa nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła i podeszła do drzwi wyprzedzając go o kilka kroków.
Przeszli przez długi korytarz nie spotykając żadnej żywej duszy.
Dalej była tylko sala tronowa i wyjście na dwór.
Przez całą drogę nie odzywali się do siebie. Jack myślał o tym by wydostać się z tej budowlanej cegły, a Elsa o małym źrebaku, który może jeszcze nie przyszedł na ten świat i przyjdzie kiedy ona
będzie u kresu porodu, a ona to wszystko zobaczy własne oczy.
Była wniebowzięta tą myślą.
Kiedy wyszli na plac Elsa pędem pobiegła do stajni, lecz Jack ją zatrzymał a ona posłała mu pełne grozy spojrzenie.
-Czemu mnie zatrzymałeś?-powiedziała tak, że prawie krzyknęła Elsa
-Jesteś osłabiona nie możesz biegać.-dopiero teraz sobie uświadomił co powiedział, zaczął się bać reakcji dziewczyny lecz ona tylko się uśmiechnęła i zaczęła spokojnie iść dalej.
Jack miał racje kiedy biegła i nagle ją złapał zakręciło jej się w głowie.
Kiedy tak powoli szli nadal nie odezwali się do siebie ani słowem.
Dopiero gdy stanęli dziewczyna niespodziewanie się zatrzymała i on również.
Popatrzył na dziewczynę pytającym wzrokiem.
-Mogę cię prosić, jakbym zasłabła możesz mnie złapać?
-Pewnie, że tak tu nie ma się o co pytać, ale chwile... czujesz, że ci słabo?
-Nie... tylko tak się pytam.
Po tej krótkiej każde z nich czuło się skrępowanie i oboje nie wiedzieli dlaczego, przecież to była przyjacielska prośba.
Kiedy byli już za rogiem stajni wpadli na siostrę Elsy.
-Dobrze, że was widzę oboje. Udało się klacz urodziła zdrowe źrebię. Musisz je teraz nazwać Elso, naprawdę musisz, musisz.
-No dobrze. Niech będzie Egon.
-Świetne imię Elso, lepszego nie mogłaś wymyślić.-rzekł z radości Anka.
Młody koń był ciemnogniady z białymi skarpetkami na tylnych nogach. Źrebaczek posiadał rozłupany tzn. umięśniony zad. Młode zwierzę wyglądało bardzo uroczo kiedy chwiało się na swoich długich, cienkich jak tyczki nóżkach. Konik miał podłużną wąską łysinę. Łeb źrebaka był bardzo kształtny. Oczy wdzięczne, piwne, tak jak u większości koni. Puszek młodego zwierzęcia jeszcze nie zdążył wyschnąć. Jednym słowem koń był prześliczny. Elsa tylko gdy go zobaczyła, pokochała zwierzę.
-Jest cudowny.-wykrzyknęła uradowana Elsa.
-Trudno się z tobą nie zgodzić.-rzekł Jack, również oczarowany wyglądem Egona.
Przez kilka następnych dni Elsa codziennie wraz z Jackiem chodzili do Egona i zajmowali się nim.
Byli oczarowani młodym konikiem.
Gdy nadszedł dzień przyjęcia dziewczyna z chłopakiem nie mogli pójść do zwierzęcia, byli zbyt zajęci przygotowaniami.
Elsa musiała przymierzyć turkusową sukienkę, która była bardzo podobna co na ceremonii, ale nie miała kolorowych wzroków (przypominających nasze kaszubskie) i była trochę dłuższa. Buty były na lekkim obcasie, a całe obuwie było granatowe.
U Jack nie było lepiej. Cały czas upierał się by być w swojej luźnej bluzie, a nie w ciasnym garniturze. Jeszcze było dużo kłopotów z jego włosami. Cały czas nie chciały się dobrze ułożyć i wracały do pierwszego ułożenia.
Gdy nadchodził wieczór wszystko było już gotowe.
Elsa z Anką, Kristoffem oraz Jackiem.
Wszyscy byli ubrani fantastycznie.
Anka miała na sobie żółtą sukienkę, a Kristoff dobrze dopasowany do stroju księżniczki garnitur.
Gdy na sale weszli goście, zaczęła grać muzyka i Anka z Kristoffem zniknęli w tłumie wirując na parkiecie.
-Ładnie wyglądasz.-przyznał Jack Elsie, gdy zostali sami.
-Dziękuje. Ty również.-odwzajemniła komplement królowa.
-Bardzo ciasny, ale da się w tym chodzić.
-Uwierz mi, w mojej sukience też, ale ile już dni zniosłam.
Przyzwyczaisz się.
-Dzięki za pocieszenie.
-Cicho ktoś idzie. Nie odzywaj się. Zrozumiano?-lecz Jack już nie odpowiedział bo nieznajomy stanął przed nimi.
-Królowo Arendelle, mam zaszczyt się przedstawić.
Mam na imię Hugo. Jestem siódmym księciem Nasturii.-gdy chłopak wypowiedział te słowa Elsa zaniemówiła.
Przypomniała sobie ten cały incydent z jego trzynastym bratem Hansem. To był jeden z braci tej świni, który chciał wykorzystać jej siostrę...
Hugo bardzo przypominał Hansa. Miał rude włosy, lecz bardziej podcięte i jaśniejsze.oraz duże szare oczy i gustowne ubranie, co świadczyło o
bogactwie.
-Witam.-odezwała się nieśmiało Elsa-Jak panu się podoba bal?
-Jest doskonały. Słyszałem, że tylko królowa umie urządzać takie przyjęcia.-odpowiedział Hugo.
Elsa musiała przyznać, że był bardzo przystojny, tak że prawie zapomniała kogo to brat.
-To dobrze.-odrzekła zarumieniona Elsa, której serce waliło jak dzwon i bała się, że go usłyszy.
-Tak... to dobrze.-nagle odezwał się Jack. To co zdziwiło Elsę to ton jakim mówił.
Był taki surowy i gniewny.
-A mogę zaproponować królowej kieliszek wina i tobie ...
-Jack.
-Jacku- dokończył, gdy poznał towarzysza królowej Hugo.
-No dobrze.- zgodziła się królowa i wzięła kieliszka ze srebrnej tacy, którą niósł jeden z lokai.
-No dobrze na mnie już czas.-rzekł Hugo-Do widzenia królowo... i Jacku- imię chłopaka wymówił
takim tonem jakby od niechcenia.
Książę odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie, lecz zaraz za nim wyrosła Anka.
-Kto to był?-spytała zaciekawiona dziewczyna-Ładny był.
-Ty lepiej z nim nie rozmawiaj bo znowu ściągniesz na nasze królestwo kataklizm.-odpowiedziała żartobliwie Elsa.
-Czyżby...
-Tak.-urwała Elsa jakby nie chciała już nigdy w życiu nie słyszeć tego imienia.
-Elso tu jest tak duszno chodźmy na zewnątrz.
-No dobrze.-zgodziła się królowa i wyszli przez tylne drzwi wprost do ogrodu.
Nie było zbyt ciepło ani zimno, wręcz pogoda była idealna.
W ogrodzie rosło pełno krzaków róż, dlatego w całym ogrodzie było czuć woń róż.
-Wiesz co złap mnie.-Elsa zaskoczyła Jacka tym zdaniem.
Czy ona jest piana po tym jednym kieliszku?!, tylko ta myśl wirowała w głowie Jacka
Czy ja też jestem piany?!, nie mógł się skupić czuł, że wszystko jest różowe i obok niego właśnie przebiegł
LAMOROŻEC.
-Spoko.-Jack przyjął ofertę Elsy i zaczął biec w nią.
Biegła w stronę lasu.
-Nie złapiesz mnie.-krzyknęła królowa i nagle poczuła zimno na policzku.
To był Jack. Rzucił w nią śnieżką gdy ona pokazała mu język.
I tak biegli coraz głębiej w las kiedy nagle Jack ją wyprzedził i pociągnął gałąź, która ją uderzyła tak mocno w policzek, że straciła przytomność i ostatnie co zobaczyła to były różowe króliczki skaczące po chmurkach z waty cukrowej.
Bardzo wam dziękujemy za te wszystkie komentarze od was, które nas zachęcają do dalszego pisania. Mam nadzieje, że ten rozdział wam się spodobał i dziękuje Lonny, która dodała na początku trochę zabarwienia uczuciowego i Masiakrze która napisała wspaniały opis źrebaka.
Bella :*