piątek, 20 listopada 2015

                                                  Prolog

CEDRIC
Nie wiem kim byli. Nie wiem, czy im na mnie zależało. Nie wiem jacy oni byli. Mili, sympatyczni? Zabawni, pozytywni? A co jeśli zwykle się nie uśmiechali, tak jak ja? Ile odziedziczyłem z ojca, a ile z matki? Po kim mam swój charakter?
Pytania bez odpowiedzi pojawiały się i znikały z mojej głowy jak płatek śniegu, który w jednej sekundzie spoczywa na dłoni, a w drugiej rozpływa się i znika na zawsze. Niestety różnica między wszystkimi niewiadomymi w moim życiu, a śnieżynkami jest taka, iż pytania zawsze powracają. Czy to przy stole, czy to w szkole; zawsze gdzieś się znajdą. Takie same jak przedtem – bez odpowiedzi.
Szesnaście lat temu, 25 czerwca Haley i William Marshall przywitali nowego członka rodziny. Pani Marshall – moja mama, miała problemy z zajściem w ciążę. Ona i ojciec starali się kilka lat, niestety za pierwszym razem ich dziecko w wyniku jakiejś wady zmarło w łonie matki. Tracili nadzieję, prawie się poddali, ale któregoś dnia los się do nich uśmiechnął, pani Marshall nosiła w sobie nowe życie – mnie. Miesiące niepewności, leków, badań, nocy w szpitalu. To, że przeżyłem graniczyło z cudem. Lekarze niemalże zapewniali moją mamę, że umrę prędzej czy później. Jak nie w brzuchu to przy porodzie. Jak nie przy porodzie, to kilka godzin po nim. A jednak, jednak wytrwałem, moje serce wciąż niestrudzenie biło, płuca zaczęły swoją pracę tak, jak należy.
Niestety szczęście moich rodziców nie trwało długo. Nie mogło tyle trwać, przecież gdyby zupełnie wszystko się udało, świat nie byłby sobą. Wystarczył jeden błąd, jedna chwila nieuwagi, abym stracił swoją biologiczną rodzinę. Wolałbym zginąć razem z nimi tamtej nocy, jako kilkudniowy, słaby niemowlak, niż cierpieć następne szesnaście lat, nie wiedząc kim się jest. Ostatnia nadzieja zgasła wraz ze śmiertelnym zawałem którejś z ciotek, która miała mnie przygarnąć. Nie można było zrobić nic więcej, jedynym wyjściem był Dom Dziecka.
Wiesz jak to jest, gdy szukasz w internecie informacji na temat życia któregoś z królów, aktorów, muzyków? Ja nie zajmowałem się wspomnianymi celebrytami, czy też władcami. Ja wszędzie chciałem znaleźć cokolwiek o przeszłości mojej rodziny. Czasami coś wyciągnąłem z opiekunów, czasami od dyrektorki. Gdy nieco podrosłem zaglądałem do starych gazet, kronik. Gromadziłem wszystko w swojej szufladce przez czternaście lat. Uwierzcie, nazbierało się dość...sporo. Pomimo to wciąż za mało, wciąż pojawiały się nowe pytania, na które nie miałem pomysłu. Traciłem chęci i zapał, pogodziłem się z myślą, iż coś zawsze pozostanie niewyjaśnione do końca mojego życia.
##########
Niedługo po skończeniu czternastki nadszedł olbrzymi przełom w moim marnym życiu. Zdarzyło się coś nieprawdopodobnego, czym tak naprawdę nie zaprzątałem sobie myśli, w przeciwieństwie do moich kolegów i koleżanek. Przysięgam, nie zastanawiałem się, czy ktokolwiek mnie kiedyś zaadoptuje. Nie zależało mi na tym, było mi wszystko jedno. Obojętnie traktowałem małżeństwa starające się o prawa. Czasami nawet ,,chłodnie'' (lekko mówiąc) ich witałem. Owszem, byłem odstadkiem, wolałem przebywać sam na sam z gazetami, kartką papieru i ołówkiem... Albo z Randy'm – moim jedynym, szczerym przyjacielem, z którym zadawałem się prawie cały czas, jeśli nie skupiałem się przy analizie danych. Randy był moim całkowitym przeciwieństwem, chyba do granic możliwości. Otwarty, optymistyczny, wiecznie szczęśliwy, zabawny. I właśnie te jego cechy trzymały mnie w miarę przyzwoitym stanie psychicznym. To właśnie on zmuszał mnie do sztucznego uśmiechu, chociażby wrednego i ironicznego.
Rodzice Randy'ego byli nałogowymi, agresywnymi pijakami. Trafił do Domu Dziecka jako czterolatek. Posiniaczony, wystraszony, dopiero co po miesięcznym pobycie w szpitalu. Nie spodziewałem się, że za parę lat wyrośnie z niego tak pozytywny gość. Byliśmy w tym samym wieku, zaprzyjaźniłem się z nim niemalże od razu, kiedy doszedł. I dobre kilka lat pracował nad zmianą charakteru, nad wymazaniem przeszłości. Jak się okazało – sukcesywnie.
Dlaczego zatem to mnie adoptowano przed nim? Przecież to Randy zawsze przyciągał uwagę, posiadał dobrą energię i miał za sobą cięższą przeszłość (teoretycznie, czasami ból psychiczny jest gorszy od fizycznego), a jednak państwo Hannah i Franklin Carter wybrali mnie, Cedrica Marshall'a, od teraz już Carter'a. Okazali się chyba najlepszymi rodzicami z tych, których widziałem, lub słyszałem o nich (od rówieśników). I wbrew pozorom szybko się zaaklimatyzowałem. Poznałem swoją nową siostrę – Kate, dwa lata młodszą ode mnie oraz trzyletniego brata, Bernarda. Pokochałem ich wszystkich.


Pomyśleć, że to dopiero początek tych ,,olbrzymich przełomów''...

Grace

 Niektórzy twierdzą, że życie nie może się diametralnie zmienić w ułamku sekundy...
Takie osoby się po prostu mylą. Jednego dnia możecie dostać dobrą ocenę albo chłopak, który wam się podoba wyzna wam miłość, lecz nazajutrz może się okazać, że ktoś sypnął, że niby ściągaliście, a chłopak robił sobie żarty. Dlatego nie warto w zbytnio nic ingerować w życie i udawać, że mało nas cokolwiek obchodzi. Tak samo jest ze mną... Moja wesoła rodzinka jest sztuczna do szpiku kości, nie licząc mojego brata bliźniaka Mika. On jedyny mnie rozumie i umie pocieszyć. Moja kochana mama, kiedy byłam mała, przesadziła z piciem przez co porwali mnie, mojego brata i moją zaginioną siostrę Chloe spisaną już na straty... Przez cały tydzień nas przetrzymywali w opuszczonym domu, gdzie nas głodzili, torturowali... nigdy tego nie zapomnę...Tych mrocznych dni, które zmieniły moje życie już na zawsze. Oczywiście nasz wzorowy tatuś zostawił nas kiedy byliśmy mali i po nim również słuch zaginął. Aktualnie żyję z moją ciocią, którą obchodzą tylko alimenty od naszej mamy, bo po sprawie w sądzie straciła prawo opieki nad nami, ale największa męczarnia jest w szkole.

Nikt nie wie co przeszliśmy z bratem i nigdy się nie dowiedzą, bo po co.
Mam dość sztucznego współczucia, które mi nie wynagrodzi tego co przeszłam. Dlatego zawsze mam maskę roześmianej dziewczyny, która jest beztroska do granic możliwości, nawet już w domu tak automatycznie się zachowuję, więc może jest dla mnie jakakolwiek szansa na minimalne znormalnienie, chociaż nikt nie jest normalny. Moimi przyjaciółkami zostały również beztroskie dziewczyny, więc to dla nich ta cała szopka. Pomimo tego wszystkiego uwielbiam je. Wiem to dziwne lubić osoby, które się oszukuje. ŻYCIE KOCHANI :) Charlotte, piękna dziewczyna o obszernym zakresie talentów, przez co ma dużo zalotników ( nie wiem jak to nazwać, bo my na nich mówimy Zadki, wiem bardzo śmiesznie) NIESTETY, MA NA OKU MOJEGO BRATA, WIĘC KAŻDY DOSTAJE KOSZA. Ale oczywiście, żeby było jeszcze  śmieszniej mój brat nie szuka żadnej sympatii. Druga, z którą się trzymam ma na imię Annabeth, chociaż my wolimy na nią wołać Ann, bo to bardziej to niej pasuje. Jest również bardzo ładną i BARDZO mądrą osóbką pełną pozytywnej energii, chociaż rzadko ją okazuje. Tak ona jest z nas najbardziej poważna. Tak wiem moje życie jest szalone i powinnam się cieszyć, że nie nudzę się i żyję bojąc się co będzie jutro, no ale kochani ile bym dała aby być normalna... By być naprawdę taka jaką udaję... Odnaleźć spokój i harmonię, która pozwoli mi żyć bez strachu...
A najlepsze jest to, że od moich narodzin nigdy nie był mi pisany spokój, a wkrótce moje życie zmieni się jeszcze bardziej... i nie tylko moje 

                                                             Joker i Kapelusznik