środa, 28 maja 2014

Szkypyy ^^

Bella - mrrorzongaa
Masia - masiakra2001
Loony -loony.frost

A łoto nasze szkajpy. Gdyby ktuś chciał, to proszszsz. Jak niii  to nii. Pieruny.

środa, 21 maja 2014

Rozdział 8: Kiedy wydaję się, że już bardziej nie można namieszać.... Rozdział ósmy sie ukazuję, prosze państwa.

Maśka może mieć dedykację, to ja też! A co! No to dedykuje ten rozdział moim ukochanym przyjaciółkom. Nienawidzę Was obu ;*
No i Wam! Czytelnikom. Bez Was by się nam nie udało. Znaczy... Pisałybyśmy, ale bez satysfakcji - jak Masia xD
Oraz dziękuję mojej mamie, która mnie wspierała słowami "idź spać', gdy pisałam do drugiej w nocy.
Sa takie dwa momenty w tekście, że litery są czarne i ich nie widać. Miliony razy próbowałam to naprawic i nadal próbuję, ale teraz moge tylko Wam powiedzieć, abyście zaznaczyli tekst i wtedy da się go odczytac. Pracujemy nad nowym wyglądem bloga i to będzie naprawione, więc bez spiny ^^
No i przepraszam za taki pochrzaniony tytuł, ale nie wiem, jak mam opisać to, co się dzieję w tym rozdziale....


Elsa obróciła się gwałtownie, lecz nikogo za sobą nie ujrzała. Chłód bijący dookoła ją dobijał. Dobijała ją myśl, co potrafi zrobić. Ten chłopak z lodem... Jack? On jej powiedział, że potrafi to, co on.
Lód i chłód.
Może myśli o zimnie spowodowały, że na skórze Elsy wyskoczyła gęsia skórka? Może po prostu się czegoś wystraszyła...? Tylko czego...
W każdym razie zrobiło się jakoś nieswojo, choć słyszała od służby i tego chłopaka od lodu, że to jej komnata.
 Zmrużyła oczy, próbując dostrzec jakiś ruch w ciemności. Nic z tego.
Ale miała dziwne przeczucie, że jest obserwowana. Obserwator niekoniecznie miał dobre zamiary.
Elsa przełknęła ślinę i ruszyła hardo na środek pokoju. Zaczął padać śnieg, który wkrótce dosięgał dziewczynie do kostek.
Nagle rozległ się szczęk przekręcanego w zamku klucza. Serce zabiło Elsie szybciej, słyszała pulsowanie swojej krwi, jakby rozgłoszone do 3000.
-H-halo? - zapytała. Odpowiedział jej własny głos, echo. Odbiło się od lodu i trafiło do Elsy z podwójną siłą, przez co poczuła się okropnie samotna i przestraszona.
Potem nadeszła fala gniewu.
Co ten bosy koleś gadał? A w ogóle to czemu nie nosił butów? Miał coś z głową? I to on mówił, że niby ona dostała jakąś gałęzią!
Gadał, że jest królową, że musi zająć się królestwem... Arendelle. I jeszcze ta ruda. Jej... Jej siostra, o ile dobrze pamięta. Czyli nie do końca.
Elsa jeszcze czuła jej ciepły uścisk na skórze, lecz po chwili ogarnęło ją zimno oraz strach.
-H-halo? - powtórzyła, rozglądając się po komnacie.
Spojrzała jeszcze raz w stronę okna. Już miała odwrócić wzrok, gdy ujrzała coś. Właściwie kogoś. Tym kimś był wysoki mężczyzna. Włosy miał przylizane i czarne jak smoła. Jego skóra była szarawa, niczym popiół, a na sobie miał czarną suknie... Elsa nie bałaby się jakiegoś gościa w sukience, ale ten promieniował jakimś takim... mrokiem, że miała ochotę uciec i wypłakać się w poduszkę. Nadal nie wiedziała, jak zdołała utrzymać się na nogach i mieć taką pewną siebie minę.
Tak. Mrok.
-Nie odpowiesz nawet? - Gdyby miał brwi, uniósłby je. -  Gdzie twoje maniery, Elso?
Dziewczyna wyprostowała się, taksując nieznajomego wzrokiem. Nie umiała sobie przypomnieć, skąd go zna, ale on najwyraźniej ją poznawał. Wydawał się nawet jakiś... znajomy, ale gdy Elsa próbowała sięgnąć w głąb pamięci, rozbolała ją głowa.
Złapała się za pulsującą skroń. Usłyszała okropny śmiech, od którego agonia sie pogłębiła.
-Tak, kochana. - wymruczał. - Ból. Przyjemna rzecz.
Elsa spojrzała na niego z politowaniem, lecz nadal krzywiąc się z bólu.
-Jak dla kogo.
Facet w sukience się roześmiał. Podszedł do niej, zataczając kółko. Elsa po chwili zobaczyła, że robi rękoma kręgi, tworząc jakieś dziwne, latające kształty z czarnego piasku.
-Słyszałem, że straciłaś pamięć. -oznajmił, okrążając ją. - Chciałem się dowiedzieć, czy to prawda.
Elsa westchnęła.
"A więc to tak", pomyślała rozeźlona. "Nagle tracę pamięć i robię się dla wszystkich atrakcją!".
-Tak, a więc, jeśli nie będzie to problem, czy mógłby mi pan przypomnieć, jak się pan zwie?
Mężczyzna uniósł kącik ust, w jego oczach zabłyszczało.
-Elsa, mów mi Mrok. Nie "pan". - mruknął cicho, lecz jego głos był wyraźny i wystarczająco stanowczy, aby uciszyć rozwydrzoną pierwsza klasę. - A wiesz w ogóle, co tu robisz?
Elsa pokręciła głową. Teraz zataczała koło, idąc obok Mroka, ale trudno było mu dotrzymać kroku. Szybko i nierytmicznie poruszał stopami, jakby nie chciał się dopasować.
Mrok w ogóle na nią nie patrzył, ale najwyraźniej musiał, bo westchnął ze współczuciem, odwrócił się do niej i położył rękę na ramieniu.
Jego dłoń była zimna i ciężka, jakby Elsa wpadła na pomysł, aby położyć sobie na ramieniu otwartą lodówkę.
Spojrzał jej w oczy. Jego spojrzenie było namiętne i złote. Pełne współczucia i takiego dziwnego blasku....
Kurde, Elsa ciągle miała uczucie, że go znała. Tylko nie wiedziała, czy może mu zaufać. Czy on wie, kim była? Może to ten bosy wciska jej kit? A ta ruda... i ten blondyn? Wydawali się, jakby ja znali i kochali.
-Elso, jak dobrze, że przybyłem tak wcześnie - wydusił ciężko, jakby mówienie przychodziło mu z trudem. - i będę mógł ci teraz powiedzieć prawdę. Tamci... Ten od lodu i twoja "siostra" - Uniósł palce, kreśląc w powietrzu cudzysłów. Spuścił wzrok i złapał ją za rękę, choć Elsa początkowo się opierała, w końcu wyczuła, że to przyjacielski uścisk.
-Posłuchaj mnie - zaczął. - Pamiętasz tego z białymi kudłami? - Elsa kiwnęła głową. - On cię porwał z naszego domu.
Elsę rozbolała głowa. Przymknęła oczy, aby się uspokoić. W jej mózgu się powoli rozjaśniało, ale gdy była blisko "prawdziwej" prawdy, wszystko gasło i wywoływało uporczywe pulsowanie.
-Tak, wiem to trudne, ale musisz to wiedzieć. - powiedział. - Ta ruda nie jest twoją siostrą, nie kocha cię, a ten białowłosy? To jeszcze głupi szczeniak. Oni po prostu... Oni pragną twojej mocy.  - Obszedł ją dookoła. - Ja nigdy bym tego nie chciał. Jesteś wyjątkowa, a ja... - Machnął ręką, ustawił się obok jej ramienia.
Przed oczami Elsy pojawiła się kula z czarnego piasku... Koszmarów?
"Ała", pomyślała Elsa, ignorując ból. Czuła się tak, jakby ktoś założył na jej mózg opaskę uciskową i pozbawił umiejętności racjonalnego myślenia.
Kula zamieniła się w rozmazaną plamę, na której pojawił się kształt dziewczyny, a za nią biegł jakiś chłopak. Ona strzelała płatkami śniegu, a on kulami koszmarów. Lód i koszmary łączyły się, tworząc naprawdę, naprawdę piękny widok.
Wyobraźcie sobie, że widzicie waszą ulubioną scenę z filmu/książki i pomnóżcie ją przez milion, wtedy poczujecie się mniej więcej, jak Elsa, gdy widziała ten "koszmar", który wydawał się pięknym rajem.
Mrok znów machnął ręką, a obraz rozwiał się.
-Widzisz, Elso? - zapytał, choć brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. - Mrok i chłód. Idealne połączenie. Razem byliśmy zgraną drużyną, razem mieliśmy pokonać Jacka, który zabrał tobie moc. Nadal możemy to zrobić...
"Kolejna dawka informacji", Elsa zacisnęła powieki, wstrzymując łzy. Ból był tak okropny, jakby jej umysł był wielkim przeciwnikiem tego, co mówił Mrok. Jej serce zatańczyło makarenę i załomotało w żebra.
Ała. Ała. Ała.
-O-on zabrał mi moc? - wykrztusiła Elsa. W jej głowie kłębiło się setki myśli uporczywie naciskających na czaszkę. - J-jak to?!
Mrok położył rękę na jej ramieniu, przenosząc na nią cały swój ciężar, co Elsie nie pomagało.
-Tak, Elso. - Westchnął, zmierzwił włosy, niszcząc ulizaną fryzurę i uniósł głowę, patrząc w turkusową głębie jej oczu, która wyglądała jak płyn do spryskiwaczy. - Tak ciężko mi to mówić, ale taka jest prawda.... Oni cię wykorzystują. Pragną twej mocy.
Pod jego stopami znikąd pojawiła się chmura z czarnego piachu. Potem zza jego pleców wyłoniły się piaskowe koniopodobne stwory, a sam Mrok miał minę pana świata ( No wiecie taka... badass.)
-Chodź ze mną. Do domu. - powiedział.
W głowie Elsy pojawiły się urywki jakiegoś wspomnienia.
Błękitne oczy, zimne jak zamrożone jezioro, ciepły, miętowy oddech, śnieżnobiałe włosy.
Pokręciła energicznie głową, pociemniało jej przed oczami i poczuła ból. Nie skrzywiła się, tylko dygnęła przed Mrokiem i ujęła jego dłoń, pozwalając się przenieść na chmurę koszmarów.

Jack po przebraniu się z garnituru czekał przed komnatą Anki, aż ta się pojawi. Oczywiście przyszła w obstawie Kristoffa, co go nie dziwiło. Zwykle byli razem.
Kristoff wyraźnie chciał ją rozśmieszyć - miał na czuprynie świecące, reniferowe uszy - lecz rudowłosa była zamyślona i dziwnie przygnębiona. To zachowanie było dziwne nawet jak na obecną sytuacje. W końcu to była Anka. Zawsze radosna.
-Cześć - przywitał się białowłosy, zmuszając się do gorzkiego uśmiechu.
Kiedy zauważyli Jacka, zatrzymali się ze zdziwieniem. Pierwszy wyszczerzył się Kristoff. Jack zdziwił się, że blondyn nie zdjął reniferowej ozdoby.
-Hej, Jack! - zagadał. On chyba jedyny próbował zachować optymizm. W końcu jednak zobaczył, że jest jedyną pozytywnie myślącą osoba w tym gronie, więc spochmurniał i westchnął. - Trzymasz się jakoś?
Jack zmarszczył brwi i spojrzał pytająco na blondyna.
Kristoff uśmiechnął się półgębkiem. Jack mało co nie wybuchnął śmiechem, bo chłopak naprawdę głupio wyglądał z tym swoim pół-uśmiechem i świecącymi uszami.
-No wiesz, zapomniała cię i musisz od początku się...
Jack wystawił płasko dłoń do chłopaka Anki, aby się przymknął. Już miał dość. Mikołaj, Ania, Kristoff... Jeszcze chwila, a doradca zacznie tak gadać! Jack lubił Elsę... Lubił. Tak.
-Oj, weź, stary. - parsknął. - Czemu każdy od razu myśli, że my ten-tenges?
Anka i Kristoff wymienili znaczące spojrzenia, a potem przyjrzeli się mu dobitnie, jakby doszukiwali się znaku, że żartuje.
-To jest moja szefowa! Przeliteruję to, jak chcecie : SZE-FO-WA! - zawołał. - Jedyne, co mnie martwi w tym zaniku pamięci, to to, że nie dostanę wypłaty, bo zapomniała.
Jack czuł metaliczny smak w ustach, gdy to mówił. Chyba tak smakuje kłamstwo. Tak łatwo przychodziło, ale w jego głowie pojawiły się głosy. Nie martwcie się, to tylko tak dziwnie brzmi... Brzmi.
Jack!
Co ty wygadujesz?!
Chyba Mikołaj coś dodał do tych ciastek...
Tak, to przez te pierniczki!
-Nie jadłem pierniczków - mruknął.
Anka popatrzyła na niego ze ściągniętymi brwiami i otwartymi ustami, jakby chciała coś powiedzieć.
Jack się zarumienił, gdy spostrzegł, że powiedział to na głos. Myślał, że myślał.
-Właściwie to chciałam się zapytać, czy coś się stało, że tu jesteś... - powiedziała cicho, po czym się wyprostowała i uśmiechnęła uroczo. - Ale jak chcesz pierniczków, to w kuchni na pewno jakieś są!
Jack zaśmiał się, ale tylko po to, aby zbyć krępujące tłumaczenie się.
-Nie, nie chodzi o pierniczki. - Zmierzwił białą czuprynę pokrytą szronem. - Ja... eee... Ten, tego...Co mówiła Elsa?
Anka uśmiechnęła się łagodnie, podchodząc do Kristoffa, który wolno otoczył ja ramieniem.
-Och, nic szczególnego w sumie. - oznajmiła. - Powiedziałam jej tylko, kim jest.
Jack pokiwała głową, zastanawiając się, jak się może czuć Elsa. Pewnie jest wystraszona. Nadmiar informacji... Jack czuł, że nie powinien jej zostawiać samej w takim stanie, zwłaszcza gdy w sumie to trochę... no to jego wina! On ją niechcący rąbnął tą głupią gałęzią, to przez niego straciła pamięć. I tyle.
Jak zwykle jego wina.
Niebieskooki spojrzał na Ankę. Przygryzała wargę, powstrzymując uśmiech. Jack znów poczuł się otoczony, bo Kristoff miał takie dziwne, rozbawione spojrzenie, a z tymi reniferowymi uszami wyglądał naprawdę złowieszczo. Jack poczuł się jak zagrożony gatunek, a wokół sami kłusownicy.
-No ale przyznaj, że się o nią martwisz... - zaczęła się z nim droczyć Anka.
"Co za podstępna ruda...., pomyślał, nie kończąc, bo bał się, że mógłby to powiedzieć na głos, a wtedy:
1. Straże wyrzuciłyby go z zamku.
Albo:
2.Kristoff wyrzuciłby go z zamku.
Albo:
3. Przywaliwszy mu w twarz z liścia, Anka wyrzuciłaby go z zamku.
Te wszystkie trzy opcje były tak samo odrzucające.
-Już mówiłem, że się martwię o swoją wypłatę, bo muszę sobie kupić nową bluzę. - Oparł się o laskę, którą wziął ze swojego pokoju. Ktoś ja tam położył... - Najlepiej taką ze śnieżynkami - Kiwnął w stronę Kristoffa. - O! Albo takie uszy.
Kristoff przyłożył palce do skroni w geście załamania nerwowego. Anka się roześmiała.
-Jak tak bardzo ich pragniesz, to ci takie dam w prezencie - Mrugnęła do niego wesoło. Jack zrobił się czerwony jak burak, mając nadzieję, że Kristoff tego nie zauważył. - Kiedy masz urodziny?
Jack potargał swoje włosy, próbując sobie przypomnieć, ile w ogóle ma lat. Chwilę później podniósł wzrok z uśmiechem.
-Załóżmy, że jutro.
Anka wyszczerzyła zęby i zwróciła do Kristoffa.
-Już nie jestem zmęczona, może znajdziemy jakieś zdjęcia, aby przypomnieć Elsie dzieciństwo?
-No dobrze - zgodził się.
Jack uważał, że tworzyli naprawdę dobrą parę. Jakby byli dla siebie stworzeni, jakby coś strasznego razem przeżyli i teraz nawzajem o siebie dbali. Kristoff zawsze się rumienił, gdy napotykał spojrzenie Anki, a ona zakrywała usta dłonią, aby ukryć uśmiech, gdy on zapatrzył się w jej oczy. Jack czasem zastanawiał się, jak to by miło było - dla odmiany - być szczęśliwie zakochanym. Elsa odpadała... Przy niej groziło mu zbyt duże zagrożenie życia. A żadnej innej dziewczyny nie znał.
Anna spojrzała na Jacka, który nagle się zamyślił.
-Nie martw się, Jack - Rudowłosa poklepała go po ramieniu. - Idź spać, musisz być wykończony. Moja siostra ostatnio nie daje ci spać.
Jack kiwnął głową i zanim jego zmęczony mózg zdołał przefiltrować słowa, Anka i Kristoff weszli do komnaty księżniczki w poszukiwaniu zdjęć.
Jack postanowił powrócić do swojej komnaty. Wolnym krokiem szedł labiryntem korytarzy, nie przejmując się tym, że jest późno.
Rozmyślał, jak przypomnieć Elsie, kim jest. Może mógłby walnąć ją śnieżką w twarz? Może znowu musi walnąć ją gałęzią?
Jack naprawdę chciał, aby dawna Elsa wróciła. ta była jakaś nieswoja... Jak zwracała się do niego "pan". Miny bez jej wyższości i dumy, których pozazdrościłaby nawet Kleopatra.
Na pewno można jej jakoś pomóc, przypomnieć wszystko. Może trzeba tylko zadzwonić po lekarza? To jest to! Po lekarza, on da jej jakieś lekarstwa czy coś tam i BAM! Tak jakby żadna gałąź nie rąbnęła Elsy w twarz
Jack uśmiechnął. Jeden korytarz w lewo, potem drugi w prawo i jest przed swoja komnatą. Ale dwa kroki do następnego korytarza i jest w sypialni Elsy...
Nie zaszkodzi w sumie zapytać się jak się czuję. Może chce wody? A może już sobie coś przypomniała?
Warto sprawdzić.
Jack wślizgnął się do pokoju Elsy.
-Cześć, Elsa. - przywitał się, zamykając drzwi. - Jest późno, ale ja myślałem, że może... - Jack zaczął główkować, po czym palnął. -... może masz ochotę na kakao?
W pokoju było ciemno, wszystkie firany były zasłonięte, a okna szczelnie zamknięte, ale wiatr hulał w środku najwyraźniej od bardzo, bardzo dawna, bo w środku było pełno śniegu oraz lodowych stalaktytów.
-No nie... - westchnął Jack. - Mówiłem, żebyś nie machała łapami, bo zrobisz sajgon! I co? - Jack wymachiwał rękami dookoła, przez co wyglądał, jakby dostał napadu padaczki. - I zrobiłaś sajgon!
Jego słowa odbiły się echem od ściany. była na tyle głośny, że obudziłby Mikołaja po Gwiazdce, a uwierzcie, to jest naprawdę trudne. Jack przeszedł na środek pokoju, głośno stąpając po oblodzonej posadzce.
-Elsa? - Jack rozglądał się po pokoju. - Elsa! Wiem, że jesteś śpiochem, ale nie wiedziałam, że aż takim!
Jack podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju. Z uśmiechem spojrzał na wypukłe miejsce pod kołdrą. Potrząsnął pościelą tam, gdzie powinno być ramię Elsy. Jej ciało było dziwnie wiotkie.
-Oj, błagam, Elsa! - Roześmiał się Jack, po czym zamilkł, pozwalając Elsie coś powiedzieć. Cokolwiek. Nawet wymruczeć jakąś obelgę. W sumie ucieszyłby się z tego, bo wiedział, że byłaby sobą...
-Bez żartów, Elsa. No weź...
Jack chwilę się wahał, ale ściągnął kołdrę, mając nadzieję, że dziewczyna jest ubrana. Ale... Ale zobaczył tylko poduszki. Jacka zatkało.
Zerwał się z łóżka, czując ból głowy.
-Och, nie, nie, nie, nie, nie, nie.... - wyjąkał, chodząc wte i wewte. - Jest bardzo źle. Bardzo źle.
Szybko rozsunął zasłony, w nadziei, że gdzieś jednak Elsę znajdzie. Boże, może być nawet nieprzytomna, chora, ale przynajmniej żeby tu była.
Latał po pokoju jak wariat, aż w końcu nakazał sobie spokój, bo pomyślał, że zaraz oszaleje.
-Okej - powiedział do siebie. - Jack, ogarnij się. Możliwe, że po tym zamku lata jakaś dziewczyna z amnezją, pewnie nawet królowa tego królestwa. Wszystko będzie na ciebie, jeśli ktoś ją zobaczy... - Westchnął. - No... Super.
W tej właśnie chwili powstał plan. Plan Jacka, który nazywał się.... No, nazywał się "Plan Jacka". Nazwa nie była spektakularna - znaczy była, miała jego imię - ale Jack miał nadzieję, że plan okaże się skuteczny.
Pierwszym punktem jego planu wymyślonego na szybko było przeszukanie pokoju Anki. Mogła tam pójść, gdy sobie coś przypomniała i teraz razem oglądają zdjęcia.
Jack wypadł z pokoju i już miał minąć swoją komnatę, gdy ujrzał, że drzwi od niej były uchylone, a ze środka sączył się słaby, tlący się blask.
Zawsze pamiętał, aby zamykać drzwi oraz aby zgaszać zapalone niepotrzebnie światło, więc pomyślał, że może być tam Elsa.
Jacka zaczęły boleć żebra, bo jego serce mocno w nie tłukło. Szybko wszedł do środka, bo zaczynał się już naprawdę martwić.
Wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Światło pochodziło z kilkunastu świeczek na stoliku nocnym. Wszystkie okna były pootwierane na oścież, a Jack zdziwił się jakim cudem, do diabła, płomienie nie zgasły od dosyć silnego wiatru. Najwyraźniej były jakieś nieśmiertelne czy coś.
Elsy nigdzie nie było widać, ale... najwyraźniej tu była.
Jack spojrzał na swoje nieposłane łóżko i westchnął... Tamta Elsa by je posłała od razu, ale ta w ogóle nie tknęła.
Ale nie w tym rzecz, na łóżku leżała kartka. Jack szybko ją złapał i zaczął czytać. Od razu rozpoznał, że to na pewno nie jest pismo Elsy. Dziewczyna stawiała mniejsze odstępy od liter, a ogonki "j" i "y" były lekko zakręcone i zawsze nie do końca.
Jacku Froście!
Daj sobie spokój, chyba że chcesz być rozczarowany. Elsa już cię nie chce, znajdź sobie inną laskę. Znaczy... Taką, co nie zamraża. Ale ty już masz jedną,, drewnianą taką, co zamraża, więc znajdź taką, żywą, co nie zamraża...
Czaisz? I od razu inną królową, bo ta ruda chyba się nie nadaje zbytnio...
No więc... Buziaki, przytulasy i dużo, dużo koszmarów ;**
                                                                                                         MROK BLACK

Jack myślał, że go rozniesie, gdy skończył czytać. Wybiegł z pokoju, kierując się do komnaty Anki.
Korytarze mijał automatycznie, skręcił w lewo i w prawo, potem w środkowy korytarz i był przed jej drzwiami. Przez całą drogę w jego głowie pobrzmiewały słowa, które przeczytał. Czy to prawda? Czy...
Jack pokręcił głową. Nie obchodzi go to, ale musi ją odnależć, aby królestwo miało królową... Tylko dlatego.
Wpadł do środka, nawet nie pukając.
-Anka! - zawołał.
Natychmiast usłyszał Kristoffa, który syczał: "Ciii".
Na środku pokoju leżała na dywanie Anka, jej głowa opierała się na jakimś albumie, a wokoło walało się mnóstwo fotografii. Z dzieciństwa, gdzie Anka była roześmiana i zarumieniona, a Elsa poważna i z takim niepokojem oraz smutkiem na twarzy.
Potem było lepiej... Elsa miała grubego warkocza, lekksze stroje, jakby uwalniała się z duszących kaftanów z przeszłości oraz piękny uśmiech na twarzy.
Było parę zdjęć jakiegoś bałwana i renifera... No i Kristoff z Anką oraz Elsą gdzieś... w górach? W oddali lśnił jakiś szklany pałac albo...lodowy.
Jack odwrócił wzrok od zdjęcia Elsy na lodowisku i popatrzył na Kristoffa. Układał głowę Anny, którą miał na kolanach, na poduszkę, potem przykrył ją czule kocem i pocałował w policzek.
Jack przez cały czas stukał niecierpliwie palcami w uda, liczył każdą sekundę i myślał, czy mu przerwać.
-Eee... Kristoff - zaczął, a blondyn spojrzał na niego pytająco. - No bo to dosyć poważna sprawa. Chodzi o Elsę.
Kristoff uśmiechnął się znacząco, ale zachował ten usmiech dla siebie, bo ukrył go, przygryzając wargę.
-Aha... - Jego głos drżał od śmiechu. - No i co? Wiesz, ja nie jestem znawcą od miłości, ale moi przyjaciele tak, więc...
Jack pokręcił głową, znów machając rękami, uciszając Kristoffa.
"Błagam...", pomyślał. "Niech on przestanie myśleć tylko o jednym, bo przysiegam, nie ręczę za siebie!"
-Nie! - zawołał, mając nadzieję, że Anka "sama" się obudzi, słysząc go. - Nie chodzi o to! Elsa... ona... uciekła. Nie ma jej... i ja znalazłem w moim pokoju list.
Blondyn wytrzeszczył oczy.
-Że od niej?
-Nie... Od Mroka. - Jack spojrzał na Ankę. Pomyślał, że w sumie nie musi jej budzić. Sam sobie poradzi. Tak.
Kristoff pochwycił jego spojrzenie i wpatrzył w śliniącą się dziewczynę.
-Powiem jej, a ty idź szukać Elsy u tego... kimkolwiek jest. - oznajmił. - Ale narobił dużo złego...
Jack kiwnął głową, odwrócił się i już zamierzał wyjść, gdy Kristoff złapał go za ramię. Jack spojrzał na niego z pośpiesznym uśmiechem. Odwzajemnił go.
-Kopnij tego Mroka w tyłek. Za Ankę i oczywiście Elsę.
-Z chęcią.


-I co, Elso? - zapytał Mrok. - Podoba ci się?
Elsa przeszła się jeszcze raz po obszernej, czarnej sali. Ściany były chropowate, a sama komnata miała dwa piętra. Na przeciwko wejścia widniały kręcone schody, prowadzące do złotych dzwonów oraz dziwnych, błyszczących mechanizmów. Przed nią otwierał się wielki taras, a za nim piękna panorama gór oraz stromych skał.
Elsa z każdym ruchem szeleściła swoją nową, piękną suknią. Była utkana z jeszcze poruszających się koszmarów. Na materiał ciemniejszy od smoły naszyte były wzory oraz lśniące, srebrne cekiny. Jej czarne buty na małym obcasie stukały głośno po sali. Ten łomot przypominał troche rytmiczne pulsowanie serca.
Elsa wpatrzyła się w kule koszmarów, która miała służyć za lampę, ale świeciła gorzej niż świeczka gaszona przez wiatr.
-Przytulnie tu. - Elsa uśmiechnęła się.
Mrok podszedł do niej z szeroko otwartymi oczami. Na jego twarzy gościł mile zaskoczony usmiech. Wyciagnął rękę i złapał za jej warkocz.
-Elso... - wydusił. - Twoje włosy.
Elsa spojrzała na swój warkocz. Widziała tylko koniuszek, ale był biały i gruby.
-Coś nie tak? - spytała, lekko zmieszana, ale się nie bała, bo Mrok był chyba uradowany.
Mrok roześmiał się.
-Głupolu, twoje włosy robią się czarne!
Rzeczywiście, gdy Elsa znów na nie spojrzała były nawet intensywniejszej czerni niż suknia. Coś jednak w sercu Elsy załomotało, a żołądek ogarnęły mdłości.
-Och, Matko!
Elsa wypuściła z ręki warkocza i zakryła usta ręką. Jej oczy były wielkie jak spodki. Ogromne, turkusowe spodki. Mrok spojrzał na nią z politowaniem i wolno podszedł. Zabrał jej rękę z twarzy i pogłaskał po ramieniu. Jego dotyk, niegdyś zimny i nieprzyjemny, był teraz kojący i łagodny.
-W końcu jesteś sobą. - oznajmił z usmiechem. Ten uśmiech sprawił, że Elsa również się uśmiechnęła. - Teraz, gdy wreszcie wiesz, kim jesteś naprawdę, to muszę ci powiedzieć, kim jest ten chłopak od lodu, Jack.
Elsa uniosła brwi.
-Myślałam, że już mi to wytłumaczyłeś.
Mrok zaszedł Elsę od tyłu i złapał za jej ramiona, masując.
-Tak, tak, kochanieńka, ale to nie wszystko.
Elsa obróciła się, rzucając Mrokowi zaskoczone spojrzenie wielkich, truskusowych spodków.
-Wiesz, dlaczego niczego nie pamiętasz?
Dziewczyna westchnęła, jakby przerabiali o miliony razy. Położyła mu dłoń na ramieniu i mocno szarpnęła.
-Przecież wiesz, że nie.
Zaczęła chodzić po sali, ale nadal uważnie słuchała. Mrok pokiwał głową, zaciskając wargi.
-No więc, to ten białowłosy koleś zabrał ci pamięć. Tak bardzo cię kochał, że nie mógł sobie wyobrazić, jak możesz zadawać się ze mną... - W jego głosie pobrzmiewała taka gorycz, że Elsa podeszła do niego i złapała za ręce.
-Dlaczego tak go to dziwiło?
Mrok westchnął i niechętnie na nia spojrzał. Elsa ujrzała, że jego stalowe oczy są zaszklone od łez.
-Bo dla niego jestem zły... On uważa mnie za okropnego człowieka.
Elsa poczuła taką złość, że trudno to opisać. Miała ochotę złapać tego Jacka, przywiązać go do krzesła i torturować przez wieki.
Dziwne... to uczucie wydaje się znajome. Najwyraźniej już kiedyś chciała go tak urządzić.
-Jack to gbur. - oznajmiła, patrząc aż nachalnie w oczy Mroka. - Ty jesteś na pewno lepszy od niego. Przynajmniej nikogo nie oszukujesz, ani nie wymazujesz pamięci...

Elsa rozplotła swoje ręce z dłoni Mroka i podeszła do drzwi od tarasu.
-Ten Jack jest naprawdę okropny. - wyznała i oparła się plecami o barierkę. Spojrzała na Mroka. - Myślisz, że tu przyjdzie mnie szukać? Nie chcę, żeby mnie zabrał ten idiota.
Mrok się roześmiał, Elsa wraz z nim.
-Tak, kochanieńka. - powiedział, nadal rechocząc. - To bardzo prawdopodobne. Uparty z niego typ. Jesteś jego obsesją.
Elsa miała zmartwioną minę, Mrok podszedł do niej i poklepał kojąco po ramieniu.
-Ależ spokojnie. Pokonamy go i on już zniknie, a my będziemy władcami tego świata. - W jego oczach zabłysła maniakalna iskra. - Wyobrażasz sobie te wszystkie dzieci, które się nas boją? I nas widzą? Cały świat pogrążony w trwodze... przed nami!
Mrok był najwyraźniej bardzo podniecony tą myślą, lecz Elsa nie była co do tego przekonana. Ta myśl o tej trwodze ją trochę przerażała. Nie chciała, aby ktoś cierpiał. No... Może poza ta rudą, tym blondynem i Jackiem. To on wymazał jej pamięć, a tamta dwójka chciała namówić, że tamto miasto, co prawda piękne, to jej dom. Jak okropni muszą być tacy ludzie?
-Czy wszystko w porząsku, Elso? - Z rozmyślań wyciągnął ją zaniepokojony głos Mroka. - Wyglądasz blado.
Elsa uśmiechnęła się słabo.
-To przez tą czerń.
Mrokowi najwyraźniej ulżyło.
-To dobrze, bo nadchodzi najtrudniejsze do przyjęcia. - oznajmił ciężkim tonem. - Bo... bo tak naprawdę Jack nie istnieje.
Cisza.
Pamiętny stukot nadal pobrzmiewał w głowie Elsy, gdzie właśnie toczyła się bitwa. Bitwa teraźniejszych informacji i niepamiętanych wspomnień z przeszłości. Możliwe, że bardzo bliskiej.
Głowa jej pękała, czuła pulsowanie w uszach. Wykrzywiła twarz z agonii i jęknęła. Miała ochotę rzucić się na podłogę z bólu, ale się powstrzymała.
Najgorsze były wspomnienia.
Właściwie to urywki.
Jakiś bal, mnóstwo tańczących osób. Męski śmiech białowłosego chłopaka w najwidoczniej niewygodnym garniturze, bo zdjął marynarkę i był w samej koszuli. Rzucał śnieżkami, teraz Elsa uznałaby, że to przeklęte, śmiercionośne kule, które zabiłyby ją jednym lekkim dotknięciem, ale ona w tym wspomnieniu miała jasne włosy, piękną suknie i była nawet za bardzo zarumieniona, aby było to przyzwoite. Biegała, a chłopak ja gonił. Byli szczęśliwi.
Następne, co zobaczyła, to nie było wspomnienie, tylko jakiś koszmar.
Był ten chłopak z białymi włosami, Jack. Elsa kuliła się przed nim w kącie komnaty, w której obecnie się znajdowała, piszcząc i płacząc. Chłopak znalazł ją, kucnął obok i zaczął zabierać jej moc, kierując swoje ręce na jej dłonie.
Elsa zapłakała gorzko, widząc to.
Potem zabierał wspomnienia, dotykając ręką głowy. Elsa w koszmarze nie płakała, była w takim jakby transie. Następnie chłopak wziął ją na ręce i zabrał do chatki Mikołaja, gdzie rzucił ją na łóżko i poczłapał na dół. Rozmawiał z Mikołajem o tym, jaki kit jej wcisnął. Szukali w kuli Mroka, aby go znaleźć i zniszczyć.
Potwory.
Elsa wrzasnęła i zaczęła wymachiwać rękami, robiąc niezły bajzel w czarnej sali. Powoli uwalniała się od tych okropnych wizji, ale urywki nadal widziała. Głównie białe włosy oraz czerwone spodnie Mikołaja. To już Elsę nie tylko bolało, ale i irytowało. Trochę ją też wnerwiało to, że Mrok stał jak idiota i tylko się gapił. Nawet miał uśmiech na twarzy i patrzył ze złowieszczą fascynacją, co Elsę przerażało.

Elsa zachwiała się i już miała runąć na ziemię, gdy jakaś silna ręka ją złapała i przytuliła.
-Elsa! Jak ty wyglądasz... - Ten głos był znajomy, ale gdy Elsa otworzyła oczy, aby zobaczyć, kto mówi... Nikogo nie zobaczyła, ale słyszała. Wyrwała się z objęcia i podbiegła do Mroka, po czym schowała się za jego plecami.
-Elsa! To ja, Jack! Jestem tu, co się patrzysz na ten dzwonek? HALO!
Elsa zasłoniła dłońmi uszy, zacisnęła powieki i zaczęła się modlić, aby ten głos się zamknął.
"To tylko głos w mojej głowie", pomyślała. "Tylko w mojej głowie"
-O! - zawołał Mrok. Najwyraźniej nie tylko ona go słyszała. - Jak miło! Właśnie o tobie była mowa. A raczej koszmarowa.
Mrok zarechotał, jakby powiedział jakiś naprawdę dobry żart. Nie rozśmieszyło to ani Elsy, ani tego głosu.
-Jack Frost... - szepnął wolno Mrok, jakby delektując się każdą literą tego imienia. - Mój ukochany wróg... - Wykrzywił twarz. - Pfu! Co ja gadam? NASZ wróg.
Wziął Elsę za ramię i przyciągnął do siebie.
Gdy Elsa usłyszała "Jack Frost", ujrzała tylko ciąg białych włosów, błękitnych oczu... Poczuła ciepły, miętowy oddech.
Szybko pokręciła głową i natychmiast ujrzała Jacka Frosta w całej tego słowa okazałości.
Był bardzo przystojny, ale Elsa miała ochotę go udusić. Jego potargane włosy były śnieżnobiałe i pokryte szronem, twarz była biała, prawie jak włosy. Oczy... idealnie błękitne jak zamrożone tropikalne morze.
Najpierw odskoczył dwa kroki i krzyknął.
Potem okazał się być wyraźnie zmieszany oraz przerażony. Następnie westchnął spazmatycznie, a laska, którą trzymał w dłoni, o mało co nie wypadła mu z rąk.
-J-jak to? - zapytał, patrząc to na Mroka, to na Elsę, którą przytulał. Ona się nie wyrywała, była trochę zmieszana, ale powoli nabierała powagi.
Jack zatrzymał wzrok na czarnowłosej.
-Elsa! - krzyknął. - Chodź do mnie... proszę. Wiem, że mnie nie pamiętasz, ale... - Głos mu się załamał.
Elsa przygryzła wargę i ukradkiem spojrzała na Mroka. Kiwnął na nią głową, a potem puścił.
Elsa wystawiła rękę w stronę Jacka, który patrzył na nią z niedowierzaniem. Wyglądał tak, jakby wiedział, że musi użyć przeciwko niej laski, ale nie mógł.
Elsa czuła się podobie, ale słyszała za sobą szeptającego Mroka, więc zaznała spokoju i odwagi.

-Jacku Froście... - oznajmił Mrok, rozstawiając ręce na boki. - Nadszedł twój czas.
Jack zacisnął palce na lasce tak mocno, że zbielały mu knykcie. Zrobił odważny krok do przodu, co Elsę zszokowało, bo przed chwilą był załamany. Jednak nie patrzył na nią, nawet laski w nią nie wycelował, chociaż ona już tworzyła śnieg oraz lód, a Mrok nic nie robił, to właśnie w niego wycelował laskę.
-Zostaw ją, Mrok. - wydusił przez zaciśnięte zęby.
Mrok się roześmiał. Puścił ramię Elsy, ale ona nadal stała u jego boku.
-Proszę bardzo, kochasiu. - zaśmiał się. - Ale ona jest ze mną.
Elsa miała mętlik w głowie, robiła wszystko, aby znów nie zalała ją fala wspomnień, ale z każdym ruchem białowłosego, z każdym jego spojrzeniem... To było trudniejsze. Aż dziwne, jak prawdziwy był, będąc fałszywym wytworem wyobraźni dziecięcej.
Elsa popatrzyła na Mroka, aby dostać trochę otuchy, ale on nawet na nią nie zerknął.
Wyprostowała się i na nowo wycelowała rękę w Jacka. Mrok jednak położył rękę na jej ramieniu, zatrzymując ją przed dalszymi działaniami.
-Już dobrze, Elso. - uspokoił ją. Następnie zrobił okrężny ruch ręką. Powstało pole koszmarów. Elsa patrzyła na niego, wbta z ziemię. Mrok chuchnął, a koszmary pofrunęły prosto na nią. Usłyszała krzyk Jacka, a potem wszystkie odgłosy zniknęły.
Poddała się i pozwoliła ciemności przyjść.


-Nie, Elsa! - wrzasnął Jack, gdy dziewczyna opadła na ziemię z hukiem. Śnieg opadł w tej samej chwili. Wiatr ustał, a Jack poczuł, że coś w nim pękło. Miał nadzieję, że nic jej nie jest.
Zwrócił się do Mroka, wystawiając do niego laskę.
-Coś ty jej zrobił? - zapytał. - Obudź ją! Teraz!
Rzucił w niego kulą lodu, ale Mrok tylko uchylił się znudzony i lód rozpłaszczył się na ścianie.
Mrok zacmokał, machając palcem zakazująco.
-Wiesz co, Jack? - zapytał.
Jack milczał, ściskając laskę z całej siły, nakazując sobie spokój, bo bał się, że przełamie tego badyla na pół.
Mrok zaczął przechadzać się spokojnie po sali, jakby nie leżała tu żadna nieprzytomna albo - broń Boże- martwa dziewczyna. Kiedy stanęła - leżała - mu na drodze, po prostu przeszedł nad nią. Jack czuł, że coś się w nim gotuje.
-Co znowu chcesz, Mrok?
-Chcę, abyś sobie poszedł. - oznajmił, co Jacka zdziwiło. Zwykle Mrok chciał:
a) Aby Jack się do niego przyłączył
b) Zabić go.
c) Aby Elsa się do niego przyłączyła.
d) Zabić ją.
e) Zabić ich oboje.
-Co? - zapytał Jack. - Dobrze pójdę.
To akurat zdziwiło Mroka.
-Ale tylko z Elsą.
No i znów przybrał ponurą minę, jakby się tego spodziewał.
-Przykro mi - skłamał. - Ale ona chcę być już ze mną.
Jack pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Kłamiesz.
Mrok obszedł Jacka dookoła. Jack kręcił się wokoł własnej osi, śledząc go, bo jeden niewłaściwy ruch, a Pan Cieni dostanie śnieżką w jego brzydką buźkę. A więc białowłosy stał na straży ze swoją laską wycelowaną w Mroka, lecz ukradkiem patrzył na Elsę.
Jack bardzo zdziwił się, gdy zobaczył, co ma na sobie i że ma czarne włosy... Wyglądała pięknie, ale nie była sobą. To nie Elsa...
Teraz wyglądała jeszcze gorzej z tą swoją bladą twarzą... Na tle czarnego wyglądała bardziej biało. Jack naprawdę się zmartwił.
-A co, jeśli ty ją wypuścisz, a ja pójdę za Elsę?
Mrok zastanawiał się długo, co będzie, jeśli Jack o to zapyta. Teraz, kiedy już ustalił, bez zastanowienia odpowiedział.
-Nie jesteś aż tak posłuszny jak ona. - oznajmił. - Ona uwierzyła od razu w to, co powiedziałem.
Roześmiał sie okropnie i po chwili spojrzał na Jacka z udawanym współczuciem.
-Ale kiedy już się obudzi nie będzie cię widzieć, ani słyszeć, ani wierzyć w ciebie... - oznajmił. - To ja jej zabrałem pamięć, ale ona, biedulka, myśli, że to ty i brydgada.
-J-jak... - Głos Jackowi się załamał. Nie mógł wierzyć Mrokowi, ale... ale ona go nie widziała. Patrzyła na ten dzwon, jakby Jack nim był. Nie... Nie widziała go. - Ona by nig... - Jack wyprostował się i ujrzał usatysfakcjonowaną minę Mroka.
"Och, nie", pomyślał Jack. "Nigdy w życiu nie będę sprawiał mu satysfakcji."
-Ona nigdy by mnie nie zapomniała. - oznajmił pewnie z naciskiem na słowo "nigdy". - Jestem zbyt denerwujący, aby mnie zapomnieć.
Mrok kiwnął głową, zgadzając się.
-Potwierdzam. Jednakże Elsa nie będzie cię pamiętać, bo "ktoś" - Mrok zrobił w powietrzu cudzysłów. - powiedział jej, że zabrałeś jej pamięć oraz moc. Ale ten "ktoś" tak naprawdę to zrobił...
-Ty draniu! - zawołał Jack i trafił w zaskoczonego Mroka lodem. Dostał w ramię, ale nie odniósł chyba szczególnych ran, bo, co prawda, złapał się za nie z sykiem, ale szybko puścił i wbił rozeźlone spojrzenie w Jacka.
-Proponowałem, żebyś uciekł w spokoju i zgodzie, ale ty wolisz zostać zabitym - oznamił Mrok, po czym wzruszył ramionami. - Każdy ma inne gusta.
Jack rzucił się na Mroka, co najwyraźniej było zaskoczeniem dla nich obu. Przetoczyli się razem po podłodze, Jack ściskał wroga za nadgarstki, a Pan Cieni był niestety bezbronny. Siłą umysłu próbował obudzić koszmary do życia.
Przewrócili się, ale białowłosy złapał Mroka i znów zaciągnął na ziemię. Mężczyzna runął jak głuchy na posadzkę, a Jack usiadł na jego piersiach, trzymając poziomo laskę w obu rękach, próbował przyłożyć drewno do szyi wroga
-Jacku... Froście... - wydusił Mrok jednym tchem. - Jesteś... najbardziej głupim, ale i godnym wrogiem.
Jack mocniej przycisnął laskę do jego szyi, ale ten odseparował ten ruch i szybko porwał się z ziemi. Cisnął w Jacka koszmarami. Trafił w kolano, ale Jacka ani trochę to nie spowolniło, trochę otumaniło. Białowłosy strzelił we wroga, ten uchylił się zbyt wcześnie i jak się uniósł z triumfalnym uśmieszkiem, natychmiast oberwał w twarz lodem.
Jack chwycił laskę, która pod wpływem siły, z jaką uderzył, wypadła mu z rąk, i popędził na schody, celując swoją broń we wroga.
Mrok podnosił się powoli z posadzki. Szron był tam, gdzie powinny być brwi, więc Pan Cieni wyglądał, jakby miał brwi z lodu. Usta jego były popękane i sine, ale skóra szara jak zwykle. Na pewno też niemiła w dotyku jak papier ścierny.
-Złap mnie, jeśli potrafisz! - zawołał Jack, skacząc na dzwon, który od razu zamarzł pod wpływem jego stóp.
Mrok był już naprawdę wkurzony. Co ten dzieciak sobie wyobraża?! Musi zginąć.
Posłał w stronę Jacka serię koszmarów, których nie sposób wyminąć. Oczywiście z pięciu trafiły go tylko dwa, co Mroka rozjuszyło, ale i uradowało, bo "biedny" Jack nie mógł chodzić, gdyż plątały mu się nogi.
Mrok odwrócił się w stronę Elsy, szepcząc coś pod nosem.
Jack miał jednak tajemną moc. Wzbił się w powietrze i pofrunął do niczego nieświadomego Mroka. Wziął zamach i zdzielił Mroka laską jak najmocniej mógł. Usłyszał tak zwany chrzęst i poczuł, że wróg usuwa mu się z drogi.Uśmiechnął się, bo ujrzał, że Mrok stracił przytomność albo - i lepiej, aby tak było - życie
Nagle do uszu chłopaka doszedł dziwny trzask i gwałtownie odwrócił się.
Przed nim stała przytomna Elsa w czarnych włosach, ale tylko do połowy, w czarnej sukni, której rękawy były niebieskie. Jej twarzą targały emocje. Smutek, złość, upartość, strach oraz gniew. Wszystko zmieszne razem.
-Elsa, żyjesz. - Jack rozpostarł ramiona. - Już się martwiłem.
Dziewczyna celowała w niego rękę, marszcząc gniewnie brwi.
-Łooł... spokój... - Głos uwiązł mu w gardle... Fala błękitu przeleciała mu przed oczami, a potem... ciemność.
Przez sekundę widział, chciał jej powiedzieć, że jest najszczęśliwszy na świecie, bo ona żyje, ale potem wszystko się zatrzymało, a on....... nie mógł już oddychać.

Elsa przestała mieć koszmary i obudziła się na zimnej posadzce, słysząc jak Mrok upada.
Poczuła, że siła do niej wracają. Ale wraz z siłą złość i nieokiełznana chęć śmierci Jacka. W koszmarach widziała okropne rzeczy, a on grał tam bardzo zły charakter.
Wstała, buchając złością, ale... ale narodziły się w niej wątpliowści i jakieś resztki dobrych wspomnień. Elsa toczyła w środku serca i głowy bitwę. Nie umiała odróżnić, co jest prawdą, co kłamstwem.
Jack wtedy coś zawołał, ale to brzmiało jak: "Elsa, żyjesz? Już się cieszyłem...".
To ją naprawdę rozgniewało. Potem też coś powiedział, ale miała to gdzieś. Gbur! Skupiła cały swój giew i żądzę jego śmierci i... łupnęła go masą śmiercionośnego lodu. Prosto w serce.
Jack otworzył szeroko oczy i zamarł. Jego piękne oczy... takie niebieskie... błękitne i... cudowne. A te włosy... Teraz dziwnie przygładzone, ale nadal śnieżnobiałe. Policzki przybrały barwę szronu... Nie, chwila. One były ze szronu. Jego ciało zamieniło się w... lód! Był skuty lodem, tylko twarz była jeszcze ze skóry.
Elsa nagle się ocknęła. Jej sukienka znów stała się niebieska, a włosy snieżnobiałe. Koszmary opuściły jej głowę oraz serce.
Wspomnienia wypełniły jej umysł. Teraz te prawdziwe. Umiała rozpoznać. Ale... ale już za późno.
Elsa rzuciła się na Jacka. Oczy ją piekły. Cóż ona narobiła? On ją ratował, robił wszystko, aby żyła, a ona go zabiła!
Pocałowała go, ale całowała już lód i zimno. Odsunęła się , zakrywając usta ręką.
Jack zastygnął z szokiem na twarzy, wpatrzony w nią. Pewien, że nic mu nie zrobi... że... że go kocha.
Zaczęła płakać. Uwiesiła się Jacka. Był zimny, teraz to był tylko lodowy posąg...
Ujęła jego twarz w obie dłonie. Poczuła okropne zimno, które niemalże bolało.

-Jack... - wychrypiała. - Jack nie... Ja przepraszam!
Znów rzuciła mu się na szyję.
-Co ja narobiłam? - pytała siebie, chuchając w ramię chłopaka. -  To przez Hugo, on dał mi ten cholerny kieliszek i... ja go wypiłam. No, nie! To moja wina! Jack, przepraszam. Żyj, bo ja nie mogę... Potrzebuję cię. Tutaj. Przy mnie.
Przytuliła się do lodowego posągu, mając w sercu taką nadzieję, że on się obudzi, jakoś rozpuści ten lód. Z Anką tak było. Przecież miłość rozpuści lód w sercu!
Ale... może... może to nie miłość?
Elsa odczepiła się od Jacka i spojrzała na niego z żalem.
-Może i ja mogłabym cię kochać, ale ty mnie nie kochasz. - Westchnęła. - To żadna miłość, bo nieodwzajemniona.
Nawet nie słyszała, że Mrok wstaje z ziemi i rusza ku niej. Elsa otuliła się własnymi ramionami, myśląc, co dalej zrobić.
1.Płakać.
2.Umrzeć.
3.Umrzeć, płacząc.
4.Płakać, umierając.
Mrok złapał ją w pasie i chwycił za nadgarstki. Dziewczyna nie za bardzo polubiła ten uścisk, zatem skrzywiła się, co jednak Mrok uznał za złowieszczy uśmiech.
-Świetna robota, Elso! - zawołał. - Dobrze się spisałaś!
Elsa próbowała się wyrwać, ale przeciwnik był za silny, a w ogóle opuściła ja energia, bo zmarnowała ją na... śmierć Jacka.
-Puszczaj! - warknęła, ale brzmiała bardzo żałośnie i słabo, co wywołało tylko śmiech. Poczuła Zimno na nadgarstkach i na nie spojrzała. Kajdanki... znowu. tak jakby ten sam koszmar znów się powtarzał tylko że od końca i ten nie miał "Hapiendu".
Nie ukrywajmy prawdy...
Jack umarł. Elsa wkrótce umrze. Anka przejmie władzę w królestwie i tym własnie wszystkich zabije. Kristoff ją rzuci. Ona się zabiję z miłości. Hans obejmie władzę i tym wykończy wszystkich, którzy zostali po kataklizmie z Anią. A to wszystko przez tę jedną, cholerną gałąź!
-Mrok... Ja... - Popatrzył na nią, zaprzestając przykuwać jej nogi.
-Ty co?
Elsa westchnęła.
-Nie rób mu krzywdy... Znaczy, nie rozbijaj go, bo...
Mrok się roześmiał.
-Bo myślisz, że zdołasz go jeszcze uratować?
Elsa pokręciła głową, głośno przełykając kłamstwo.
-Nie, po prostu chciałabym na niego patrzeć przy byciu tutaj i zdobywaniu władzy.
Mrok roześmiał sie tak gorzko i szyderczo, że Elsa miałą ochotę walnąć go z liścia, ale przykuta raczej walnęłaby go teraz "z kajdanki". I tak, i tak dobrze i satysfakcjonująco.
-Kochanieńka, po co mi ty? Mogę mieć potężniejszą moc Jacka Frosta! - zawołał tonem szaleńca. - Od teraz, gdy zamieniłaś go w lodowy posąg, mogę wydobyć z niego esencję mocy, a wtedy będzie tylko pomnikiem.
Elsa zamyśliła się głęboko, wbijając wzrok w ręce Mroka zapinające jej kajdany na kostkach.
Czyli Jack jeszcze ma moc? A jak ma, to da się go jeszcze uratować. Może on.. on nie jest tylko posągiem? On jeszcze jest Jackiem.
-A co ze mną? - zapytała, gdy Mrok odchodził. - Co stanie się ze mną?
Mrok przystanął na chwilę i zaczął się zastanawiać.
-Będziesz...eee... sprzątać? - odpowiedział, ale brzmiało to jak pytanie.
Elsa udała oburzenie, choć w sumie nie musiała udawać.
-Królowa Aredelle? Sprzątać? Jak śmiesz? Nie możesz!
Mrok roześmiał się gorzko i spojrzał na nią kpiąco.
-Nie? - zapytał. - No to patrz! Jutro będziesz zamiatać podłogi!
Else schowałaby twarz w dłoniach, gdyby nie miała ich zakutych w kajdany. Zamiast tego, westchnęła ciężko i zapłakała. Mrok zniknął gdzieś w innym korytarzu i wyglądało na to, że szybko nie wróci.
TY GŁUPIA!, zawołał głos w jej głowie.
Elsa natychmiast przestała płakać i podniosła głowę. Najdziwniejsze było, że ten podstępny ton w jej głowie brzmiał jak głos jej siostry, Anki.
Ty tu się wylegujesz jak bóbr, a Jack tam umarł!, znów ten głos. Za ciebie!
Elsę dopadło poczucie winy oraz upośledzone w jakimś stopniu sumienie. Głos Anki był tak samo natarczywy i irytujący jak w prawdziwym życiu, gdy nalegała, aby ulepić bałwana. teraz Elsa zatęskniła za tą prośbą, za niedźwiedzim uściskiem siostry, za ciepłym kakao, no i za Jackiem....
Ej, ty! Elsa uniosła głowę. Masz zamiar patrzeć, jak Jack staje się posągiem? Przez ciebie!
Dziewczyna miała ochotę wypatroszyć za włosy ten głos, ale się powstrzymała i zaczęła myśleć nad tymi słowami.
"Ale co ja mam zrobić?, pomyślała Elsa. "Jestem przyku..."
Plan sam się narodził, wystarczyło pamiętać o przeszłości, gdy była uwięziona w swoich własnych lochach, w swoim własnym zamku, przez swojego prawie-szwagra.
"Dobre stare czasy" powiedziałaby teraz, bo wolałaby psychopatę Hansa, niż opętanego psychopatę z koszmarami w łapach.
Szybko zamroziła kajdany i już miała się ucieszyć, gdy okazało się, że Mrok nie jest taki głupi, na jakiego wygląda. Kajdanki były lodoodporne. Dziwnie to brzmi, ale tak było.
-I co teraz? - zapytała na głos Elsa.
-Może cię odkuć? - zapytał głos Anki gdzieś nieopodal.
Elsa uznała, że to znowu głos w jej głowie, tylko zagłuszony potokiem myśli, ale nie. Z tarasu wypadła po cichu Ania, ściskając jakieś ustrojstwo w rękach. Coś podobne do klucza, ale i do zamka.
-Ania, co ty tu... - Rudowłosa zakryła jej usta ręką, przykładając palec do swoich ust.
-Cii! - oznajmiła, kręcąc głową.
Elsa nie miała pojęcia, skąd ona tu jest, ale spojrzała w stronę balkonu. Kristoff uparcie opierał się o barierkę i miał minę, jakby go coś bolało. Bo go bolało. On kogoś.. kogoś wciągał po linie.
Nagle w powietrze uniosła się jakaś dziwna istota. Miała pióra jak paw, otaczały ją małe wróżki, wyglądające jak pomniejszona wersja niej. Jakimś cudem Elsa wiedziała, jak jej na imię.
-Zębuszka! - szepnęła Elsa. Anka zabrała rękę z jej twarzy i majstrowała przy kajdankach, najpierw tych na ręce, potem na nogach.
Wróżka obdarzyła białowłosą łagodny uśmiechem i pomachała do niej. Po linie wczłapał się facet w czerwono-czarnym ubraniu, z tatuażami na rękach oraz gęstą, siwą brodą. Elsa nie wiedziała również co robią Mikołaj oraz Zębuszka...O... I Zając Wielkanocny.
Wskoczył zwinnie na taras, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Piaskowy Ludek spadł gdzieś nieba, rozsiewając piękne sny. Elsie zrobiło się cieplej, kajdany z rąk oraz jednej nogi znikły, została teraz druga kostka i będzie wolna! Ta myśl napawała ją nadzieja na uratowanie Jacka.
Strażnicy oraz Kristoff już mieli podążyć w stronę Elsy, gdy nagle zatrzymali się jak wryci i wbili wzrok w lodowy posąg Jacka. Zębuszka rozpłakała się, mleczuszki poszły w jej ślady.
Mikołaj z niedowierzaniem patrzył na Jacka. Jego wzrok przypominał trochę wzrok ojca, gdy patrzy na jedynego syna. Elsa teraz przekonała się, ile Jack dla nich znaczył, byli rodziną. Jedyną rodziną Jacka, a Elsa była intruzem, właśnie zniszczyła ich więź...
Zając Wielkanocny miał czerwone oczy i wycofał się na balkon, pod pretekstem uspokojenia Zębuszki, choć Wróżka latała wokół Jacka, nakłaniając go, aby żył. Kusząca propozycja...
 Kristoff podszedł do Elsy i spojrzał na nią ze współczuciem. Elsa kiwnęła ze smutkiem głową, zduszając szloch.
Ostatnia kajdanka się poddała, a Anka wstała z uśmiechem, nie wiedząc, co się stało z Jackiem.
Mikołaj spojrzał na Elsę i podszedł do niej ze srogą miną. Złapał księżniczkę za ręce i spojrzał w oczy.
-Aniu - zaczął, a rudowłosa popatrzyła na niego wielkimi, turkusowymi oczami. - Wiesz, że ci zawsze pomożemy, właśnie się o tym przekonałaś, ale... Jack.
Skinął głową na zamrożonego chłopaka, a Anka spojrzała w tą stronę spokojnym wzrokiem. Odskoczyła w bok, prawie krzycząc. Patrzyła na siostrę takim wzrokiem, że Elsę to zabolało.  Kristoff natychmiast był przy swojej dziewczynie.
Elsa ze strachem spojrzała na Anię, która próbowała się wyrwać i polecieć do Jacka.
-Kobieto! - syknął Kristoff. - Ogarnij się! Już dobrze, koniec!
 -Nie rozumiecie! Nic! - zawołała.
-Cicho bądź! Mrok zaraz tu wróci! - zawtórował Kristoff, jeszcze mocniej ją ściskając.
Nie posłuchała się, więc przewiesił ją przez ramię, spojrzał znacząco na Mikołaja i poszedł na taras z rozhisteryzowaną Anką, zamykając szklane drzwi.
-Co jej odbiło? - zapytała.
Mikołaj westchnął.
-Elso, gdy Ania była małą dziewczynką jako pierwsza Jacka widziała. - oznajmił, co zszokowało Elsę na tyle, że nie była w stanie wziąć oddechu.  - Ty o tym nie wiedziałaś, bo siedziałaś u siebie, każdy wie, czemu. Nie pamiętasz, gdy Ania mówiła o takim chłopaku, z którym lepiła bałwana?
Elsa przypomniała sobie to, ale pokręciła głową. Wspominanie dzieciństwa nie należało do przyjemności.
Mikołaj westchnął.
-Wiem, Elso, że jest ci ciężko. - oznajmił. - Opętał cię Mrok, zaciągnął tu, i zmusił do teg...
-No właśnie nie! - wybuchła Elsa. Poczuła, że coś w niej pękło. Granica pomiędzy litrem emocji a tysiącem litrów emocji. - Ja już prawie byłam sobą... A on... i...ja....Nie, no nie mogę. czemu to musi być takie trudne? Czemu ja? Czemu my?
Mikołaj nie patrzył na nią jak na wariatkę, ale z pewnością by mógł. Elsa miała rozwiane włosy, wielkie, turkusowe oczy pełne bólu oraz trochę podartą sukienkę. Teraz nikt nie nazwałby ją królową. Oprócz Jacka.
-Ty dla niego wiele znaczyłaś. - oznajmił zarumienionej Elsie. - Pokaż, że on jest dla ciebie warty o wiele więcej, niż jest. - powiedział Mikołaj, łagodnie patrząc niebieskimi oczami. Elsa odwróciła wzrok, bo przypominały jej spojrzenie Jacka, jednak musiała się przemóc, aby pokazać, że białowłosy jest warty każdej ceny.
-Jack nie może już być bardziej dla mnie wart.
Mikołaj uśmiechnął się smutno. No tak... Jeszcze dzisiaj, kilka godzin temu, rozmawiali jak dobrzy przyjaciele albo ojciec z synem.
Elsa podniosła się z posadzki i, otrzepawszy suknie z piasku oraz śniegu, podeszła ze wstydem na taras. Za nią człapał Mikołaj, więc czuła się raźniej.
Zobaczyła, że wszyscy się uspokoili, Ania nawet ją przytuliła, mówiąc, że wszystko będzie dobrze, Zębuszka znów uśmiechnęła się kojąco, a Zając polerował bumerangi... Elsa miała nadzieję, że to na Mroka.
-J-jaki jest plan? - zapytała Elsa, zanosząc się na spokój. Miała dość swojego życia. Tylko problemy i problemy. Nawet spokojnie nie można dostać gałęzią, bo od razu umiera twój... pracownik....
-Taki, że walczymy z Mrokiem...tylko że tylko Jack umiał go pokonać. - Zając z wyrzutem spojrzał na Elsę.
Anna walnęła go łokciem w żebra.
-Piasek umie. - oznajmiła pewnie i spojrzała z nadzieją na złotego ludka ze złotego piasku. Kiwnął, zgadzając się, a nad jego głową pojawiła się dłoń z uniesionym kciukiem w górę.
Anka uklękła i wyciągnęła z kieszeni sukni pergamin oraz ołówek. Zaczęła rysować Mroka w lewym górnym rogu. Był to mały cień z odstającymi włosami, dla lepszego efektu albo aby ktokolwiek rozpoznał te bazgroły, podpisała "Mrok". Potem narysowała siebie i Elsę kilka centymetrów od niego, potem odstęp kilku centymetrów  i po drugiej stronie -prawej-  nabazgrała Zebuszkę oraz mleczuszki z Mikołajem. Królik wraz z Piaskiem byli pośrodku tego tunelu, a wokół nich widniały bumerangi.
-Okej, więc moją bronią jest patelnia. Bronią Elsy jest...
Białowłosa pokręciła głowa, marszcząc brwi.
-Skąd masz patelnię? - wydusiła.
Anna popatrzyła znacząco na uśmiechniętą Zębuszkę.
-Zalecieliśmy do Roszpunki, naszej kuzynki. - oznajmiła.
Elsa nigdy nie słyszała o żadnej kuzynce, ale pewnie dlatego, że siedziała nieustannie w swojej komnacie, a Anka poznawała rodzinę. Dalszą i bliższą.
-A więc... - Ruda się zamyśliła. - Elsa ma lód i śnieg i takie tam. Zębuszka ty masz skrzydła, rozproszysz go. Mleczuszki zęby. - Poparzyła na małe wróżki, wyraźnie zainteresowane jej słowami. - Tylko proszę takie ostrzejsze. - Znów powróciła do mapy i wskazała dłonią na Mikołaja. - Święty, ty jesteś niezastąpiony, a w ogóle już o tym gadaliśmy. - Pojechała palcem do Zająca i Piaskowego Ludka, ale tylko popatrzyła na niego znacząco i zrobiła kółko wokół bumerangów i piasku lekkawo rozbawiona... Elsa chciałaby być taka pewna tego, że się powiedzie jak siostra.
-No więc! - Klasnęła w ręce bezgłośnie - Jazd....
-Stop! - syknął Kristoff i spojrzał na królewnę z wyrzutem. - A ja?
-Dobra, kochani. - Westchnęła zrezygnowana. - Od początku.


W końcu wyszło na to, że Kristoff będzie pilnował Jacka. No wiecie, jakby Mrok chciałby go gdzieś zwinąć, o ile nie zginie od patelni Anki.
Elsa wskazała, które drzwi są tymi, do których wszedł Mrok, a Anna pociągnęła do nich siostrę, która jakoś dziwnie się zachowywała. No tak... Przecież ona nie była przyzwyczajona do Strażników jak Ania.
Ustawiły się na miejsce. Elsa wyciągnęła rękę, Anna przygotowała patelnię i ogólnie wszyscy byli gotowi, aby zaatakować.
Plan był taki, że Elsa miała krzyknąć imię Mroka, a on - jeśli ją usłyszy i w ogóle jeśli zechce mu się tu przyjść - dostanie patelnią w łeb, lodem w inne części ciała, bumerangiem w brzuch, zębami w oczy, staranują go Yeti Mikołaja. A to wszystko w dwie minuty! No i na na koniec powtórka. Może być dwa razy, jeśli Mrok okaże się przeżyć.
Anna porozumiewawczo na wszystkich skinęła, posłała buziaka czerwonemu Kristoffowi i zaczęła bezgłośnie liczyć do trzech.
Na trzy Elsa wrzasnęła najgłośniej jak umiała, aż podłoga zadrżała. Mrok musiał to usłyszeć, nawet jeśli jest głuchy jak pień.
Usłyszeli huk otwieranych drzwi oraz krzyk Mroka.
-Czego?!
Ale dochodził on z lewej strony, z lewego korytarza, a nie prawego, czyli nie stamtąd, gdzie byli. Mrok wyszedł z cienia, ukazując się zmieszanej grupie.
Pierwsza otrzeźwiała Elsa. Walnęła Mroka lodem i przykuła mu rękę nogę do posadzki. oszołomiony krzyknął 'Ej", lecz Elsa go przekrzyczała.
-Jazda!
Mleczuszki na ślepo rzuciły zębami, nawet nie trafiając, no może... nie bądźmy tacy srodzy, kilka walnęło w jego twarz i poharatało mu policzki.
Mikołaj przywołał Yeti, ale one zamiast polecieć na wroga, zaczęły domagać się wypłaty od wrzeszczącego polecenia Świętego. Zając trafił jednym bumerangiem, bo reszta powypadała mu z kieszeni. zapomniał jednak, że bumerang wraca, no i gdy wrócił, rąbnął go w głowę, a Zając stracił przytomność. Piasek nieudolnie wysyłał do Mroka jednorożce, motylki oraz słodziutkie króliczki.
Anna wykazała się wielką odwagą, ale i głupotą. Podbiegła do Pana Cieni i zdzieliła go patelnią w łeb z głośnym KLANG, ale on po chwili bólu ją wyrwał i już miał walnąć, gdy Anka złapała za rączkę i zaczęła się szarpać o broń z wrogiem.
-Anna, puść! - zawołała Elsa, która nie mogła miotać lodem, bo bała się, że trafi siostrę. - Zostaw tę głupia patelnię!
-Nigdy! - zawołała bohatersko i równie bohatersko oberwała w głowę, bo skoczyła na plecy Mroka, a ten się zamachnął i KLANG wydawało się być głupim zrządzeniem losu.
Elsa poczuła falę wściekłości zalewającą ją. Wrzasnęła i zaczęła zamrażać rzeczy dookoła, ale celowała głównie w Mroka. Dostał w rękę, w której trzymał patelnię, i upuścił broń z krzykiem "Aj!".
Kristoff odciągnął Ankę, mówiąc, że jest głupsza od marchewki Svena, ale i tak ją kocha. Położył ja obok Jacka, chwycił patelnię, którą wyrzucił Mrok, i ruszył na niego z groźna miną typu "Ty dotknąć moja Anka. Ty będzieć zdzielony moja patelnia.".
Elsa nadal dzielnie miotała lodem i trafiła nawet w drugą nogę, przykuwając go do podłogi, choć nie wiele to dało, bo tamtą drugą nogę już uwolnił. Teraz miała utrudnione zadanie, bo Kristoff zaczął walić na ślepo w Mroka, a ten zdziwiony siłą śmiertelnika, był wbity z ziemię. Obrywał z każdym ruchem, więc wolał siedzieć i tylko robić uniki. To też było złym pomysłem, bo Kristoff zauważył natychmiast jego taktykę i teraz Mrok oberwał patelnią w to samo miejsce, gdzie zdzieliła go Ania. Piasek wreszcie zdołał trafić snem, choć teraz zajmował się Anią, aby nie miała koszmarów.
 Nad głową Mroka latał Jack  i walił go laską, gdy tylko ten chciał wstać. Zębuszka zmotywowała swoje mleczuszki i teraz do Mroka doszła wielka fala ostrych kłów. Kristoff szybko złapał Elsę za ramię i przyciągnął do siebie, aby nie oberwała przypadkiem zębem, nie koniecznie ludzkim.
Mrok upadł na ziemię, ale Jack znikł znad jego głowy. Elsa zmarszczyła brwi i popatrzyła pytająco na Piaskowego Ludka. Piasek wzruszył ramionami, a nad nim pojawił się znak zapytania.
Elsa spojrzała na swoją  siostrę, która przed chwilą też śniła o Jacku, ale teraz miała sen o reniferach. Elsa przeklęła się za to, że spojrzała na Jacka, bo mało brakowało, a by zaczęła ryczeć jak opętana. Nie widziało jej się być morderczynią. A już na pewno nie chciała być psychopatyczną morderczynią.
Dawny błękit lodu zbielał i wyglądał teraz jak zamrożony posąg w  kolorze... zwykłej wody? Trochę niebieskości było na jego sercu oraz ustach. Elsa nie mogła się powstrzymać. Po jej polikach spłynęły łzy.
Spojrzała błagalnie na Mikołaja.
-Macie jakieś lekarstwo? - spytała. Mikołaj spuścił wzrok, milcząc. - Pytam, czy macie jakieś lekarstwo, bo, jeśli nie zauważyliście, Jack umiera!
Jej głos potoczył się echem po sali, wypełniając pokój rozpaczą.
Nagle Kristoff ukląkł obok Anny i rozpiął jej kurtkę. Elsa była oburzona.
-Kristoff! - krzyknęła, ścierając łzy. - Co ty wyprawiasz?!
Kristoff pogrzebał w kieszeni kurtki, nie ściągając jej, co wyglądało dwuznacznie. Z triumfalnym okrzykiem wyciągnął fiolkę z metalicznym, różnokolorowym płynem.
Już miała krzyknąć, że jakiś majonez - nie pytajcie, czemu akurat majonez - ich nie uratuje i zalać się łzami, gdy nagle rozpoznała ten płyn. Lekarstwo. Strażnicy najwyraźniej rozpoznali swój eliksir i uśmiechnęli się promiennie.
-Och! Ania ma jeszcze eliksir! - wydusiła wzruszona Zębuszka.
Mikołaj szybko podbiegł do Kristoffa.
-Podaj tę fiolkę, młody człowieku. - poprosił, wystawiając rękę. Kristoff położył maleńki eliksir w jego dłoni, która była dwukrotnie większa od jego głowy. Mikołaj natychmiast podszedł do Jacka i.... zaczął się na niego gapić.
Elsa nie mogła uwierzyć, że Mikołaj nic nie robi. Błękit powoli opuszczał jego serce, choć niebieskość na ustach pozostała. Szybkim krokiem, potykając się, białowłosa doczłapała się do Świętego, wyrwała mu fiolkę z rąk.
-Ej! - krzyknął. - Oddawaj!
Elsa nie usłuchała. Wyciągnęła ramię, aby dotknąć ust Jacka fiolką.
Nagle Mikołaj dostrzegł w jej sukni coś dziwnego... mniej więcej przy żebrach widniała ciemna plama. Do Świętego dotarło, że Elsa nie wyzbyła się z siebie koszmarów. Krzyknął natychmiast, aby się zatrzymała. Żył bardzo długo i wiedział, co się może stać, jeśli Elsa, mająca w sobie koszmary, zabierze sie za pomoc, gdzie maczał ręce Mrok.
Jak sama powiedziała - Mrok ją opętał i wtedy, zamroziła chłopaka. Jack mógłby się nie obudzić. Nigdy. Ba! Nie obudzić się. Po prostu by umarł.
-Elsa, nie rozumiesz. - zawołał i złapał dziewczynę za ramię. Wyrwał fiolkę z jej dłoni. Dziewczyna patrzyła na niego z osłupieniem.
-Chcę go uratować! - krzyknęła. - Lepiej oddawaj tę fiolkę, Święty!
Mikołaj pokręcił głową, położył rękę na ramieniu Elsy, a ta ugięła się pod jej ciężarem.
-Kochanie, masz w sobie jeszcze koszmary. - oznajmił. - Nie mogłabyś go uratować.... Tylko byś zmarnowała lekarstwo. Jak on ożyje, nie będziesz mogła się do niego zbliżać, dopóki nie pozbędziesz się koszmarów.
Elsa wyglądała, jakby ktoś jej powiedział, że zostało jej tylko 5 sekund życia. W sumie tak się czuła. Życie bez Jacka... Miała ochotę płakać. Najwyraźniej musi oddać wszystko, aby mieć wszystko. Aby mieć Jacka.
Mikołaj podszedł do Jacka i potarł mu buzię płynem. Jego twarz zaczęła nabierać kolorów, włosy się poruszyły, jakby pod wpływem wiatru. Mikołaj wlał zawartość fiolki do ust chłopaka i patrzył z uśmiechem na ustach, jak ten znów staje się żywy.
Bluza miała ten sam granatowy kolor, spodnie khaki, bose stopy. Jego twarz była blada, ale i lekko zarumieniona, srebrzyste włosy mieniły się szronem, a śnieżnobiałe zęby wykrzywił w uśmiechu. Elsa wpatrzyła się w niego i zauważyła, że... że on uśmiecha się do niej. Mrok leżał nieopodal z zębami we włosach i ubraniach, Kristoff grzebał przy kurtce nieprzytomnej Anki, która w ogóle spała obok niego na ziemi, a... a on jak i Elsa myśleli tylko o tym, czy nic im nie jest.
Królowa odwróciła wzrok ze łzami w oczach, zastanawiając się, jak pozbyć się koszmarów.
Jack posmutniał, zdziwienie namalowało się na jego twarzy.
-Co jej jest? - zapytał Mikołaja. - Nie mówicie, że Mrok nadal ją kontroluje. Zabiję drania.
Mikołaj westchnął. Anka w tym czasie sie obudziła i zaczęła przyglądać się sytuacji ze zdumieniem. Wszyscy wokoło też zdziwili się, gdy Elsa odeszła kilka kroków, zamiast go ucałować albo grozić, że go zabije, gdy jeszcze raz tak zrobi.
Święty opowiedział, o co chodzi. Wszycy zaniemówili i ze współczuciem patrzyli na Elsę, która próbowała zamrozić na na nowo kajdany Mroka. Zrobiła tak naprawdę to już dawno, ale musiała czymś zająć ręce. Prawie nie panowała nad ich drżeniem. Dużym wyzwaniem było podejście do Anki. Ukradkiem spojrzała na Jacka. Patrzył na nią, jak każdy inny tutaj. Elsa chciała zniknąć, zamienić się w posąg. Wszystko jest lepsze od... od tego!
-Anno, możemy wracać? - zapytała, po czym skinęła na Mroka. - Unieruchomiłam go najlepiej jak umiałam, ale przydałaby mi się pomoc, może Straż...
-Ja ci pomogę! - wyrwał się Jack i chciał ją złapać za ramię, ale się wyrwała. Jack spojrzał na nią smutno. W jego oczach widać było wyrzut i bunt. Elsa wiedziała, że ma gdzieś to, że nie mogą być blisko siebie, bo to mu szkodzi. Oczywiście, ma to gdzieś. Ale Elsa nie. Zniesie wszystko, aby nic mu się nie stało. Elsa sama na sobie zrobiła wrażenie, tak myśląc.
-Chodźmy do domu - oznajmiła, przytulając sie własnymi ramionami. - Będę na tarasie.
I wyszła.

Jazda saniami była bardzo przyjemna. Jack latał obok sań, nad nimi oraz, ale rzadko, siedząc w nich. Czuł się doskonale, ale coś go bolało, choć nie umiał określić, co dokładnie mu dolega.
Cały czas patrzył na Else, próbując ją rozśmieszyć albo chociaż poprawić chumor. Ale nie! Ona przytuliła się ramionami i nerwowo rozglądała dookoła, a gdy widziała Jacka, to spuszczała wzrok. Jakby sie go bała...
Jack wiedział, że ma jeszcze w sobie troche koszmarów  i że może go wybuchnąć, gdy tylko się zbliży, ale... ale go to nie obchodziło. Jeśli Elsa miałaby byc jego ostatnim wspomnieniem, spoko, może umrzeć pod wpływem jej dotyku, którego teraz pragnął jak jeszcze nigdy w.... TFUUUU!
Jack usiadł na czubku sań, próbując ochłonąć.
"Stary.... zwolnij konie", pomyślał. " Jeszcze nie dawno wciskałeś kit, że to twoja szefowa".
-To wcale nie kit... - mruknął do siebie.
Anka spojrzała na niego zdzwiona. Spuścił wzrok, a ona uznała, że naśladuje Elsę i sie roześmiała.
W saniach był teraz tylko on, Mikołaj, który miał zmartwioną minę - a ten koleś zwykle jest wyszczerzony, uwierzcie!,  -Kristoff, Elsa oraz Anka.
Zebuszka poleciała poszukać zębów, Zając postanowił jej pomóc, a Piasek zniknął, aby umilać sen dzieciom pięknymi, piaskowymi obrazami.
Zamek z lotu ptaka był jeszcze piękniejszy niż z widoku... z ziemi? Taa, chyba tak. Jack zeskoczył z sań, a Elsa krzyknęła cicho ze strachu, co wywołało u chłopaka uśmiech.
"A jednak jej zależy..."
Poleciał do zamku, wytwarzając puch. Było bardzo późno, więc nikt nie latał po ulicach, wrzeszcząc na widok sań Mikołaja "Chryste, chyba za dużo wypiłem!"
Wszyscy wysiedli z sań, oprócz Mikołaja.
-Dobranoc! - zawołał, zdobywając się na uśmiech. - Uważajcie na siebie. - Mówiąc to, wydawał się patrzeć na Elsę i Jacka.
Białowłosy wyszczerzył sie promiennie.
-Czemu nie, prawda? - zapytał. - Miło by było, tak dla odmiany, być bezpiecznym.
Mikołaj złapał sie za brzuch i roześmiał. Był to szczery śmiech.
-Tak.... No to cześć! - Jak przyleciał, tak odleciał.
Kristoff machnął na Jacka, Anka spała na jego rękach, sliniąc się obficie.
-Do jutra! - zawołał z usmiechem.
Kristoff skierował sie do zamku, ale tylnym wejściem, bo było bliżej komnaty Anny.
Jack ukradkiem widział, że Elsa mocniej się przytula. Nie sądził, aby było jej zimno, ale i tak dobrze, że miał ze sobą swój płaszcz, który zostawił w saniach kiedyś... dawno temu. Tysiąc lat temu? Chyba tak....
Podskoczył do Elsy i otulił mocno płaszczem. Przytulł ją, czując uścisk gdzieś w środku. Bolało go... A ten ból pogłębiał się z każdym ruchem... Ona odskoczyła, zrywając z siebie nakrycie.
-Nie, Jack. - odezwała się i zaczęła zmierzać szybszym krokiem do zamku. Jack ledwo za nią nadążył. Szli teraz równym krokiem, ale chłopak próbował złapać ją za rękę albo przykryć płaszczem, bo zaczęła dygotać.
-Zostaw mnie. - wydyszła z bezsilnością. - To już jest dla nie ciężkie, nie utrudniaj tego, proszę....
Białowłosy przewrócił oczami.
-Oj bez przesady! - zawołał. - Po prostu pozbądź sie tych koszmarów i tyle! O, może zmień sukienkę?
Niebieskooka prychnęła, co brzmiało, jakby kichnęła.
-To nic nie da! - Zatrzymała sie nagle i spojrzała Jackowi w oczy. Między nimi był odstęp dwóch metrów. - Od jutra sam pracujesz, wrócę dopiero wtedy, gdy nie będę ci grozić.
Jack złapał ja za rękę, poczuł jakieś dziwne pulsowanie, ale jej nie puścił.
-Mam to gdzieś, Elsa! - zawołał. - Po prostu nie mogę tak. Ja się nie boję, nie musisz mnie chronić.
Elsa wyrwała sie i popędziła do zamku, ocierając łzy z twarzy. Jack złapał ja dopiero przy jej komnacie.
-Elsa, stój! - krzyknął, a ona się zatrzymała.
-Nie chcesz mnie krzywdzić, ale krzywdzisz mnie, gdy robisz między nami mur, bo ja...
-Nie mów tego, Jack! - zawołała, odwracając się gwałtownie. - To... niemożliwe.


-Nic nie jest niemożliwe. - oznajmił.
Potem zrobił coś, co zszokowało i ją, i go samego. Podszedł do niej, przybliżył twarz do jej twarzy i ją pocałował.
Elsie serce zaczęło bić szybciej, ale poczuła taką ulgę, że można by było powiedzieć, iż wszystkie jej problemy zniknęły. Jego usta były gładkie i ciepłe, czuła zapach mięty.
Wsunęła ręcę w jego włosy. Poczuła szron na dłoniach. Wiedziała, że nie powinna tego robić, powinna sie odsunąć, bo robi Jackowi krzywdę, ale nie mogła.
Jack czuł się, jak nigdy w życiu. Coś go niby tam bolało, ale nawet tego nie czuł. Wiedział, że jeśli teraz skończy, to nigdy więcej nie będzie mieć okazji tego powtórzyć. Nigdy.
Odkleili się od siebie, Elsa popatrzyła na niego ze łzami w oczach. Jack był uśmiechnięty tak promiennie, że Elsa w końcu też się wyszczerzyła.
Przytulił ją, czując ból i zimno w klatce piersiowej. Nachylił się do jej ucha.
-Elsa, ja myślę, że zakochałem się w szefowej, co mam zrobić?
Pochylił się ku niej, aby znów ją pocałować i to zrobił. Elsa ogarnęłą fala ciepła. Na poczatku nie rozumiałą jego słów, ale...
Po zrozumieniu jego wypowiedzi, umysł Elsy zaczął działać. Było jej bardzo przyjemnie, ale... musi to skończyć, bo Jackowi dzieję sie krzywda. Czuła zimno na ciele. To zimno biło od Jacka, ale nie było przyjemne...
Z wielkim żalem oderwała sie od niego i wpadła do swojej komnaty, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparła się o ścianę i zalała łzami.
Jack stał przed jej pokojem przez dobre kilka godzin, nakłaniając, by wyszła. Przepraszał ją, że to zrobił, że to sie nie powtórzy, a problem był w tym, że białowłosa chciała to powtórzyć, co oznaczałaby, że chcę, aby Jack cierpiał....
Chłopak oparł sie o ścianę, dokładnie po drugiej stronie, Elsa opiearała o tę sama. Zapatrzył się w obraz przedstawiający władczynię na ścianie naprzeciwko. Nadal czuł jej usta na swoich.


Następnego dnia, jak zapowiedziała królwa, szefowa Jacka nie pojawiła się w pracy, jednak chłopak bardzo się starał, aby wzmocnić bezpieczeństwo zamku oraz samej władczyni.
 Chodził pod jej komnatą, rozmawiał z nią przez drzwi - mówiąc rozmawiał, myślę - stał przed drzwiami jak idiota i gadał do drewna - raz nawet śpiewał jej piosenkę, a fałszował tak głośno, że brzmiał jak rodzący kot podczas marcowania.
W końcu Elsa musiała go stamtąd zabrać, choć nie mogła przestać się uśmiechać, gdy znów go zobaczyła. Unikała go jak ognia przez ten tydzień, mimo ich rozłąki, czuła nadal smak jego ust. Boże... czemu?
-Jacku, natychmiast przestań. - rozkazała mu, zachowując należny odstep pięciu metrów. - Znajdź sobie kogoś innego.
Chłopak spojrzał na nią z uśmiechem. Miała na sobie ładną, biało-niebieską suknie z ludowymi wzorami. Jej włosy były związane w kłosa i kładły się na jej ramieniu, lecz opadły, gdy z trzaskiem zamknęła drzwi i spojrzała na niego srogo, choć udawała ten chłód.
 Tak naprawdę chciało jej się skakać z radości, bo go widzi. Nawet nie mogła wyrazić słowami, jak za nim tęskniła. Znaczy.... Ona bardzo lubiła Jacka, bo był jej pracownikiem oraz dobrym towarzyszem rozmowy.
Jack pokręcił głową, szron połyskiwał na jego włosach.
-Nie chcę nikogo innego.
Gdy to mówił, Elsa przygryzła wargi, zaciskając powieki. Przeszła się pokoju, nie patrząc na niego.
-Jack, a jak będzie ktoś lepszy, to czy...
-Ale nie ma nikogo lepszego! - przerwał jej chłopak krzykiem. Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, Elsa przeszła pod jego ramieniem i rozplotła swoją rękę z jego.
-Nie możesz tak mówić, bo dopóki ja nie pozbędę się koszmarów, to nie mamy szans... - Westchnęła. - Nawet bez koszmarów nie mamy szans, bo...
-Bo jestem zwykłym wieśniakiem? - zapytał, ale jego pytanie brzmiało samo w sobie jak odpowiedź. - Aha. Już rozumiem. No to do... kiedyś tam.
Odwrócił się.
-Ale Jack... nie.
Położył dłoń na klamce, ale nie spojrzał na Elsę, która stała teraz tylko dwa metry za jego plecami.
-Już dobrze, Elsa. - oznajmił, ale jego głos miał ton, jakby mówił: "Nic nie jest dobrze, do cholery." - Może wyjdziesz za Hugo? - zaproponował. - Przyjeżdża jutro.... Ciekawe czemu.
-Jack, to nie tak. On musi mi...
Jack nie usłyszał dalszego tłumaczenia, bo wyszedł, zatrzaskując drzwi.

Elsa powitała Hugo z udawaną uprzejmością, bo miał jej pomóc. Ponoć był ekspertem od oczyszczania duszy ze złości, gniewu i koszmarów. Dziwne, że brat Hansa miał taka pracę... Hans powinien był się z nim spotkać.
Ale Elsa nie zamierzała oceniać Hugo tylko dlatego, że ma tak okropnego brata. Dostrzegła, że chłopak jest bardzo bystry oraz zabawny.
-A więc, słyszałem, że masz problem, królowo. - zagadnął w pokoju dziennym. - W sumie, po to właśnie tu przyjechałem, aby ci pomóc.
Siedzieli obok siebie na fotelach, położył swoją dłoń na jej dłoni. Nie zabrała jej, choć miała na to ochotę. I to wielką.
-Mam problem taki, że... miałam ostatnio nieprzyjemne spotkanie i to... eee...
Hugo spojrzał na nia wyrozumiale swoimi głebokimi oczami w kolorze bagien.
-Spokojnie, królowo. Czasami spotykam osoby, które miały bardzo dziwne sposoby zakoszmarania swoich serc.
Elsa odetchnęła głośno. Zmrugała i zabrała rękę, pod pretekstem potarcia nosa.
-A więc... tak, nie do końca moje serce ma w sobie koszmary. Bardziej.. dusza... ciało.
Hugo usmiechnął się kojąco.
-Dusza i ciało aż tak nie różnią sie od serca. - wyznał cicho.
Władczyni pokiwała głową.
-Czy możesz mi pomóc?
-Oczywiście! Czy nie po to tu jestem? - powiedział, uśmiechając się, lecz po chwili spoważniał. - Niestety, nie mogę się całkowicie pozbyć koszmarów, o to ty musisz się postarać, dobrze?
Elsa kiwnęła głową.
-Pewnie. Nawet nie sądziłam, abyś chciał mi pomóc.
-No... to zaczynajmy.

Elsie kuracja u Hugo przypominały lekcje władania lodem w dzieciństwie. Głos chłopaka był tak samo łagodny i kojący jak jej ojca. Jednak lekcje zżerały tyle energii i mocy, że Elsa kładła się wykończona, nawet nie doczołgując się do łóżka.
Kiedyś zasnęła na korytarzu, jakimś spodobem znalazła się w swoim łóżku.
Księżniczka przychodziła do niej codziennie, aby przynieść śniadanie oraz porozmawiać. Elsa dowiedziała się, że Ania i Kristoff zamierzają pojechać za granicę na tydzień, aby pozwiedzać. Białowłosa rozumiała. Byli młodzi, chcieli zwiedzać, byli zakochani.... Tylko że jej siostra nie była wiele młodsza od niej, a władczyni zachowywała się, jakby była od ani starsza o co najmniej 20 lat.
Rozległo się głośne pukanie, Elsa nadal drzemała w łóżku, ale gdy usłyszała hałas, spadła z łóżka.
Dokładnie w tej samej chwili, do jej komnaty wpadł Jack.
-Chryste! - zawołał.
Podbiegł do niej i, odłożywszy tacy z jedzeniem na stoliczek, pomógł Elsie wstać. Niebieskooka poprawiła swoje włosy w nieładzie na w miarę przyzwoity kok i wgapiła się w Jacka. Czuła, że nadal nie może być przy nim, choć bardzo chce i lekcje są bardzo satysfakcjonujące.
-Jedz. - powiedział, a ona złapała rogalik. Popatrzyła na niego pytająco. Był wychudzony, kości policzkowe odstawały, a pod oczami miał dwa sine księżyce, jakby nie spał nocami.
-Już jadłem. - skłamał. - A w ogóle nie jestem głodny.
Tu akurat mówił prawdę. Co prawda nie zażywał odpoczynku od jakiś.... pięciu dni? Od rozmowy z Elsą minęły dwa tygodnie.. A! Więc tak nie spał od jakiś pięciu dni, nie licząc drzemek w stajni, gdzie dotrzymywał towarzystwa Ance. Musiał przecież coś robić, prawda?
Odkąd Elsa wyraźnie go odepchnęła, nie zamierzał się nią przejmować. Sama sugerowała, aby znazał kogoś innego. Bardzo dobrze! Ona ma Hugo, a on.... W sumie to nie ma nikogo. E, tam.. Nikt nie jest mu potrzebny do szczęścia.
Popatrzył na Elsę, która odsunęła się na drugą połowę łóżka i w skupieniu połykała rogalika z dżemem. Jack nie powiedział jej, iż specjalnie dla niej nauczył się gotować... Znaczy, nudziło mu się i to w sumie nie było specjalnie dla niej. Miał ochotę poduczyć się gotowania i tyle.
Tak czy inaczej, sam upiekł jej śniadanie.
Wstał, uznając, że nic tu po nim. Elsa nie protestowała... i to go bolało najbardziej. Że ona nic nie robiła, jakby było jej obojętne to, czy kiedykolwiek wróci do wspólnej pracy, czy kiedykolwiek go przytuli lub... pocałuje.
Jack zacisnął zęby i wyszedł z pokoju, zatrzaskując drzwi. Oparł się o ścianę, złożył dłonie i czubkami paców dotknął podbródka.
Głos w głowie. Jack zanotował w swoim umyśle, że jest nachalny, prześwietla jego umysł i duszę, wyczuwajac każde kłamstwo, ale i tak wciska kit.
Nie. Nie. Nie.
To.
Jest.
Twoja.
Szefowa.
Przeliterować?
SZE-FO...
-Dość! - krzyknął Jack i puścił się biegem wzdłuż korytarza.
Niechcący potrącił po drodze kilka osób ze służby, choć chciał przeprosić, pomóc i zapytać, czy wszystko w porządku, to nie mógł. Nie mógł. Mógł tylko biec, wzbić się w powietrze i obiecać, że nigdy nie wróci do tego przeklętego pałacu, ani do Arendelle. Ani do Anki, Kristoffa czy nawet Elsy.
Nigdy.


Elsa przełknęła ostatni kęs rogalika, czując ucisk w gardle. Był jakiś dziwny. Taki trochę za bardzo upieczony, ale bardzo dobry w smaku, bo cynamonowy, czyli taki, jaki Elsa uwielbiała. Dziwne... Nie mówiła tego nikomu oprócz Jacka...
O, kurczę...
Elsa wypluła kawałek swojego śniadania na talerzyk. Bóg jeden wie, czy się nie zatruje! Przecież Jack to kompletna łamaga w kuchni! Pewnie pomylił cukier z solą, a sól kuchenną z solą drogową.
Elsę od samego myślenia o białowłosym w kuchni rozbolał brzuch.
Wstała z łóżka, wypiwszy herbatę zrobioną, dzieki Bogu, przez Ankę - liściki na saszetkach, zawsze pisze głupawe wierszyki - pościeliła łóżko i podeszła skocznym krokiem do szafy z ubraniami. Nuciła pod nosem. Dziś miała dobry humor, co było dziwne, bo położyła się bardzo późno, gdyż wypełniała przez całą noc papiery dotyczące dróg torowych prowadzących do królestwa nieopodal.
Założyła ładną, przewiewną, acz stosowną suknie z białego jedwabiu. Miała odsłonięty obojczyk i ramiona, ale na tym odkrywanie się skończyło. Guziki szczelnie zapięła na plecach. Ustawiła się przed lustrem i od razu pożałowała, że nigdy w życiu nie nauczyła się jak uzywać kosmetyków.
Zwykle Maria, która opiekowała się nią i Anią od dziecka, plotła jej włosy, robiła makijaż i przygotowywała sukienki.
O garderobę Elsa umiała zadbać, o fryzurę też - właśnie zrobiła sobie z białych włosów kłosa - ale makijaż?
O, nie, nie.
Pierwszy raz musiała przyznać, że Anka umie coś o wiele lepiej. A więc, co zrobiła królowa?
Oczywiście, zawołała siostrę.
Ania przyszła od razu, cała w skowronkach, jak zawsze. Uśmiechnęła się promiennie na widok niebieskookiej.
Księżniczka miała na sobie zielone spodnie, które wyglądały jak przerobione ubranie robocze Kristoffa, ale Elsa nie zamierzała siostrze tego mówić, zwłaszcza, że to mogłoby być prawdą, a Ania tylko by się wyszczerzyła z radością...
Na czarna bluzkę zarzuciła beżowy sweter w pomarańczowe kropki, na jej nogach tkwiły baletki w tym samym odcieniu. Makijaż miała delikatny, ale wyglądał tak cudownie, że władczyni patrzyła na niego takim wzrokiem jak na jakieś piękne zwierzę w zoo. Tylko lekkie pociagnięcia przy powiekach i odrobina oranżowej pomadki, a kobieta już wygląda jak Afrodyta.
-Tak, Elso? - zapytała. - Wołałaś mnie.
Elsa obdarzyła siostrę ciepłym uśmiechem. Ostatnio rzadko rozmawiały przez natłok pracy, której obie miały już dość. Królowa preczuwała, że księżniczka z trudem chowa skaczące ze szczęścia emocje, bo Elsa się do niej odezwała.
-Tak, bo ja...emmm... - Dziewczyna podrapała się po głowie, próbując dobrać słowe, które - jako królowa, już ułożyła w głowie, ale nie chciała ich wypowiedzieć. - Możesz mi pomóc? Nie umiem robić makijażu...
O dziwo, Anna roześmiała się głośno, Elsa czuła się zgorszona, ale jej siostra potknęła się o własne nogi, idąc i prawie zaryła twarzą o podłogę, więc władczyni wyprostowała się w lepszym nastroju.
-Oj, Elso. - zaszczebiotała. - Oczywiście, że ci pomogę! Pokaż tę swoją piękną twarz!
Ujęła jej policzki w dłonie i zaczęła się przyglądać, mrużąc błękitne oczyska. Puściła siostrę i popukała palcem w kącik ust, myśląc intensywnie.
-Już wiem!
Po chwili Elsa siedziała w fotelu swojej sypialni... Chyba..
Otoczona kłębem pudrowego dymu, tsunami pędzelków do powiek oraz zatrzęsienie masakr.. Oj, maskar.
Królowa cały czas przymykała oczy, a uchylała powieki tylko wtedy, gdy Anka ją o to poprosiła.
-Troszkę w lewo. - nakazała rudowłosa, majstrując przy jej policzkach. Elsa odważyła się otworzyć oczy, ale zobaczyła tylko Anię wystawiającą czubek języka w skupienia. Wyglądało to komicznie. Białowłosa się roześmiała, a księżniczka - ku zdziwieniu władczyni - uciszyła ją morderczym spojrzeniem, jakby makijaż to była kwestia życia i śmierci.
Po kilku minutach łaskotania jej twarzy, jeżdżenia jakimiś kolistymi przedmiotami po jej ustach i modelowania jej rzęs, była gotowa.
-Ta-dam! - krzyknęła Anka, odstłaniając zakryte prześcieradłem lustro.
Elsa ujrzała w lustrze jakąś dziwną istotę z kosmosu. Miała idealny makijaż... Białe powieki, cudownie kontrastujące ze śliwkowymi ustami oraz turkusem jej oczu. Nie miała żadnego pudru, czy kremu lub tapety. Jej skóra była gładka i bez niedoskonałości.
Białowłosa z trudem się rozpoznawała.
-Podoba ci się, siostro? - zapytała księżniczka. Władczyni dostrzegła ją w lustrze opartą o fotel, na którym siedziała. - Moim zdaniem jesteś najpiekniejszą królową na ziemi!
Elsa się zarumieniła, wstała z krzesła i przytuliła siostrę. Nachyliła się do jej ucha i wyszeptała podziękowania.
Ten dzień miał być naprawdę dobry.
Miał.

---------------------------------------------------------------------
A więc ten dzień nadszedł.... Loony napisała rozdział - w sumie nie trwało to tak dlugo - a ty już go przeczytałaś....
Jak wrażenia?
Oczka bolą od czytania?
Może główka?
A może się walnęłaś z nadmiaru wrażeń w goleń?
Pisz na dole, tam jest taka specjalistyczna rameczka, która zabierze Cię do krainy komentarzy.
Dziś jest 22 maja. Mam dziś urodziny. Niy jestem starsza, ale jakoś nie czuję się inaczej. Ani nie zmądrzałam, ani specjalnie nie wypiękniałam.... No ni wim.
No ale rozdział miał być 22, to jest 22.
Mam nadzieję, że czytasz to po szkole i że weszłaś tutaj tylko z nadzieją na nowy rozdział, która się spełniła.
A więc do nastepnego razu za jakieś dwa posty ;D Następny rozdział pisany będzie przez naszą kochaną Bellę <3
A, no tak! O,  bogowie, zabiłby mnie, gdybym zapomniała xD A więc tak to jest link to bloga Syna Hadesa ^^

Zimne buziaki i przytulasy  ;***                
                                                                                           LOONY

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 7: Bo to nie jest takie proste....


Na początek chciałabym zadedykować ten rozdział Ruffian. Jest ona dla mnie bardzo ważna. Cenie ją i kocham. Podziwiam ją za wolę walki. Dziękuje, że byłaś, że walczyłaś do końca.....
,,Tylko śmierć mogła pokonać jej wielkie, wyścigowe serce''

RUFFIAN (ur.1972 - zm. 1975) ( WYGRAŁA 10 NA 11 SWOICH WY ŚCIGÓW, PONIEWAŻ 11 PRZYNIÓSŁ JEJ ŚMIERĆ...Złamała nogę. Żyła 3 lata  przy czym średnio konie dożywają 20-30 lat. Nie będę tu wyjaśniać, bo to trudna historia. I smutna. Polecam film o niej, jest na cda. ,,Ruffian''.)




















             Jack, słysząc głośny łoskot zza pleców, odwrócił się gwałtownie i spojrzał ze strachem na leżącą na ziemi plackiem królową Arendelle. Przeklęta gałąź nadal bujała się w lewo i prawo. Jack stał jak słup soli w miejscu, czekając na dalsze wydarzenia. Niestety, nie działo się nic. On sterczał, Elsa leżała w kształcie litery "X'', a wokoło wszystkie stworzenia zapadały w sen. Księżyc wznosił się coraz wyżej i świecił coraz jaśniej.

Jaki ona ma talent do mdlenia, pomyślał Jack. Podszedł do nieruchomej Elsy i wpatrywał się w jej twarz. Zmachlaczyła jej się grzywka, twarz była zarumieniona, a na policzku widać było wyraźny, czerwieńszy od rumieńców ślad po uderzeniu. Jack syknął z bólu, który musiała czuć Elsa. Kucnął przy niej i zaczął gorączkowo myśleć, co dalej zrobić. Nie miał zielonego pojęcia, w którą stronę iść do królestwa. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie las i las! Nigdzie nie widać było wieży zamku, czy jakiegokolwiek budynku.

Może wystarczy poczekać? Nie, to słaby pomysł. Elsa może tak leżeć albo minutę albo.....kilka dni!, rozpaczał w duchu  Jack, targając swoją śnieżnobiałą czuprynę. Bez skutku starał się, aby coś wpadło mu do głowy.

- Jakbym mógł sobie czegoś życzyć, to chciałbym cofnąć czas i nie godzić się na tę całą zabawę.... -powiedział do siebie głośno przez zęby.- choć było fajnie...

 Podrapał się w głowę i już miał wstać i dostać napadu paniki, gdy wpadł mu do głowy najlepszy pomysł, jaki by mógł się trafić na świecie.

Życzenie! No właśnie! Przecież Święty Mikołaj tak jakby spełnia życzenia! Niekoniecznie będę musiał go o coś prosić, ale zawsze warto znaleźć nocleg, jak się ma nieprzytomną królową pod opieką!, pomyślał i wyszczerzył się do nieświadomej niczego Elsy.

- No to co? Idziemy do Świętego! - rzekł dziarsko Jack, zgodnie ze swoim zwyczajem mówienia do kogoś zemdlonego. Dźwignął Elsę na ramiona. Była cięższa niż w trakcie choroby, ale i tak lekka. Tak jakby nosił worek z prezentami. Poszedł przed siebie zgodnie z tym, jak mu podpowiadał instynkt Strażnika Marzeń.

                             

                   W pałacu akurat przyjęcie się kończyło. Wszyscy zaczęli się rozjeżdżać i rozpływać. Anka z Kristoffem zostali jednak na sali balowej. Siedzieli na schodach i ogarniali wzrokiem opustoszałą salę, którą sprzątała teraz służba.

Do teraz nie mogli otrząsnąć się po tym, co stało się niedawno. Przed oczyma cały czas widzieli duszącego się kawałkiem jabłka pana, panikę wśród reszty i.....brak królowej. szczęśliwe zakończenie pojawiło się dopiero po interwencji lekarzy. Anna nie dawała sobie rady z jednym, zadławionym jabłkiem panem, więc nie wiedziała, jak Elsa daję sobie radę z tym wszystkim.

- Oni nie mogą chociaż na jakiś czas przestać dostarczać nam stresu, prawda? - spytała Anka Kristoffa. Chłopak westchnął głośno i przejechał ręką po włosach. Zniszczył sobie fryzurę, którą Anka sama mu układała, jednak nie zganiła go za to. Wyglądał o wiele lepiej z poczochraną czupryną. Zdjął marynarkę, zawiesił ją na ramieniu. Pod spodem miał pomiętą, niebieską koszulę.

- Ta.. Wrócą. Na pewno. Może po prostu chcą być sami? - Starał się być spokojny, ale po tych wszystkich zdarzeniach w ostatnich miesiącach było to awykonalne.

- O nie! Elsa w życiu nie opuściłaby gości. Coś się stać musiało. Tylko, co? -W głosie Anny wyraźnie dało się słyszeć lęk. Kristoff przytulił ją do siebie silnym ramieniem. Anka od razu poczuła się lepiej, było jej cieplej. Mogła nawet tak zasnąć, a więc kiedy Kristoff usłyszał głośne chrapnięcie porwał się ze schodów. Wziął Ankę na ręce i zaniósł ją pod drzwi. W trakcie drogi zbudziła się, ale nie podnosiła głowy, tylko patrzyła się na twarz Kristoffa.

- Tego nie możemy przewidzieć. Na razie nie panikujmy. Jest jeszcze stosunkowo wcześnie. - powiedział, idąc. Wiedział, że na niego patrzy. Czuł to. Anka zrobiła się czerwona.

- Stosunkowo wcześnie!? - wypaliła, czując przypływ energii. - Może i wcześnie, ale nie dla Elsy. Tym bardziej, że to KRÓLOWA. I to jaka! Nie pozwalała by sobie na nocne wycieczki! - Kristoff nic więcej nie mówił. Wszedł po schodach, tak jak zwykle. Anka była bardzo lekka. Potem przeszedł przez labirynt korytarzy, który znał już na pamięć, bo zawsze odprowadzał Ankę do jej komnaty. Wreszcie dotarli do celu.

-Do jutra, Aniu. Znaczy, do dzisiaj. Idę do siebie.  - pożegnał się Kristoff i pocałował Annę w policzek. Skierował się do daaaalekiego wyjścia, jednak bardzo wolno, bo wiedział, co Anka zaraz zrobi. Złapała go za ramię i przyciągnęła do siebie. Kristoff dał się pocałować w policzek z udawaną, marudną miną. Anka pogłaskała go żartobliwie po głowie, pomachała ręką i weszła do swojego pokoju. Kristoff odprowadził ją wzrokiem, a  kiedy rozległ się trzask zamykanych drzwi, poszedł do swojego domku nieopodal zamku.



Anka podeszła do okna, za którym i tak już nic nie było widać. Zmęczenie nie chciało ustąpić, mimo jej stresu. Oczy zaczęły się zamykać, a ciało robiło się wiotkie. Powlokła się bez przebierania w piżamę do łóżka i opadła na nie z impetem.

     

Jack z każdym krokiem czuł, że od Świętego Mikołaja dzieli go coraz to mniej drogi. Pozytywnie nastawiony do świata rozglądał się po delikatnie już szarzejącym ku dniu niebu. Gwiazdy były jeszcze mocno widoczne a księżyc świecił i przyglądał się kuli ziemskiej. Chłopak nawet nie popadł w panikę mając świadomość, że nie ma przy sobie swojej laski. Miał Elsę....Co prawda aktualnie niezbyt kontaktową, ale Else. Przystanął na chwilę. Wziął głęboki oddech. Nagle dostał ogromnego przypływu sił. Poczuł podniecenie. Już niedaleko!, pomyślał. Nogi po prostu same skierowały go w zarośla. Potem trochę w lewo a następnie w prawo. Wkrótce zobaczył przed sobą łąkę, którą okalał wokoło las. Była odrobinę zapadnięta i na niższym poziomie niż pnie drzew. Zaciemnioną i szarawą. Światło księżyca padało w jeden punkt. Na....dom. Drewniany, jasny dom z murowanymi elementami. W sumie miał dwa piętra a przed nim było małe ogrodzenie z czerwono-białą furtką z wbitymi wielkimi cuksami o tych samych kolorach.

- No! Jesteśmy na miejscu! - rzekł Jack z entuzjazmem. Podszedł do krawędzi pagórka. Przycisnął do siebie Else mocniej w celu zamortyzowania wstrząsu i skoczył, po czym ruszył przez środek polany. Podszedł do furtki i z małymi problemami usiłował ją otworzyć, ponieważ nie miał sześciu rąk i prawdą było, iż jednym ramieniem trudno mu było utrzymać Elsę. Na szczęście wreszcie udało mu się wspomóc stopą. Przeszedł chodniczkiem pomalowanym w pluszowe misie i zapukał głośno nogą do drzwi. Nic nie usłyszał. Ponowił czynność i to kilka razy.

- Już idę, idę. - rozległ się rozdrażniony, znajomy głos. Do uszu Jacka dobiegło głośne tupanie o schody. Już chwilę później rozległ się szczęk przekręcanej klamki i drzwi otworzyły się puszczając na chłopaka silną falę ciepła. Wyszczerzył się do wysokiego, brodatego i masywnego mężczyzny z krzaczastymi brwiami i siwą brodą.

- Witam Mikołaju! - przywitał się radośnie. Święty odwzajemnił ,,banana na ustach'' a potem skierował wzrok na Elsę. Jego uśmiech stopniowo zanikł. Na twarzy pojawiło się zakłopotanie.

- Witaj Jacku! A....a to kto? Dobrze myślę, że to...  - powiedział, wskazując głową na dziewczynę. Jack zamilkł. Spojrzał na Elsę, a potem znów na Świętego Mikołaja.

- Królowa Arendelle - dokończył Jack po chwili ciszy, wchodząc do środka. - Pracuję dla niej. Dzisiaj akurat oberwała w twarz dość solidnym konarem. No i straciła przytomność. Pomyślałem, że mógłbym u ciebie przenocować, bo nie wiem jak wrócić a rano odwieziesz mnie do królestwa. - wyznał Jack na jednym oddechu. Święty znowu uśmiechnął się serdecznie i zaśmiał się cicho.

- Nie musisz mówić. Jestem tutaj na kilka miesięcy, ponieważ mam dość wiecznie jęczących Yeti, ale tak się składa, że wziąłem ze sobą mniejszą kulę. Widziałem co się stało. Mrok jest podły prawda? - spytał żartobliwie. Chłopak zaczerwienił się na myśl, że Mikołaj widział, jak prawie pocałował królową. Kiwnął głową. - Połóż ją na górze. Jeśli jesteś zmęczony, to też możesz się przespać. Ja w każdym razie będę siedział w salonie. - Powiedział Mikołaj i udał się do dużego pokoju z wielkim kominkiem. Jack wszedł ostrożnie po schodach. Na piętrze były tylko dwa pomieszczenia: Jedno to pewnie Mikołaja, gdyż drzwi były obwieszone niewielką ilością kolorowych światełek a drugie w takim razie gościnne. Chłopak wszedł do drugiego pokoju i położył Elsę na aż zbyt miękkim łóżku. Sięgnął z wysokiej szafy czerwony, gruby koc i opatulił nim dziewczynę.

- Leż. -powiedział na odchodnym i potruchtał po schodach w dół. Wszedł do salonu i rozsiadł się w głębokim fotelu ze skóry. Po jego prawej stronie siedział Mikołaj, cały czas uśmiechając się pod nosem.

- Co cię tak bawi? - spytał w końcu chłopak, odwracając głowę.

- Jestem dość dobrym aktorem, prawda? Dałeś się nabrać, że nie wiem kim jest Elsa i co się z nią stało. Sprawdzałem tylko, czy skłamiesz. - wytłumaczył Święty. Jack podciągnął kolana na fotel i oparł o nie nadgarstki, marszcząc brwi.

- Fakt, przez chwilę uwierzyłem. Podglądacz......permanentna inwigilacja. - burczał.

- Ja tylko dbam o twoje bezpieczeństwo! Ta cała sprawa z Mrokiem bardzo mnie zaniepokoiła. - bronił się Mikołaj, prostując w fotelu.

- A...masz teraz na niego podgląd? Wiesz, gdzie wtedy polazł? - zapytał Jack. Myśl o jego największym wrogu podniecała go, myśl o tym, że będzie mieć szansę, aby skopać mu tyłek. Chciał się dowiedzieć, jak najwięcej.

- W sumie, to na to nie wpadłem. Zaraz zobaczymy... - Mikołaj wstał, po czym bez wahania otwierał kolejne szafki w poszukiwaniu kuli. Wreszcie znalazł ją i postawił na stoliku. Znowu klapnął na siedzisko i machał palcami nad szklanym przedmiotem. Coś w kuli zaczęło się ruszać i majtać. Drobne białe ziarenka przybrały ciemną barwę, pływając po kuli. Wkrótce drobinki ułożyły się w nieokreślone kształty, a zaraz potem oczom obu Strażników ukazała się siedziba Mroka. Jack patrząc na to miejsce, cały czas widział znikającego w ciemności wroga i prawie że umierającą Elsę. Przygryzł wargi oraz zacisnął pięści. Wpatrywał się w kulę poszukując chudego, czarnego człowieka lub jego koniostwora.

- Chyba go nie ma. - stwierdził Mikołaj. Może po prostu...

- Czekaj! - warknął chłopak, powstrzymując ręce przyjaciela. Przybliżył się do przedmiotu. Zmrużył oczy zaciskając usta. - On tu jest. Jestem tego pewien, że jest tylko po prostu się ukrywa.

- Prościej będzie jeśli zrobię namiar na niego a nie na siedzibę. - Mruknął Mikołaj. Odsunął Jacka i począł odprawiać swoje zwyczaje nad kulą. Tym razem było trochę dłużej. Okruszki nie mogły się ze sobą złączyć. Wciąż szalały wokoło po naczyniu z zawrotną prędkością.

- I co? Co się dzieje? Dlaczego nic się nie pojawia? - spytał Jack.

- Nie wiem, zwykle działa bez szwanku. - Święty próbował jeszcze kilka razy pokazać Mroka, ale bez skutku. - Nic z tego. Tym sposobem mogę tylko zepsuć sobie sprzęt. - Powiedział i wstał podnosząc w jednej dłoni kulkę. Odłożył ją znów do szafki i zwrócił wzrok na towarzysza.

- Coś się dzieje. Wiedziałem, że tak łatwo nie odpuści. Dlaczego tak bardzo mu na mnie zależy? Czemu akurat ja? No i po co on w to wszystko miesza Elsę. Ona nie jest niczemu winna. - Mówił cały czas patrząc się na stolik w miejscu, w którym stała kula.

- A kto by go wiedział? W tej sprawie nawet ja jestem bezsilny. Gdybyśmy mieli do dyspozycji coś lepszego, to pewnie udałoby nam się go zobaczyć. Sam jestem ciekaw co knuje. Mam nadzieję, że twojej przyjaciółce nic się nie stanie. - Zażartował Święty idąc w stronę kuchni.

- To jest moja pra co daw czyni. Rozumiesz? - Jack zerwał się z miejsca drepcząc za kompanem.

- Oj przyznaj, że ją lubisz. - Droczył się Mikołaj wyciągając z szafki pierniki i ciasteczka.

- Pewnie, że lubię. A co bym miał nie lubić! Nic mi nie zrobiła z wyjątkiem napędzenia strachu.. - Przyznał Jack szurając nogą o podłogę. Wskoczył na blat i zaczął machać stopami jak dziecko. Święty uśmiechnął się szyderczo, ale żartobliwie.

- Tak, zgadzam się z tobą w stu procentach. Nawet ja miewałem chwile zwątpienia, że uda ci się ja uratować. - Mikołaj położył słodycze na talerzyku i odłożył na stolik. Sięgnął po jedno i udał się znów do salonu nucąc sobie coś z tych świątecznych piosenek. Jack został jednak na szafce myśląc o Mroku. Sprawa bardzo go intrygowała. Patrzył się na swoje nogi, które jakby nakręcona na przemian bujały się w góre i w dół. Wyjrzał przez okno. Zaczęło się przejaśniać. Wydawało mu się, że dopiero co na niebie roiło się od gwiazd a już chwilę potem nastał bardzo wczesny poranek. Siedział tak przez kilka minut wytrwale wpatrując się w przerzedzające się niebo. Nagle coś go wyrwało z zamyślenia. Jakiś szmer i odgłos kroków. Aha! Śpioch wstał!, pomyślał i zeskoczył szybko z blatu. Oparł się o niego czekać na dalsze wydarzenia. Wkrótce do kuchni weszła zaspana Elsa. Miała na sobie zarzucony koc. Włosy miała ułożone bardzo........nijako. Były naprawdę szczątkowo ułożone w koka. Prawie wcale. Wydawało się, że wcale nie zarejestrowała białowłosego chłopaka wesoło uśmiechającego się do niej.

- Dzień dobry! - Powiedział dziarsko Jack rozciągając usta jeszcze mocniej. Elsa zareagowała bardzo gwałtownie na ten głos. Aż za bardzo, bowiem odskoczyła w przestrachu na bok wydając z siebie dziecinny, ochrypły głosik. Brzmiała jak mały, wkurzony kociak. Jack też szczerze się zląkł. Spodziewał się raczej ponurego przywitania lub szybkiego poprawiania fryzury. Elsa gapiła się na niego wielkimi, turkusowymi oczyma bez najmniejszego mrugnięcia. - Coś się stało? - Spytał niepewnie.

- Mnie nic!  Ale panu chyba tak! Ładnie to tak się do mieszkania włamywać? - Jacka kompletnie wmurowało. Nie wiedział co powiedzieć. Pusto gapił się na dziewczynę wytrzeszczając ze zdziwienia oczy.

- Elsa, to ja! Jack! Ten sam co wcześniej. - Jąkał się.

- Nie sądzę, byśmy się znali.... Nie.... Na pewno nie. - Mruknęła Elsa.

- Eeee... Chwileczkę! - Pisnął Jack pośpiesznie idąc do Mikołaja. Wpadł do salonu oddychając szybko.

- A ci co? Wyglądasz jak przepłoszony zając! - Zakpił Święty. Chłopak jednak nie zwrócił na to uwagi i podszedł do niego chwiejnym krokiem. Oparł się o fotel wdychając głęboko powietrze.

- Ona mnie nie pamięta! Pamięć straciła! O nie, co teraz będzie. Doradca mnie udusi jak się dowie, że władczyni postradała zmysły! A Anka! Ona nie jest gotowa na bycie królową... - Mówił szybko patrząc się cały czas w oczy starszego kolegi. Święty sapnął niepokojąco.

- W mordę jeża! Znaczy.....Maniery Mikołaju, maniery. Chciałem powiedzieć - do jasnej Anielki! - Strażnik wstał szybko i poszedł za Jackiem do kuchni. Elsa nadal tam była. Obserwowała czujnie dwóch mężczyzn naprzeciwko.

- Czego wy u licha chcecie? - Spytała marszcząc brwi. Jack i Mikołaj wymienili nerwowo spojrzenia.

- Nie jest dobrze prawda? - Zapiszczał Jack.

- Oczywiście, że nie! - Stwierdził Święty.

- Przecież ze mną wszystko w jak najlepszym porządku! Co ja wam takiego zrobiłam! Chwila....czy to jest Święty Mikołaj? - Spytała się Elsa.

- No, na to wygląda. - Odparł n Jackie pewnie. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy w przestrachu.

- Ja byłam grzeczna! Nikogo nie biłam! Jestem potulna jak baranek. - Broniła się szybkim potokiem słów. Chłopak przełknął głośno ślinę. Czuł strach oraz niepokój. Martwił się nie tylko o całe Arendelle, ale i o królową, która nie była świadoma, iż jeden gwałtowny manewr ręką a wnętrze ciepłej chatki zamieni się w jaskinię lodu. Nerwowo spoglądał na dłonie Elsy.

- Ja wiem, wiem. Nie musisz się tłumaczyć tylko spokojnie. Może choć do pokoju obok, to wytłumaczymy ci kilka spraw. - Wyjaśnił Mikołaj.

Żeby tylko nic się nie stało, coś trzeba wymyśleć, Jack drapał się po głowie panicznie szukając rozwiązania.

- No, skoro tak pan chc..

- NIE TYLKO NIE WYMACHUJ RĘKOMA!!!!!! - Wrzasnął na całe gardło.

- A to niby czemu? Czy coś z nimi nie tak? - Spytała się Elsa przypatrując się uważnie dłoniom.

- Nie panuj mi tu. Mów na ,,ty’’. Może nie ,,nie tak'', ale niezupełnie w porządku. Ja ci powiem o co chodzi. Musisz mi obiecać, że będziesz spokojna okej? - Spytał chłopak prowadząc dziewczynę do salonu. Kiedy stanęli w bezpiecznej odległości od Mikołaja, Jack stanął z Elsą przy ścianie i wyciągnął przed siebie delikatnie ręce.

- Teraz musisz uważać. Patrz na moje ręce. - Poprosił i sprawił aby nad środkiem dłoni pojawił się niebieski połysk, dmuchnął szybko i wkrótce jego oczom ukazała się niekształtna, krzywa kulka śniegowa. Elsa przez chwilę po prostu przyglądała się z niedowierzaniem, jakby nie do końca to do niej docierało, lecz chwilę potem jej oczy znacznie się powiększyły.

- Jak tyś to zrobił?! – Spytała głośno. Jej ton brzmiał nienaturalnie. Nigdy jeszcze takim nie mówiła, ponieważ uznano by ją za niepoważną.

- Długa historia, moje zdolności nie są aż tak ważne. Tylko…. Tu chodzi o ciebie. – Wycedził Jack. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. Po chwili ciszy odezwała się:

- Że co?

- No właśnie o to chodzi, że nie wiem jak ci to wytłumaczyć! – Jęknął chłopak.

- Wal prosto z mostu chłopie! Wal! Z kobietami to prosto i na temat! – Krzyknął Mikołaj.

- Cicho! – syknął w odpowiedzi Jack. – Elsa… chodzi mi o to, że ty umiesz zrobić tak samo jak ja. To znaczy podobnie. I ty nic nie pamiętasz, więc zapewne nie masz pojęcia jak ,,się obsługiwać’’ prawda? – Wydusił przerywając.

- Czyli mam rozumieć, że umiem robić śnieg? HA! Dobry żart! – Zakpiła Elsa.

- Okej, to wyjaśnij mi obecność Miklałsa tam o… - Mruknął Jack.

- EJ! Uważasz, że jestem wymyślony? – Rzucił z głębi pokoju starzec a chłopak machnął w odpowiedzi ręką.

- Jesteś jakiś niepoukładany? Święty Mikołaj istniał, istnieje i będzie istniał! Niestety raczej nie mogę uwierzyć w bajki o śniegu. – Odpowiedziała dziewczyna

- To nie są bajki! Sama widziałaś jak ja to robię, więc uwierz, że ty też tak umiesz. Moja wskazówka: Nie machaj rękoma zbyt mocno bo narobisz sporego Sajgonu..

- Nie mam zamiaru… Mnie nie interesuje taki bajer w łapach… - Stwierdziła Elsa, podeszła do półki i zaczęła oglądać figurki reniferów. Jack klapnął obok kolegi.

- Jednak nie było aż tak źle. – Sapnął.

- A mówiłem, że prosto z mostu? Tylko zastanawia mnie co wykombinujesz z tym, że twoja dziewczyna nic nie pamięta i nie ma bladego pojęcia, iż jest królową. – Powiedział strażnik.

- Daruj sobie z tą dziewczyną okej? – syknął Jack – Nie wiem, wrócimy i pójdziemy do jej siostry. Miejmy nadzieję, że coś wymyśli.

- Im szybciej tym lepiej, idź już. – Zaproponował Mikołaj. Chłopak podniósł się z głębokim sapnięciem.

- Chodź…. – Mruknął do Elsy i wziął ją za rękę ciągnąc do wyjścia.

- Do zobaczenia! Aha! Powodzenia! – Krzyknął z daleka Święty po czym został sam. Tym (jak wiecie) Jack nie przejmował się w zbyt dużym stopniu. Udał się w stronę królestwa (,,Bezkrólewie tralalalalala!XD).







          Po długim czasie katorgi z marudzącą Elsą Jack wreszcie dotarł do bram Arendelle.

- A to co?! – Wykrzyknęła dziewczyna nienaturalnie grubszym tonem.

- To twoje… - Zapiszczał chłopak. Nie potrafił kłamać. Czuł potrzebę powiedzenia przyjaciółce (,,przyjaciółce’’ ;) ) faktu, iż jest królową.

- A-ale jak to? Jakim cudem? Dom jest raczej w tę drugą stronę..

- No takim cudem, żeś zapomniała wszystko, bo cie znokautowałem przez przypadek gałęzią! A jak służba się dowie, to czeka mnie coś złego. Niestety. Musimy powiedzieć o zdarzeniu twojej siostrze, a dla reszty niech to zostanie tajemnicą. Jak najdłużej. Okej?? – Elsa patrzyła na niego wzrokiem pełnym zaskoczenia a potem już strachu. Pokiwała niepewnie głową z cichym jękiem. To już było bardziej ,,Elsowate’’ zachowanie, ale i tak do swojej normalności brakowało jej baaaaaardzo wiele. Dwójka bez problemu przeszła wrota na dziedziniec. Straż była po ciężkiej nocy poszukiwań królowej i tak naprawdę byli półprzytomni a bramy otworzyli odruchowo w nadziei, że przyjechał ktoś, kto odnalazł władczynię.

- To jakiś cud… - Szepnął Jack. W rzeczy samej. To był cud. Niestety przy wejściu do zamku czekała już zupełnie normalna, jak zwykle poważna ,,obstawa’’.

- Królowa Elsa! Znalazła się! Ale jakim cudem! – Krzyczeli. Natychmiast zebrało się znacznie więcej żołnierzy. Potem przyszła służba, która zajęła się totalnie spanikowaną i roztrzęsioną królową i doradca. On zaciągnął w żelaznym uścisku chłopaka na bok. Był tak obrzydliwie wściekły. Teraz nie przypominał wieprzka. Teraz jego twarz przybrała wyrazu mówiącego: ,, Ło Chryste oczy mi wylecą a ty giń poczwaro’’ No i te dziwne, obwisłe usta, przylegająca, budząca grozę grzywka, przypominająca uczesanie….Mniejsza. To nie te czasy, wracamy do opowieści:

- Co się stało?! – Krzyczał czerwony, jeszcze bardziej czerwony ze złości.

- Ja wszystko potem wyjaśnię, wyjaśnię na pewno, ale teraz muszę ją mieć blisko siebie i widzieć się z księżniczką Anną. Proszę. Ten jeden raz. – Mówił szybkim, cienkim tonem. Nie czekając na odpowiedź, wyrwał się ze ścisku mężczyzny i popędził do komnaty Anki. Ślizgał się, pod stopami pojawiał się szron. Nie z powodu zabawy, tylko stresu. Wparował do pokoju. Nie obchodziło go, czy Anna jest zmęczona, zła….głodna…. No i jak to się zawsze pech przydarza  nie mógł wejść w gorszym momencie. Stanął jak wryty. Widok stojących przy szafce, całujących się Kristoffa i Anny nie był tym najlepszym. Oni równie zaskoczeni odskoczyli od siebie. Obaj poczerwienieni.

- Prze – przepraszam. Ale, ale spokojnie. W sumie to ja wiem jak się czujecie… No ale nie chodzi mi o zatruwanie wam życia, to coś poważniejszego.. – Mówił przerywając.  Po chwili skołowania odważnie zamknął za sobą drzwi i podszedł do parki.

- Chodzi o to, że wy wyznajecie sobie miłość, a ja i Elsa nie jesteśmy w najlepszym położeniu. – Powiedział. Drżał mu głos. Anka wyraźnie nie wiedziała jak zareagować.  Naszczęście partner ją uratował:

- Jack, co się dzieje?

- Straciła pamięć. Nie ważne jak, nie ważne gdzie. W każdym razie nic nie pamięta. Nie wie, że jest królową, nie wie, że ma moc. No a reszta też nic nie wie. – Wyjaśnił.

- Cholera. – Zaklął Kristoff. Anka zachwiała się i oparła o komodę.

- A – a gdzie ona teraz jest? – Z trudem wydusiła księżniczka.

- W rękach służby. – Powiedział Jack. Blondyn wypuścił głośno powietrze zadzierając głowę do góry.

- Anno. Idź do nich. Każ im ją zostawić. – Rozkazał Kristoff.

- Pójdę z nią. – Zdecydował Jack po czym skierował się z Anką do wyjścia. W milczeniu przeszli przez korytarz. Szybkim, nerwowym tępem. W końcu znaleźli się przy komnacie królowej. Anna przybrała prostą posturę i zdecydowanie, chociaż z drżeniem dłoni nacisnęła klamkę. Jack drobnymi kroczkami wślizgnął się za nią. Kiedy weszli, zobaczyli Naszczęście nie aż tak tragiczny widok. Jedynie trzech ludzi i Elsa. Jack odetchnął z ulgą. Spodziewał się grupy rozwścieczonych siłaczy tylko czekających aż przyjdzie. Niemniej jednak obydwie siostry były przerażone. Anna z wytrzeszczonymi oczyma, a Elsa zdezorientowana zachowaniem każdej osoby. Dla chłopaka nie wyglądała aż tak inaczej, ale dla siostry była zupełnie inna.

- Czy moglibyście ją zostawić? – Poprosiła trójkę kobiet ubranych w jednakowe, płowe stroję. One posłusznie, bez słowa wyszły. Ostatnia rzuciła im tylko dziwne, przenikliwe spojrzenie.

- Elsa.. – Jęknęła księżniczka i odruchowo rzuciła się w objęcia siostry. Ona jedynie smutno zerknęła na Jacka. Z pewnością musiała być załamana. Szczerze współczuła tej, według niej zupełnie obcej osobie. Nagle poczuła bardzo mocny ścisk, który odebrał jej oddech.

- Wiesz, trochę zabierasz mi powietrzę. – Wymamrotała. Chciała brzmieć przyjaźnie. Dziewczyna uwolniła ją z objęć i otarła szybko wilgotne oczy.

- Przepraszam… A, ty naprawdę nic nie pamiętasz? Nawet mnie? – Elsa pokręciła głową.

- Pamiętam tylko swój sen, ale to nie jest chyba najważniejsze.  – Odpowiedziała z lekkim, kwaśnym uśmiechem. Ani spłynęło kilka małych łez. Naszczęście dzielnie powstrzymywała wybuch histerycznego, panicznego płaczu (zuch dziewczyna).

- To co robimy? – Jack chciał jak najszybciej rozwiązać problem.

- Trolle? – Zaproponowała Anna.

- Zaczną coś podejrzewać. Raczej musimy popróbować sami. W najgorszym wypadku powiemy prawdę.

- Powiedzmy teraz. Jack, ja ich powstrzymam, nic ci nie zrobią. – Zapewniła księżniczka.

- Nie da się odrobić zaufania służby, która i tak za mną nie przepada a z doradcą i tak mam ostro na pieńku… - Wyjaśnił Jack.

- No to nie pozostaje nam nic innego jak załamać się nerwowo.. – Wydusiła Anna i zatopiła twarz w dłoniach, ale nie uroniła ani jednej łzy, mimo coraz większej potrzeby płaczu.

- Może jak się prześpi, to coś się jej rozjaśni? – Zaproponował chłopak. Dziewczyna nie odpowiedziała na to, ale wzrok wystarczył. Zgodziła się. Nie miała innego wyboru. Potem wszedł Krisoff. Widząc ponure twarze innych zrozumiał, że nie jest najlepiej. Powoli podszedł do łóżka na którym siedziały siostry i kucnął naprzeciwko Elsy.

- I co? Musisz źle się czuć. – Uśmiechnął się pokrzepiająco. Miał podejście nie tylko do zwierząt.

- No, trochę tak. – Odparła.

- Co ustaliliście? – Blondyn sierował pytanie do obu, ale wzrok skierował na Jacka.

- Nie możemy wezwać Trolli, bo knypki z zewnątrz wywęszą, że coś jest nie tak. Nie możemy też powiedzieć od razu, bo reszta mnie znienawidzi jeszcze bardziej. Więc stanęło na tym, że musi się przespać. Nie wiemy, czy to coś da, bo zanik wygląda na groźny. – Wyjaśnił chłopak.

- Cóż. Skoro już tak obmyśliliście, to niech tak będzie. Niech zostanie sama. Musi pozbierać, myśli. Hmmm. Nieodpowiedni zwrot. Przepraszam. Niech zażyje spokoju po ciężkim dniu. – Poprawił się Kristoff.

- Ja zostanę! – Orzekła Anna.

- Dobrze, dobrze. – Zgodził się Jack i wyszedł z blondynem. Kiedy wyszli Anka nie czuła niepewności czy strachu. Zwyczajnie, tak jak zawsze przysunęła się do siostry i przewiesiła ramię przez jej szyję.

- Posłuchaj. Ty jesteś moją siostrą, moją jedyną rodziną, KRÓLOWĄ tego zamku, królową tych pięknych ziem dookoła i bardzo ważną osobą dla Jacka. Tego chłopaka od lodu. – Zaczęła stanowczym głosem, ale potem załamał jej się i nerwy zrobiły swoje. Znów przytuliła siostrę.

- Nie mogę powiedzieć tego, że wiem, ale wierzę ci. – Odparła Elsa. Zauważyła, że jej ręce bezwładnie leżą wzdłuż ciała, a rzekomej siostrze byłoby miło, gdyby odwzajemniła uścisk więc delikatnie poklepała ją po plecach. W końcu księżniczka odkleiła się od niej i wyszła.

                 Elsa do wieczora nie zmrużyła oka. Nie mogła. To łaziła po pokoju, to leżała patrząc się w sufit na łóżku próbując cokolwiek sobie przypomnieć, ale niestety, na próżno. Nadszedł wieczór. Dziewczyna zaczęła już być zdenerwowana na samą siebie. Nie chciała płaczu, nie chciała całego zachodu. Walnęła pięścią w stolik pod ścianą a na nim, na ścianach i podłodze rozniosło się pełno lodu a w pokoju zaczął padać śnieżek. Nieprzyjemny śnieżek.

- Ojej.. – pisnęła. Cofnęła się ostrożnie. Wskoczyła na łóżko i skuliła pod siebie nogi. Nagle poczuła, że coś zmieniło się w otoczeniu, nastała dziwna atmosfera. Zapalona świeczka zgasła. Dziewczyna wstała i podeszła do okna. Przeszedł ją dreszcz po plecach.  W pewnym momencie z bliżej nieokreślonego punktu dobiegł ją głos.

- Witaj Elsa…

OKEEEEEJ.... Długo nic nie było prawda??? No, niestety tak. Ja wiem, że to nie jest  idealny wpis, bez błędów i ple ple ple. Za wszystkie przepraszam (jak na spowiedzi XD). Przyznam się, że im bliżej zbliżałam się końca, tym mniej się starałam. Mówię to z ręką na sercu. Szczerym trzeba być. Żyłam już naszym drugim blogiem, do którego linka nie podam, bo nie będę już wystawiać opini w sensie: O LOL JAKA REKLAMA Z TEGO BLOGA.. Macie już linka w poprzednim poście, także, nie powtarzajmy się.Wracając do spowiedzi: POSTANAWIAM POPRAWĘ! Obiecuję, że w życiu już nie będę tak zamulać!  Za to też przepraszam. Odznaka, test szóstoklasisty... e tam. Zapominałam też. No mniejsza. Dedyk dałam sama z siebie. Można zająć sobie jakiś na następny dedyk na następny post na e-mailu masiakra2013@wp.pl. W komenarzach raczej nie. Łatwo się pogubić. Będą spełniane pokolei. W koleiności, jak zostały przysłane.  ZAPRASZAMY JUŻ DO WYSYŁANIA PRÓŚB!! MAŚKA.
(NO A CO DO TYTUŁU ROZDZIAŁU... OJJJJ, WTAJEMNICZENI JUŻ WIEEEDZĄ!)