piątek, 20 listopada 2015

                                                  Prolog

CEDRIC
Nie wiem kim byli. Nie wiem, czy im na mnie zależało. Nie wiem jacy oni byli. Mili, sympatyczni? Zabawni, pozytywni? A co jeśli zwykle się nie uśmiechali, tak jak ja? Ile odziedziczyłem z ojca, a ile z matki? Po kim mam swój charakter?
Pytania bez odpowiedzi pojawiały się i znikały z mojej głowy jak płatek śniegu, który w jednej sekundzie spoczywa na dłoni, a w drugiej rozpływa się i znika na zawsze. Niestety różnica między wszystkimi niewiadomymi w moim życiu, a śnieżynkami jest taka, iż pytania zawsze powracają. Czy to przy stole, czy to w szkole; zawsze gdzieś się znajdą. Takie same jak przedtem – bez odpowiedzi.
Szesnaście lat temu, 25 czerwca Haley i William Marshall przywitali nowego członka rodziny. Pani Marshall – moja mama, miała problemy z zajściem w ciążę. Ona i ojciec starali się kilka lat, niestety za pierwszym razem ich dziecko w wyniku jakiejś wady zmarło w łonie matki. Tracili nadzieję, prawie się poddali, ale któregoś dnia los się do nich uśmiechnął, pani Marshall nosiła w sobie nowe życie – mnie. Miesiące niepewności, leków, badań, nocy w szpitalu. To, że przeżyłem graniczyło z cudem. Lekarze niemalże zapewniali moją mamę, że umrę prędzej czy później. Jak nie w brzuchu to przy porodzie. Jak nie przy porodzie, to kilka godzin po nim. A jednak, jednak wytrwałem, moje serce wciąż niestrudzenie biło, płuca zaczęły swoją pracę tak, jak należy.
Niestety szczęście moich rodziców nie trwało długo. Nie mogło tyle trwać, przecież gdyby zupełnie wszystko się udało, świat nie byłby sobą. Wystarczył jeden błąd, jedna chwila nieuwagi, abym stracił swoją biologiczną rodzinę. Wolałbym zginąć razem z nimi tamtej nocy, jako kilkudniowy, słaby niemowlak, niż cierpieć następne szesnaście lat, nie wiedząc kim się jest. Ostatnia nadzieja zgasła wraz ze śmiertelnym zawałem którejś z ciotek, która miała mnie przygarnąć. Nie można było zrobić nic więcej, jedynym wyjściem był Dom Dziecka.
Wiesz jak to jest, gdy szukasz w internecie informacji na temat życia któregoś z królów, aktorów, muzyków? Ja nie zajmowałem się wspomnianymi celebrytami, czy też władcami. Ja wszędzie chciałem znaleźć cokolwiek o przeszłości mojej rodziny. Czasami coś wyciągnąłem z opiekunów, czasami od dyrektorki. Gdy nieco podrosłem zaglądałem do starych gazet, kronik. Gromadziłem wszystko w swojej szufladce przez czternaście lat. Uwierzcie, nazbierało się dość...sporo. Pomimo to wciąż za mało, wciąż pojawiały się nowe pytania, na które nie miałem pomysłu. Traciłem chęci i zapał, pogodziłem się z myślą, iż coś zawsze pozostanie niewyjaśnione do końca mojego życia.
##########
Niedługo po skończeniu czternastki nadszedł olbrzymi przełom w moim marnym życiu. Zdarzyło się coś nieprawdopodobnego, czym tak naprawdę nie zaprzątałem sobie myśli, w przeciwieństwie do moich kolegów i koleżanek. Przysięgam, nie zastanawiałem się, czy ktokolwiek mnie kiedyś zaadoptuje. Nie zależało mi na tym, było mi wszystko jedno. Obojętnie traktowałem małżeństwa starające się o prawa. Czasami nawet ,,chłodnie'' (lekko mówiąc) ich witałem. Owszem, byłem odstadkiem, wolałem przebywać sam na sam z gazetami, kartką papieru i ołówkiem... Albo z Randy'm – moim jedynym, szczerym przyjacielem, z którym zadawałem się prawie cały czas, jeśli nie skupiałem się przy analizie danych. Randy był moim całkowitym przeciwieństwem, chyba do granic możliwości. Otwarty, optymistyczny, wiecznie szczęśliwy, zabawny. I właśnie te jego cechy trzymały mnie w miarę przyzwoitym stanie psychicznym. To właśnie on zmuszał mnie do sztucznego uśmiechu, chociażby wrednego i ironicznego.
Rodzice Randy'ego byli nałogowymi, agresywnymi pijakami. Trafił do Domu Dziecka jako czterolatek. Posiniaczony, wystraszony, dopiero co po miesięcznym pobycie w szpitalu. Nie spodziewałem się, że za parę lat wyrośnie z niego tak pozytywny gość. Byliśmy w tym samym wieku, zaprzyjaźniłem się z nim niemalże od razu, kiedy doszedł. I dobre kilka lat pracował nad zmianą charakteru, nad wymazaniem przeszłości. Jak się okazało – sukcesywnie.
Dlaczego zatem to mnie adoptowano przed nim? Przecież to Randy zawsze przyciągał uwagę, posiadał dobrą energię i miał za sobą cięższą przeszłość (teoretycznie, czasami ból psychiczny jest gorszy od fizycznego), a jednak państwo Hannah i Franklin Carter wybrali mnie, Cedrica Marshall'a, od teraz już Carter'a. Okazali się chyba najlepszymi rodzicami z tych, których widziałem, lub słyszałem o nich (od rówieśników). I wbrew pozorom szybko się zaaklimatyzowałem. Poznałem swoją nową siostrę – Kate, dwa lata młodszą ode mnie oraz trzyletniego brata, Bernarda. Pokochałem ich wszystkich.


Pomyśleć, że to dopiero początek tych ,,olbrzymich przełomów''...

Grace

 Niektórzy twierdzą, że życie nie może się diametralnie zmienić w ułamku sekundy...
Takie osoby się po prostu mylą. Jednego dnia możecie dostać dobrą ocenę albo chłopak, który wam się podoba wyzna wam miłość, lecz nazajutrz może się okazać, że ktoś sypnął, że niby ściągaliście, a chłopak robił sobie żarty. Dlatego nie warto w zbytnio nic ingerować w życie i udawać, że mało nas cokolwiek obchodzi. Tak samo jest ze mną... Moja wesoła rodzinka jest sztuczna do szpiku kości, nie licząc mojego brata bliźniaka Mika. On jedyny mnie rozumie i umie pocieszyć. Moja kochana mama, kiedy byłam mała, przesadziła z piciem przez co porwali mnie, mojego brata i moją zaginioną siostrę Chloe spisaną już na straty... Przez cały tydzień nas przetrzymywali w opuszczonym domu, gdzie nas głodzili, torturowali... nigdy tego nie zapomnę...Tych mrocznych dni, które zmieniły moje życie już na zawsze. Oczywiście nasz wzorowy tatuś zostawił nas kiedy byliśmy mali i po nim również słuch zaginął. Aktualnie żyję z moją ciocią, którą obchodzą tylko alimenty od naszej mamy, bo po sprawie w sądzie straciła prawo opieki nad nami, ale największa męczarnia jest w szkole.

Nikt nie wie co przeszliśmy z bratem i nigdy się nie dowiedzą, bo po co.
Mam dość sztucznego współczucia, które mi nie wynagrodzi tego co przeszłam. Dlatego zawsze mam maskę roześmianej dziewczyny, która jest beztroska do granic możliwości, nawet już w domu tak automatycznie się zachowuję, więc może jest dla mnie jakakolwiek szansa na minimalne znormalnienie, chociaż nikt nie jest normalny. Moimi przyjaciółkami zostały również beztroskie dziewczyny, więc to dla nich ta cała szopka. Pomimo tego wszystkiego uwielbiam je. Wiem to dziwne lubić osoby, które się oszukuje. ŻYCIE KOCHANI :) Charlotte, piękna dziewczyna o obszernym zakresie talentów, przez co ma dużo zalotników ( nie wiem jak to nazwać, bo my na nich mówimy Zadki, wiem bardzo śmiesznie) NIESTETY, MA NA OKU MOJEGO BRATA, WIĘC KAŻDY DOSTAJE KOSZA. Ale oczywiście, żeby było jeszcze  śmieszniej mój brat nie szuka żadnej sympatii. Druga, z którą się trzymam ma na imię Annabeth, chociaż my wolimy na nią wołać Ann, bo to bardziej to niej pasuje. Jest również bardzo ładną i BARDZO mądrą osóbką pełną pozytywnej energii, chociaż rzadko ją okazuje. Tak ona jest z nas najbardziej poważna. Tak wiem moje życie jest szalone i powinnam się cieszyć, że nie nudzę się i żyję bojąc się co będzie jutro, no ale kochani ile bym dała aby być normalna... By być naprawdę taka jaką udaję... Odnaleźć spokój i harmonię, która pozwoli mi żyć bez strachu...
A najlepsze jest to, że od moich narodzin nigdy nie był mi pisany spokój, a wkrótce moje życie zmieni się jeszcze bardziej... i nie tylko moje 

                                                             Joker i Kapelusznik

 
 

czwartek, 7 maja 2015

CZEŹDŹ PIEROŻGI ^^

(Mam nadzieję, że mój Korniszon nie zabije mnie, że piszę bez niego 8) )
OKEJ
MAMY
POMYSŁ
NA
TO
ŻEBY
TUTAJ
ZMIENIĆ
WSZYSTKO
I
ZACZĄĆ
COŚ
ZUPEŁNIE
NOWEGO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tak, zupełnie nowego. Co mam/mamy (Pfff) na myśli mówiąc ,,zupełnie nowego''?
OTÓŻ!
Pewnego słonecznego dnia, gdy razem przechadzałyśmy się łonczko (szczegół, że między ulicą a blokiem) i tak jedna z nas rzekła:
- TRZA MYŚLEĆ NAD BLOGIEM BRACIE, DRUHU W BIEDZIE, NĘDZY I DOBROBYCIE! - Korniszon mrukł, jak zawsze. Tak, że GULA W GARDLE ROŚNIE AIDGBSIRTH!
- (Nie wiem co tu powiedziała XD)
OK....OMIŃMY TO
Kraina Lodu 2 jeszcze nie wyszła, więc bez spiny, nie ma co nic na siłę wymyślać.
Doszłyśmy do wniosku, że stworzymy jakieś coś, na kształt opowiadania...czy coś... W którym połączymy świat rzeczywisty z nierzeczywistym (Tak, to jest oklepane, ale mamy dosć oryginalny schemat)
ALE SPOKOJNIE, TO DOPIERO ZIARENKO, NAWET JESZCZE WODY NIE WLAŁYŚMY.
Tylko pytanko, czy Wam pasuje? Prosimy, piszcie swoje propozycje, historie, małą fabułkę <3
Oczywiście też mamy swój pomysł, ale Wasze weźmiemy pod uwagę
ZAMROŻONA...JEDNA, ALE WCIĄŻ PIERÓG 

piątek, 10 kwietnia 2015

I czo dalej? ^^

   Dzień Dobry, pora na ogłoszenia parafialne!!

1.Kolejne trudne sprawy jeśli chodzi o bloga ;// , sprawdziany, pogorszone oceny ;-; itp. więc jeszcze poczekacie, a my pomyślimy co dalej T-T
2. Z tego wiem, to chyba z trójki, została nas dwójka ;-;...(OH GOD CZO TERAZ?!?!?!)
3.Sonda na razie zostanie jako nasze doping dla nas i wiedza że jednak trochę szczęścia Wam dałyśmy :DDD
4. YYYYYYYYYYYYYYY. Jednak po premierze Krainy Lodu miałyśmy większą wenę, chęci.. I ta magia, dryg do pisania powoli się wyczerpuje (Ale WY nie, dlatego chcemy coś dla Was zrobić)
5. Konto na którym piszemy jest osoby, która nie ma chęci do pisania (PZDR) i ma inne blogi (których nie znamy ;dd też Cię KCT :**) nie wiemy czy możemy takie legalne włamania na konto robić xDD
6. Jeślim chcecie...to macie dwie opcje:
- Uzgadniamy z właścicielką konta, czy możemy kontynuować TĄ historię (we wtorek nadarzy się okazja)
- We dwójkę zaczynamy nową historię, nowego bloga, pomysły mogą być Wasze (Co pewnie nie wypali, gdyż bez FAB SWAAAG ogniwa to..no dla Was nie będzie miało sensu XD)

PODSUMOWUJĄC!!!!!!!!!
Bierzemy się do pracy, poświęcimy więcej uwagi na bloga, coś się wymyśli ;). Zostawiamy każdego zamrożonego pieroga (Oczywiście, że chodzi o Was...Nie ważne dlaczego ^^) z tymi ogłoszeniami i pomysłami!
ŚCISKAMY!
Zamrożone, tym razem na pogrubieniu ^_^.

sobota, 24 stycznia 2015

Zjedź na dół ;pp

...Mamy dla Was ważną informacje....
GŁOSUCIE W SONDZIE TROSZKE OBOOK ;*
TAM W PRAWO ------------>
I

I
I
I
I
I TROCHE NIŻEJ   ------->

 ZAMROŻONE ;33


czwartek, 6 listopada 2014

One shoty są zawsze spoko


Tutaj Loony.
Nie, nie wróciłyśmy.
Taka depresyjna noc i ofiaruję Wam one'shota.
;____________;
                                                             [idealna muzyka do tego]




Jack skierował się do wyjścia. Było wszystko dobrze, a nagle jednym momencie Elsa wszystko zniszczyła jednym pytaniem.
"Kim ty właściwie jesteś?"
Kim był? Nikim. Właśnie tym był. Nikim.
Ich kłótnie były bardzo burzliwe, bolesne i...lodowate. Jack nie umiał już znieść jej docinek. Kobieta patrzyła na niego spod obfitych rzęs i przejeżdżała językiem po wargach. Siedziała na tronie, a Jack stał przed nią jak jakiś sługa...
-Odpowiesz? Niby jesteśmy razem, ale ty wiesz o mnie wszystko, a ja o tobie nic.
Jack odwrócił się i uśmiechnął się do niej, ale niestety w tym uśmiechu nie było ani szczypty wesołości.
-Jesteś zadufaną w sobie królową i chcesz mieć wszystko podane na tacy. Czemu mam nadal spełniac twoje zachcianki?
Elsa nadal miała nieprzenikniony wyraz twarzy, ale w oczach miała ból. Jacka w pewnym sensie to usatysfakcjonowało.
Powstała z tronu. Jej suknia falowała lekko i wydawała się być żywa... Żywy lód. Włosy kobiety były jasne, a skóra biała jak śnieg. Iście królewsko się prezentowała. Jack poczuł się tak, jakby nie mógł oddychać.
-Robię, co mogę, aby nasz związek miał przyszłość.
Serce chłopaka zmiękło.
-Nie rób nic.
I wyciagnął do niej rękę... Królowa uśmiechnęła się tak, że mogłaby tym uśmiechem roztopić lodowce i sprawić, że ekonomowie oszaleją.
Ujęła jego dłoń i dała się unieść w powietrze.
Dryfowali kikanaście metrów nad ziemią. Jack spojrzał Elsie w oczy, czując, że kompetnie stracił dla niej głowę. Miał ochotę czuć ból za każde przykre słowo powiedziane do niej.
-Kochasz mnie jeszcze trochę? - spytał naiwnie.
Elsa roześmiała się perliście. Cmoknęła go w nos.
-Trochę bardzo...

piątek, 26 września 2014

Rozdział 11. Psychicznie, ale prawdziwie. Nie po Disney'owsku.

=======================================================================

                                           Jack Frost

Jedyne, co pamiętam to samego siebie.
Miałem brązowe włosy.
Stałem w drewnianym domu.
W moim domu.
I wszystko było, takie samo.
Nie miałem laski, żadnych magicznych mocy. Czemu?
Bo zabiłem ją.
Zabiłem źródło mojej mocy, moich uczuć.
Ach, jak to bolało.
Ale zapomniałem.
Od razu.
To boli bardziej niż przekręcanie noża w otwartej ranie, zakażonej, krwawiącej i mającej dopiero 2 minuty.
To boli bardziej niż cokolwiek na świecie.
A właściwie... bolało.
  =================================================================

                                                 Elsa                                    

-Ania. - Moje myśli biegały wokół jej imienia, gdy tylko ostrze przebiło moją skórę, ale usta zaczęły je wypowiadać, gdy już wiłam się po podłodze.
Umysł miałam czysty, myśli przebiegały szybko po mojej głowie, ale ból wszystko przyćmiewał.
Nie rozumiałam.
Czemu Jack?
Czy to na pewno on...?
Niemożliwe. On by mnie nie skrzywdził.
Ale... Właśnie to robił.
Poczułam na szyi pocałunek.
A na plecach zimno. Spotkałam się z podłogą. A Jack pochylał się nade mną.
Zranił mnie. Psychicznie, ale głównie fizycznie.
Leżałam i kuliłam się przed nim.
A potem mnie zostawił.
Abym umarła.
I umierałam.
Samotnie.
====================================================================

                                               Anka

Przyszłam o wiele za późno. Było już po wszystkim.... Ona... Nie żyła. Już jej nie było.
Znalazłam ją zimną, martwą na podłodze.
Jack. To był Jack.
Wiedziałam to. Widziałam go.
Stał i się uśmiechał.
Kristoff ledwo zdołał mnie utrzymać. Miałam ochotę go zabić. I zrobię to. Kiedyś na pewno.
Za moją siostrę. Biedną... Elsę...
Pomszczę ją....
LOONY
MASIAKRA
BELLA
DZIĘKUJĄ
I ŻYCZĄ UDANEGO ŻYCIA!
I niech Sherlock będzie z Wami.














KOOOOOONIEC!!!!!


tak to. pa.
ZAMROŻONE ♥

sobota, 13 września 2014

Rozdział 10. Poczucie "bezpieczeństwa" cz.1


Witam!
Tutaj Lunałka. Piszę ten rozdział, ponieważ mnie coś naszło. Pomysł.
Mam nadzieję, zresztą cała nasza trójka, iż przeczytacie rozdział z wielką chęcią.
Oraz skomentujecie!
Dedyk należy się Maryśce Pobłockiej ^^
Dziękujemy, że z nami jesteś, Marijo xD
Jak widzicie, to nie koniec.
Potrzebowałyśmy chwili.
Tym. którzy byli wyrozumiali, chciałyśmy bardzo podziękować <3
Tym, którzy nie, również.
Cieszymy się, iż tak Wam zależy na czytaniu :3
A więc... Czytajcie...

Mrok od zawsze wydawał się enigmantyczny i przebiegły, Jack znał go doskonale, ale tego dnia był kompletnie rozbity.
Nie umiał funkcjonować, ani nawet logicznie myśleć.
Wylądował na jakimś odludziu, pełno śniegu, to mu pozwalało jakoś nie rozpaść się na kawałki, znajome zimno, które w jakiś dziwny sposób "go ogrzewało".
Musiał dać radę. Przecież ona... ona musiała czuć to samo. Nie mogła go tak po prostu odtrącić. Czy ona nie czuła tego samego? I już miał gdzieś, że jest jego szefową. To się nie liczyło. Przynajmniej nie dla niego...
Po raz pierwszy przed sobą się przyznał, że mu na niej zależy. Bardzo zależy.
Czuł, że jednak nie może jej zmusić do miłości.
Co?
Jack przymknął oczy, opierając się o skalną ścianę. Westchnął. Jego płuca ogarnęło zimno, jakby szron osiedlił się na ścianach organu. Wplótł palce pomiędzy swoje włosy, czując na palcach przyjemne, szorstkie odłamki lodu.
Miłości?
Nie wiedział, co to.
To, co czuł go przerażało. nigdy mu nie zależało na... na nikim. No, oczywiście, na Mikołaju, na Zębuszcze, nawet an Króliku, ale... to nie było prawdziwe uczucie. Z Elsą było inaczej.
To było dziwne. Takie głębokie.
Gdy ją widział, gdy nawet słyszał jej głos, jego serce zaczynało skakać, czuł uścisk w brzuchu.
Przeraził się.
To było za dużo.
Dlatego uciekł. Aby nie widzieć jej twarzy, jej pięknej twarzy. Tych rumienców, oczu, błękitnych jak cholera.
Nie. Stop.
Słyszę cię, ale me oczy wciąż mnie rozpraszają, gdy patrzysz na mnie w ten sposób.

Stop.
Koniec.
"Moje serce łomocze w swej klatce,
Jack wciągnął głęboko powietrze. Znowu. Myśli biegały po jego głowie, raniąc czaszkę stykotem.
"A ja znowu nie mogę go powstrzymać."
Nie. Dość...
Ach...
"Moje serce, zimniejsze niż skała."
Jack krzyknął głośno, a z drewnianej laski uwolnił się niebieski blask, który po chwili rozlał się na skale nieopodal z wielkim trzaskiem.
Frost padł na kolana, poczuł, że pieką mu oczy.
Przecież się nie rozklei. Nie może...
Łzy zaczęły kapać po jego policzkach. To uczucie dosłownie go wykańczało.
"Zrobię to samo, tylko zostań."

-Jack Frost... płacze? - Chłopak natychmiast zamarł, gdy usłyszał głos zimniejszy niż lód.
Nie odważył się unieść wzroku, nagle wypompował się z niego cały zapał, siła walki... Wszystko.
Nawet nie miał siły się obronić czy chociaż zaprostestować, gdy Mrok uderzył go mocno w tył głowy, od razu paraliżując i pozbawiając przytomności.
                                                            ***
-Rozumiesz, Jack? - zapytał znajomy, jakiś dziwny głos. Postawny. Dziwnie kulturalny. Jakby... władczy? - Wiesz, po co to masz?
Chłopak pokiwał bezwiednie głową, miał mroczki przed oczami, nie wiedział, co się z nim dzieje, nie widział nic, oprócz czasami prześwitującego światłem obrazu.
-Tak. Wje-wiem... - Zadygotał. Było mu zimno. Po raz pierwszy w życiu. Bał się. Nawet bał się bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Strach go paraliżował. Nagle był potulny jak baranek.
Odebrano mu wszystko.
Był bezsilny.
"Jestem niczym, więc nie mam niczego, co mogłoby cię zaskoczyć,
Ale kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, wszystko zamienia się w pył, a mnie jest wszystko jedno.
Przejmujesz nade mną kontrolę."

                                                     ***
Elsa zasiadła na krześle. Miała kilka dokumentów do przeanalizowania, ostatnio zaniedbała te sprawy, co było bardzo złe. Nie mogła sobie pozwolić na zapominanie o obowiązkach.
Obiecała sobie, że jutro wcześniej wstanie, aby dokończyć wypełnianie tych papierów...
Było już piętnaście minut po północy, w sumie powinna spać, ale zawsze, gdy kładła się do łóżka brakowało jej czegoś.
Ona dokładnie wiedziała, czego.
Tylko nie umiała się przyznać.
Dlatego więc wstała, zawołała służbę, aby przygotowano jej dzban kawy oraz coś do przekąszenia i zabrała się do pracy.
Do czegoś, co zdoła odciągnąć ją od... niego.
Przewróciła kartki z nadmiernym szelestem, natychmiast wyzbywając się natrętnych myśli. On był taki denerwujący, do tego uciekł jak nieodpowiedzialny dzieciak. Czy nie mógł zrozumieć, że ona... że ona...
Elsa uniosła wzrok i popatrzyła na lustro naprzeciwko. Ujrzała swoją bladą twarz. Oczy miała zwieńczone ciemnymi sińcami, wynik braku snu. Jednak zmęczenie jej nie doskwierało, tylko dziwne przygnębienie. Kolor jej tęczówek jakby wyblakł, makijaż, który miała na twrazy tylko i wyłącznie dla dobrego prezentownia się przed poddanymi, stracił blask, Zaglądnęła sobie głęboko w oczy.
-Że ty co? - zapytała sama siebie, a jej głos zawisnął samotnie w powietrzu, odbijając się echem od ścian.
"Przenika przez moje serce i daje nadzieję na śmierć..."
Elsa wstaje gwałtownie z krzesła. Papiery poszły w niepamięć. Co ona chciała? Czego ona chciała?
KOGO?
"Lepiej spłonąć, niż zniknąć... Lepiej odejść, niż zostać zamienionym..."
Przełknęła ślinę. Słowa nie umiały wydobyć się z jej ust, nie umiała nic wydusić przez zaciśnięte gardło. Czuła uścisk w płucach.
bam bam
Elsa drgnęła i prawie krzyknęła. Poczuła nagle wstyd. Jakby przyłapano ją na czymś nieodpowiednim.
Do jej sypialni wkroczyła służba.
Maria wręczyła jej kawę, zacmokała, widząc jej bladą minę i poradziła, aby się położyć.
Elsa uśmiechnęła się najbardziej przekonująco jak umiała, wzięła w dłonie kubek i upiła łyka.
-Nie, Marie, dziękuję za troskę, ale muszę zadbać o królestwo.
Kobieta przybrała zmartwioną minę, ale, odłożywszy tacę z przekąską na stoliczku, wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
Trzask długo rozlegał się jeszcze w pokoju.
                                                                   ***
Elsa prawie zasypiała nad papierami. Kawa, mimo iż była mocna, nie działała skutecznie.
Tak nagle zmorzył ją sen... Dziwne. Opuściła głowę, prawie waląc nią o blat, gdy nagle usłyszała przenikliwy dźwięk.
Otworzyła szeroko oczy i wstała z krzesła, wsuwając za ucho kosmyki niesfornych włosów. Przybrała królewską pozę - przynajmniej na tyle królewską, na ile pozwalało jej zmęczenie.
Nagle zgasło światło.
Cisza.
Tylko dziwne pukanie.
Przez jeden, straszny moment Elsa pomyślała, że gdzieś tu czai się Mrok, ale po chwili ujrzała w drzwiach jego.
"Wiem, że to szaleństwo, ale gdyby świat się kończył
Pocałowałbyś mnie, czy po prostu byś mnie zostawił?"
-Jack..? - wydusiła.
Chłopak nie odważyłby się wejść do jej komnaty, zwłaszcza w środku nocy, jednak... Może to było coś... pilnego?
Elsa przełknęła slinę. Gdy ujrzała jak jego włosy połyskują w blasku księżyca, miała ochotę wsunąć w nie ręce i potargać. Zapewne byłyby tak przyjemnie chłodne...
Uśmiechnęła się lekko, widząc, że Jack śmielej idzie naprzód. Wreszcie do niej dotarł.
"Zostawiłbyś mnie?"
-Jack? - Królowa zmarszczyła brwi. Uniosła rękę, kierując ją w stronę jego twarzy, aby musnąć palcami jego policzka, gdy on nagle chwycił ją boleśnie za nadgarstek i mocno ścisnął. Nim zdążyła się zorientować, trzymał w garści i drugi.
Spojrzała mu w oczy. Były tego samego, urzekającego koloru, co zawsze, ale... Brakowało im czegoś. Tego miłego ciepła. Ciepła, które sprawiało, że Elsa czuła, iż miękkną jej nogi.
Uśmiechnęła się blado, ale nieszczerze.
Wtedy ujrzała jakiś lśniący, metalowy przedmiot w dłoni chłopaka. Lśnił (przedmiot) w blasku księżyca i odbijał jego magiczną, świetlistą poświatę.
Próbowała wyrwać rękę z uścisku, ale była za słaba albo Jack za silny...
-Jack..?
Potem zrobiło się ciemno i Elsa straciła przytomność, gdyż krew nie była pompowana do jej rąk.