środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 3. Piaskowe Koszmary

Czarny, piaskowy koń posiadał przerażającą głowę z ognistymi ślepiami, błyszczącymi na kilometr. Przypominały lawę. Tuż obok kącików warg widać było dwa odstające kawałki skóry wymodelowane z czarnego piachu, przypominające płetwy. Nozdrza odrobinkę zbyt wydęte. Uszy za małe, zupełnie inne niż te, które miały zwierzęta z Arendelle. Szyja bardzo ładna jak na konia, nawet zbyt idealna. Kształtna, pochylona niczym wieczny baskil. Tłów pofalowany, za bardzo obniżony grzbiet i niezauważalny kłąb. Koń był ogólnie chudy, ale nie wygłodzony (jeśli kiedykolwiek ten wybryk natury miał w pysku jedzenie). Nogi, również jak tłów, były chude do tego stopnia, że zwierzę posiadało zbyt wystające kolana a pęciny prawie wbite pod piękne kopyto. Stworzenie wydzielało okropny zapach siarki, który dotarł aż od skraju lasu do nosa Jacka.
 -Że co? - zapytała Elsa, wytrzeszczając oczy na Jacka. - Co widzisz?
Jack zmrużył oczy i przyjrzał się zamglonej sylwetce potężnego konia, która teraz znikła. Po zwierzęciu nie było śladu, jakby nigdy nie stał przed lasem i nie patrzył jasnopomarańczowymi oczami na chłopaka. Jack poczuł, że jego dłoń zaciska się na lasce, a drewno przybiera biały kolor szronu.
-Musisz mieć jakieś zwidy, Jack. - powiedziała Elsa obojętnym tonem, lecz z ukrytym niepokojem patrzyła na białe knykcie chłopaka. - Idź się położyć.
Po czym ruszyła w stronę głownej bramy zamku, a Anka za nią mówiąc jej coś na ucho.
-Nie, Elso. Ja naprawdę widziałem konia Mroka. - zapewnił ją, chwytając za ramię i obracając w swoją stronę, by popatrzyła na niego. Miał śmiertelnie poważną minę, która powinna Elsie wystarczyć, by wiedzieć, że coś jest nie tak.
-Mówiłam już, że masz zwidy. - powtórzyła znudzonym, ale stanowczym głosem. Popatrzyła wymownie na dłoń Jacka, która ściskała jej ramię. Puścił ją z zaciśniętymi zębami. Nie mógł mieć zwidów. To było zbyt realne, żeby mogło być snem. Znów popatrzył na skraj lasu. Nic tam nie było. Stworzenie wyparowało. Zwariował? Nie, nie, nie. Widział go, na pewno, lecz jak nikt inny mógł tego nie zauważyć, skoro aż z lasu dobiegł ich tak okropny swąd siarki.
-Elso...
Przełamał swoją dumę i spojrzał na dziewczynę najbardziej błagalnym i poważnym wzrokiem pod słońcem. Ona otworzyła oczy szeroko, ale od razu się zmrużyła i spojrzała na niego podejrzliwie.
-Bez takich, Frost. Nie ma czegoś tekiego jak Mrok. Ogarnij się - skwitowała, a Jack po jej tonie uznał, że dyskusja skończona.
Przewrócił oczami, myśląc o jej dumie.
Była taka fajna w lesie, pomyślał. Luzacka i radosna. W ogóle nie przejmowała się swoją mocą. Była sobą
Ścisnął w obu rękach laskę i pokrył lodem. Jeszcze raz spojrzał na daleki las. Jednak teraz zobaczył dzikie spojrzenie koloru lawy, które błyszczało w ciemności lasu i w oczach Jacka nawet, kiedy leżał w łóżku pogrążony ciszą i spokojem Arendelle.

Elsa siedziała na krześle w króleskiej jadalni i wypełniała dwusetną stronnicę dokumentów. Zapomniała już, po co to podpisywała. Powietrze wypełniał zapach gorącej czekolady i ciasta waniliowego, które upiekła jedna z jej ukochanych kucharek. Pracowała tu odkąd Elsa sięgała pamięcią i cały czas robiła jej ciasto z lukrowanymi śnieżynkami i jasnoniebieską polewą. Oczywiście, kiedy nie było w pobliżu Anki...
-Elso...
O wilku mowa, pomyślała Elsa. Próbowała się uśmiechnąć, lecz zmęczenie i stres zbyt ją dobijał. Odwróciła się na krześle i udała, że tryska energią, choć wiedziała, że siostra od razu dostrzeże jej złe samopoczucie.
-Słucham, Anno?
Rudowłosa dziewczyna podeszła nieśmiało. Jej twarz była blada na tle jaskrawego stroju. Piegi wyglądły jak plamy atramentu na płótnie. Miała na sobie długą koszulę nocną, spod której wystawały czubki reniferowych nosów. Ręce związała za plecami, jak zawsze, gdy jest niepewna siebie. Co gorsza, Elsa zauważyła, że Ance zdarzało się często być zawstydzoną, gdy z nią rozmawiała.
Prezent od Kristoffa, przypomniała sobie Elsa na widok reniferzych kapci. Powróciła myślami do osiemnastych urodzin Anny. Podarowała jej wtedy piękny diadem ich matki, który był o sto razy lepszym podarunkiem niż kapcie, lecz Anna bardziej ucieszyła się z prezentu Kristoffa niż jej diademu. Jednak podziękowała siostrze gorąco i od razu wcisnęła diadem na głowę.
-Mamy z Kristoffem taki super pomysł - wyjaśniła z lekkim uśmiechem.
O, nie! Znowu zaczyna, pomyślała Elsa. Dwa tygodnie temu jej siostra oznajmiła, że wyjedzie z Kristoffem za granicę Arendelle i z Olafem będą zwiedzać świat. Nie do końca wiedzieli, co zrobić ze Svenem i to właśnie denerwowało Elsę. Ta głupia porywczość, nierozsądność i spontaniczność. Ona by wszystko dokładnie przemyślała i zastanowiła nad konsekwencjami. Kiedy myślała o tych złych cechach, ujrzała twarz Jacka. Cera w kolorze śniegu. Białe, rozwichrzone włosy, błyszczące, błękitne oczy oraz wąskie wargi. Był piękny, naprawdę piękny. Elsa potrząsnęła głową, powracając do rzeczywistości. Spojrzała w bok na okno.
Szron tworzył faliste łodygi na szybach, potem zamieniał się w Jego twarz. NIE. Stop. Wystarczy. Elsa pokręciła energicznie głową, by pozbyć się niechcianych myśli o chłopaku. On jest zwykłym mieszkańcem Arendelle. Przystojnym mieszkańcem z taką samą mocą, ale nadal mieszkańcem. Udawała, że w ogóle nie obchodzi ją to, że Jack ma taką samą moc. Kłamstwo. Była zafascynowana, gdy doradca opowiedział jej o Jacku Froście, chłopcu z lodową laską. Jednak entuzjazm zachowała dla siebie.
-Co ty na to, Elso?
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy. tak bardzo zatraciła się w rozmyślaniach, że nie słyszała słów Anki. Wiedziała, że to na pewno okropny pomysł, ale poprosiła siostrę, aby powiedziała jeszcze raz.
-Chcemy wybudować wielką stajnie dla rogaczy - zawtórowała Anka entuzjastycznym tonem. Uśmiech rozciągał się od ucha do ucha i nie spływał z twarzy dziewczyny. - Sven miałby kolegów, a ja i Kristoff mielibyśmy więcej czasu dla siebie. - zrobiła się cała czerwona i otworzyła szeroko błękitne oczy iskrzące się w blasku żyrandolu. - Nie mam oczywiście nic przeciwko Svenowi! Uwielbiam go i inne rogacze, ale Kristoff tak bardzo się nimi przejmuje, ja się o niego martwię i...
-Anno - Elsa uciszyła siostrę jednym słowem, bo ta zaczęła mówić coraz szybciej i trudniej było ją zrozumieć.
-Tak, Elso?
-Mówiłam ci, że Kristoff powinien zająć się czymś lepszym i bardziej pożytecznym.
-On zajmuje się końmi i rogaczami. To jest bardzo ważna praca.
Elsa nie odpowiedziała, tylko stłumiła swój śmiech i znów spojrzała na papiery. Pamiętała, jak Kristoff nieumiejętnie zakładał siodło koniowi i źle czyścił jego sierść. Zajmowanie się końmi było ważnym zajęciem, ale tylko wtedy, gdy umie się to robić.
-Ciebie nic nie obchodzi, Elso. - rzuciła oskarżycielsko Anna i podbiegła do stolika, chwytając w rękę papiery.
-Och, Anka, przestań... Wiesz, że jest mi trudno. - Elsa wyrwała siostrze dokumenty z ręki i rzuciła je na blat.
-Tak, ale ja chcę po prostu moją siostrę. - wyjaśniła, patrząc z nadzieją na Elsę.
Miała niewierygodnie wielkie oczy, gdy na czymś jej zależało.
-To co mam zrobić?
Anka uśmiechnęła się chytrze, a potem zrobiła niewinną minkę. Podeszła do stolika wzięła do ręki ciasto i wezwała Marka (wpychając do ust ciasto) by przyniósł im wielki dzban gorącej czekolady. Elsa uśmiechnęła się szeroko i poleciała za Anką do jej pokoju.
-Dawno tu nie byłam! - westchnęła Elsa, gdy Anka uchyliła ze skrzypieniem drzwi jej pokoju. Poczuła znajomy zapach farb olejnych oraz czekolady, która leżała na ziemi w opakowaniu w kształcie serca. Anka zarumieniła się i stopą wsunęła czekoladki od Kristoffa pod wielkie łoże z baldachimem, które oczywiście było nie zasłane. Elsę świeżbiły ręce, by je zaścielić, ale postanowiła się odprężyć i odetchnąć od tego ciągłego stresu. Uklękła na podłodze, ale materiał sukni ścisnął mocno jej udo. Nie było jej wygodnie.
-Poczekaj, Anno. - Anka zrobiła smutną minę, a ręka z kawałkiem ciasta poleciała w dół. - Nie, nie, nie. Zaraz przyjdę. Przebiorę się tylko w piżamę.
Rudowłosa uśmiechnęła się i machnęła ręką na drzwi. Elsa pędem wyleciała z pokoju. Wielki zegar na korytarzu wskazywał północ. Elsa, nucąc pod nosem, skakała po schodkach i ślizgała się na balustradzie. Rozpuściła włosy, które białą kaskadą zjechały po jej szyi, ramionach i twarzy. Gdy biegła, mierzwił je wiatr, który sama wywołała. Starała się nie używać swojej mocy w pałacu, ale z przyjemnością namalowała śnieżynki na ścianach i porwała płatki w górę. Do jej pokoju był tylko jeden korytarz. Rozpędziła się, by wpadnąć do środka z falującymi płatkami lodu. Była bardzo blisko drzwi, już wyciągała rękę, by je otworzyć, gdy...
Poczuła ostry ból w okolicy głowy. Wpadła na kogoś i miała już upaść na podłogę, ale zdecydowana ręka ją złapała i postawiła do pionu. Co jeśli to ktoś z służby? Jak ona wygląda? Elsa rozpaczliwie zbierała włosy w koka, ale usłyszała znajomy śmiech i przyjemne zimno.
-Uratowałem cię już drugi raz - powiedział Jack. - A ty mnie tłuczesz w głowę.
Elsa wytknęła na niego język i przestała pracować nad włosami.
-Czy mogę wiedzieć, co tu robisz? - zapytała, zmieniając temat. Złożyła ręce na piersiach i zrobiła surową minę.
Jack po raz pierwszy wydawał się, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć. Stał z poważną miną i gapił się na Elsę dziwnym wzrokiem.
-No przyszedłem...- jąkał się. - Do ciebie...
Elsa nie wierzyła w to, co widzi. Jack jest zawstydzony. Otworzyła szeroko oczy i przyłożyła rękę do jego czoła. Od razu ją strzepnął z gniewną miną.
-Co ty robisz?
-Sprawdzam, czy masz temperaturę.
-Jestem Jack Frost, nigdy w życiu się nie przeziębiłem. - oznajmił z miną człowieka, który wszystko już widział.
-W takim razie, czemu tu przyszedłeś? - zapytała Elsa.
-No już mówiłem, że do ciebie.
Teraz królowa naprawdę poczuła się skołowana. Odchrząknęła, bo czuła się naprawdę niezręcznie. Jack wydawał się zbity z tropu. Patrzył, jak Elsa dostaje napadu kaszlu.
-Co?
Jack ściągnął brwi. Jego twarz pogrążyła się w zadumie. Myślał nad czymś intensywnie.
-Nie chodziło mi o to! - jego twarz wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia. - Elsa, o czym ty myślisz!
Dziewczyna zrobiła gniewną minę i posłała mu srogie spojrzenie.
-Frost, masz tak do mnie nie mówić.
Tym razem uśmiechnął się szyderczo i oparł się leniwie o swoją laskę.
-Jak królowa każe. - nagle spoważniał i przybliżył swoją twarz do twarzy Elsy.
Ich nosy niemalże się stykały. Elsa czuła zapach miętowej pasty do zębów. Jack miał o dziwo ciepły oddech, który ogrzewał jej policzki. Dziewczyna poczuła dreszcz przechodzący po jej całym ciele
-Widziałem konia Mroka - powiedział i tym samym zakończył ich krótka konserwację.
-Ależ ty się uparłeś! Ja go nie widziałam. A w ogóle...
-Czekaj! - Jack uciszył ją tak, jak ona zmuszała do milczenia Ankę. - Powtórz to, co przed chwilą powiedziałaś.
-"A w ogóle..."
-Nie! To przed tym.
Jack wydawał się być bardzo ożywiony i zaskoczony. Patrzył na Elsę z niecierpliwością, jakby to, co za chwilę powie, miało wpływ na cały wszechświat.
-"Ja go nie widziałam" - powtórzyła Elsa, coraz bardziej zezłoszczona zachowaniem Jacka.
-No tak! - zawołał Jack, takim tonem, jakby właśnie odkrył lekarstwo na raka. - Ty go nie widzisz, bo w niego nie wierzysz!
Elsa zrobiła pogardliwą minę i westchnęła głęboko, wiedząc, że Jack nałykał się za dużo toksycznego powietrza, choć w Arendelle takiego nie ma.
-Przestań, Jack! - krzyknęła. - Dobrze się czujesz?
Jack oparł się o ścianę i zjechał na podłogę z wyrazem niewysłowionej ulgi, a zarazem strachu na twarzy.
-Oczywiście, że nie!
-Właśnie widzę - odparła złośliwie Elsa, ale uklękała obok Jacka, który schował twarz w dłoniach, a jego włosy pokryły się szronem. Potrząsnęła go za ramię i próbowała zabrać ręce Jacka od jego twarzy, jednak on tylko odgonił ją ręką, odwrócił się i nie odzywał przez długi czas. Elsa pomyślała, że milczenie było dla niego wielkim wyzwaniem. W końcu się odwrócił i spojrzał na nią dziwnie poważnym wzrokiem.
-Ty nie wierzysz w Mroka, dlatego nie widzisz jego koni - powiedział tonem wielkiego naukowcy.
-Genialne - prychnęła drwiąco Elsa i podniosła się z posadzki.
Ruszyła w stronę swojej komnaty. I od razu podeszła do wielkiej szafy. Grzebała w niej chwilę, ale potem znalazła  długą, szmaragdową koszulę nocną, którą dostała w prezencie od Anny.
Kiedy mnie zobaczy, to się na pewno ucieszy, że noszę jej prezent, pomyślała Elsa, jednocześnie zastanawiając się nad diademem, który dała swojej siostrze, a ona go nie nosiła, choć, gdzie miałaby go nosić? Na przejażdżki saniami z Kristoffem?
 Wyszła na korytarz i, jak się domyślała, Jack nadal tam stał z dziwnie poważną miną.
-Jeszcze tu jesteś? - zapytała, patrząc na niego na wpół troskliwie, na wpół złośliwie.
-Już idę. - powiedział i podszedł do niej. Ścisnął jej ramiona, jakby się upewniał, czy jest prawdziwa.
 - Musisz mi tylko obiecać, że jak zobaczysz coś dziwnego lub się czegoś wystraszysz, to mi od razu powiesz, okej?
Elsa miała ochotę parsknąć śmiechem, lecz przygryzła wargę, by opanować wesołość.
-Oczywiście. - powiedziała drżącym od rozbawienia głosem.
Jack spojrzał na nią ostatni raz, a potem się odwrócił. Jego oczy lśniły w blasku żyrandoli, a może po prostu były takie iskrzące same w sobie? Tak, czy siak błyszczały jak obietnica.


Ten miesiąc pracy był bardzo niepokojący dla Jacka, ale bliskość Elsy jakimś sposobem zawsze go uspokajała, lecz kiedy nie było jej blisko niego, czuł, że coś się złego stanie. Jej albo mu. Coraz częściej widział konie Mroka, które, ku jego przerażeniu, były coraz bliżej zamkowych murów. Kładł się do łóżka, ale nie mógł spać, dopóki nie ujrzał spokojnej i śpiącej Elsy, która leżała w swojej komnacie, pilnie strzeżona przez strażników i jego samego. W trakcie pracy trzymał się blisko Elsy i powstrzymywał ją od jeżdżenia daleko, lecz Elsa zbywała jego uwagi uśmieszkami i uwagami, że zachowuje się gorzej niż zwykle.
Tej nocy było szczególnie trudno, bo Elsa ( Jack chciał jej opowiedzieć o koniu Mroka, który stał kilka kroków od okna) oznajmiła mu, że wcześnie rano musi jechać daleko, by podpisać jakieś durne papiery, a on ma sam być w pracy. Jack sam nie wiedział, czy po prostu nie miał ochoty być sam w pracy, czy  martwił się o Elsę.
Przewrócił się na drugi bok i nagle wpadł na tak genialny pomysł, że gdyby był postacią z kreskówki, nad jego głową z piknięciem pojawiłaby się świecąca żarówka. Porwał się z łóżka, sięgnął po swoją laskę, z którą się nie rozstawał, i bezszelstnie udał się do sypialni Elsy. Jej komnata znajdowała się kilka drzwi od jego pokoju, więc nie powinien narobić wielkiego hałasu i obudzić królowej, mimo to czuł, że nogi się pod nim uginają, gdy ujrzał, że Elsa poruszyła się, kiedy otwierał drzwi. Szybkim krokiem podreptał do łóżka Elsy. Miał dziwne przeczucie, że Elsa zaraz się obudzi, lecz niepotrzebnie, bo chrapała głośno i śliniła się, mrucząc coś o durnej polityce zachodu. Nawet kilka razy usłyszał swoje imię, lecz wtedy przestała mówić o polityce zachodu tylko o śniegu i rozbitych powozach.
A jednak pamięta, pomyślał Jack, chwytając z chytrym uśmiechem budzik, stojący na jej stoliku nocnym.
Chuchnął na niego lekko, ale zamroził tak, że na pewno nie włączy się rano. Hamując śmiech, wyszedł z pokoju. Niestety wybuchnął śmiechem, a jego uśmiech ujrzała księżniczka Anna.
O kurde, pomyślał zawstydzony. I co ona sobie pomyśli? Wychodzę z komnaty jej siostry o drugiej nad ranem.
-Cześć - burknął i prawie spalił się ze wstydu.
-Cześć - odparła zaskoczona. Była rozbudzona i nie miała na sobie piżamy tylko ładną, śliwkową sukienkę, którą nosi się na co dzień. - Co tu robisz?
Spojrzałem na nią dziwnym wzrokiem, a ona całą spłonęła czerwienią i zaczęła nagle przyglądać się obrazowi na ścianie obok.
-Nie, nie o to mi chodziło! - zapewnił ją Jack, nerwowym głosem. - Ja tylko... Elsa mi powiedziała, że jutro nie zamierza nigdzie jechać i chce, byś poinformowała o tym straż i doradcę.
-O-oczywiście - odparła, a po chwili  za nią rozległ się męski szept, który, mimo że był cichy, odbijał się głośno od ścian, tworząc echo.
-Anka, zostawiłaś w saniach płasz... O, cześć.
Wysoki chłopak wysunął się zza koryatrza. Miał na sobie zwykły, dzienny ubiór. Zieloną koszulę, na to jakąś jasną kurtkę i zwyczajne spodnie, jednak włosy miał potargane, a na nich widniała opaska z reniferowymi uszami, świecącymi na czerwono. Jack miał ochotę parsknąć śmiechem. Chłopak dostrzegł ukryte rozbawienie Jacka i szybko ściągnął opaskę, czerwieniąc się ze wstydu.
-Jacku, o jest Kristoff - odezwała się Anna, by zakończyć ciszę. Zwróciła się w stronę zawstydzonego chłopaka. - To jest Jack, Kristoffie. Pomaga mojej siostrze chronić mury zamku.
Kristoff spojrzał pytająco w stronę drzwi do sypialni Elsy.
Nie no, coś sobie wyobraża, pomyślał Jack, próbując zachowywać się normalnie.
Kristoff podszeł bliżej Anki. Jack mógł mu się przyjrzeć. Twarz Kristoffa nie była tak megasuperprzystojna jak jego, ale Anka patrzyła na chłopaka z taką czułością i uczuciem, że Jack czuł się zawstydzony, jakby ich na czymś przyłapał. Tak ogólnie Kristoff był lepiej zbudowany od Jacka i na pewno był o wiele wyższy, jednak Jack nie czuł się gorszy. Przez ramię Kristoffa był przewieszony fioletowy płaszcz. Przypominał Jackowi Elsę. Miała na sobie podobny, gdy rzucali się śnieżkami, obrzucając obelgami. Nie byli na siebie źli. To było takie złośliwe dogryzanie sobie. W końcu się wywróciła i Jack pobiegł jej z pomocą. Skończyło się tak, że razem sturlali się ze wzgórza, a Elsa wylądowała na jego plecach i zgniatała mu wszystkie organy wewnętrzne jak i zewnętrzne.
-Proszę, Anno. - Kristoff podał dziewczynie płaszcz, a ona podziękowała wzrokiem.
Trochę dziwne było dla Jacka patrzenie na zakochanych ludzi, którzy jednocześnie się nie całują. W sumie całujący się ludzie wyglądali dla Jacka, jakby pożerali sobie twarze. Okropność.
-Dobranoc, Jack. - powiedziała Anna, skwiając na niego głową.
-Taa. Branoc, branoc. - odpowiedział z uśmiechem, który odwzajemniła i ona, i Kristoff.
Kiedy odchodzili, Anka wspięła się na palce i powiedziała do Kristoffa, że odprowadzi go do jego domu, ale on zaprotestowął i powiedział, że jest zbyt ciemno, że da sobie radę. Anna zaprotestowała. Tak właśnie powstał śmieszny konflikt między blondynem a rudowłosą. Jack nie miał pojęcia, jak się skończył, bo ze śmiechem udał się do swojego łóżka. Był dziwnie zmęczony, nawet jak po całym dniu pracy.

Elsa rozciągnęła się na łóżku i zamlaskała, otwierając leniwie oczy.
Jest bardzo jasno, pomyślała. Coś tu jest nie tak.
Słońce wznosiło się wysoko, tuż nad górą i świeciło jasno, zaglądając w oczy Elsy. Władczyni spojrzała na budzik stojący na stoliku nocnym. Był całkowicie zamrożony i wskazywał drugą rano.
-Jack! - wrzasnęła i zeskoczyła z łóżka. Od razu wiedziała, że to on. Po pierwsze: to jest Jack Frost! Po drugie: zostawił swoją laskę na jej łóżku. - Co za idiota!
Elsa wpadła do jego pokoju z głośnym hukiem zatrzaskając za sobą drzwi. Patrzyłą na niego groźnie, choć wyglądał bardzo słodko, gdy spał. Zwinął się w kłebek na łóżku, tuląc do siebie poduszkę. Nie ślinił się, tylko coś mamrotał, co brzmiało jak: Mbroook, kjonnikii, Elllessa.
-TY SKOŃCZONY IDIOTO! - wrzasnęła, a Jack spadł z okrzykiem zaskoczenia z łóżka.
Podbiegła do łóżka, chwyciła poduszkę i zaczęła bić leżącego na podłodze Jacka.
-Ty...głupku...to...było...bardzo...ważne! - między wyrazami zadawała ciosy poduszką.
Cała fryzura jej się rozwichrzyła, ale jej to nie przeszkadzało. Kiedy Jack porwał się z podłogi i zaczął odpierać atak, zaczęła się śmiać. On też. W jednym momencie bitwa na poduszki zamieniła się w bitwę na śnieżki. Ściany pokoju były w szronie, na podłodze leżał śnieg, a przez okno nic nie było widać, bo zaparowały. Jack tworzył śnieżki i chuchał na nie, by były lepszej jakości. Zawsze trafiał, ale Elsa też nie była gorsza. Rzucała w niego śnieżkami, wielkimi jak brzuch Olafa. Jack miał włosy w śniegu i jedynym ratunkiem była ucieczka.
-Jestem dla ciebie za szybki! -oznajmił Jack i wzniósł się w górę, porywając śnieżynki w powietrze. - Nie dogonisz mnie!
Elsa uśmiechnęła się szeroko i utworzyła pod swoimi stopami wielką śnieżną górę. Tak wysoką, że głowa Elsy była na takim samym poziomie, co twarz Jacka. On się uśmiechnął i przyjrzał się jej zarumienionej buzi. Była bardzo piękna. O wiele piękniejsza od Anny. Wcześniej tego nie widział, tylko jakim sposobem mógł tego nie dostrzec? Musiał być na serio ślepy. W jednej szalonej chwili miał ochotę pocałować Elsę, ale szybko się ogarnął.
Stary, uspokój się, rozkazał sobie. Ocipiałeś? To królowa Arendelle. Nigdy nie zainteresuje się zwykłym wieśniakiem jak ty.
-A właśnie, że ciebie dogonię! - zawołała roześmiana Elsa i rzuciła w niego śnieżk
ą. Prosto w twarz.
-O, ty jedna! - Jack zeskoczył na ziemię i ruszył w pogoń za uciekającą przed nim Elsą. W końcu ją dogonił, lecz, najwidoczniej, nie miał pojęcia, co robi, bo przytulił ją do siebie i porwał w górę wraz ze śnieżynkami. Wydawało mu się, że serce zaraz wyskoczy z jego klatki piersiowej. Elsa nie mogła uspokoić oddechu, tylko wpatrywała się w niebieskie oczy Jacka. Bała się, że jej pikawa zacznie bić tak głośno, że zaraz straci słuch. Wokół nich wirowały lodowate płatki śniegu, ale dla nich było gorąco jak w saunie i oboje się dziwili, że jeszcze żaden z nich się nie rozpuścił.
Nagle Jack poczuł ostry ból z tyłu głowy i stracił równowagę. Kiedy spadali na ziemię, Jack zorientował się, że przywalił głową w sufit. Tak zatracił się w oczach Elsy, że zapomniał, że wznoszą się kilka metrów nad ziemią. Boże, co si
ę z nim dzieję? Oszalał?
Elsa w ostatniej chwili stworzyła pod nimi zimowy puch i ochroniłą przed bolesnym upadkiem. Jack wylądował pod Elsą. Kosmyki jej białych włosów łaskotały go w twarz i wchodziły do oczu. Ona czuła jego ciepły, miętowy oddech na swoich policzkach.
Czy on cały czas myje zęby?, zastanawiała się.
Elsa uśmiechnęła się do niego, ale on tylko się jej przyglądał. Elsa widziała napięcie w jego oczach. Serce szybciej jej zabiło. Wypuściła szybko powietrze, choć nie wiedziała, że je wstrzymuje. Jack czuł, że jego ciało jest całe sparaliżowane. Chciał się poruszyć. Pomóc Elsie wstać i przestać na nią patrzeć, bo wiedział, że nigdy go nie polubi, lub, brońcie Panie Boże, pokocha.
-Teraz ja ci uratowałam życie - powiedziała, a Jack uśmiechnął się mimo własnej woli. - Jesteśmy kwita.
-Prawie - odpowiedział.
Nagle świat się zatrzymał, a Jack zbliżył swoją twarz do twarzy Elsy. Wiedział, że jeśli teraz przestanie będzie się o to oskarżać całe życie. Czuł jej ciepły oddech, niemalże słyszał nierówne bicie jej serca. Widział jej twarz w myślach. Zaskoczoną i oburzoną, ale nie mógł już tego wytrzymać.
 Jack nie miał pojęcia, co się z nim dzieję. Jakby w brzuchu miał mnóstwo małych, denerwujących motylków, które chcą się wydostać na zewnątrz. Serce podeszło jej o gardła, jak wtedy, gdy Anna zamieniła się w lód. Dziwne, że znów ją nawiedziło to uczucie, skoro Jack tu był i nigdzie nie pójdzie. Jakieś silne uczucie ogarnęło jej ciało. Nawet nie ciepło. To był żar.
Nagle w pokoju zrobiło się ciemno. Bardzo ciemno. Zbyt ciemno jak na poranek. Nagle Jack i Elsa poczuli strach, choć nie wiedzieli czemu.
-Och, jak słodko! - rozległ się szyderczy głos, który był dla Jacka znajomy. Po czym usłyszeli szczęk obracanego klucza w drzwiach. - Jak mi przykro, że muszę to zakończyć, ale trochę mi niedobrze, gdy myślę, że zaraz pożrecie swoją twarz.
Jack sięgnął po laskę i wycelowął tam, skąd dobiegał głos.
-Jack! Stary, dobry kumplu! Czemu serwujesz mi takie CHŁODNE powitanie?
Z cienia wyłoniła się sylwetka wysokiego mężczyzny. Miał on długą, szarą tunikę, niebieskawą skórę, przylizane do tyłu, strąki czarnych jak smołą włosów i chudą, podłużną twarz ze złowieszczymi, pomarańczowymi oczami, które iskrzyły złowieszczo w ciemności.
-Mrok! - krzyknął Jack, ale Elsa rozglądała się po pokoju, jakby nic nie zauważyła. Co było prawdą...
Mrok roześmiał się drwiąco i pozwolił Jackowi, by dobrze się mu przyjrzał, bo wyszedł z cienia. Stały za nim jego ochydne prawie-konie, zrobione z czarnego piasku. Z koszmarów.
-Skąd się tu wziąłeś? - zapytał Jack.
Elsa patrzyła na niego jak na wariata.
-Jack, tam nikogo nie ma. - powiedziała cicho.
Jack odwrócił się do Elsy. Miała wielkie od zdziwienia oczy.
-Posłuchaj, Elso. Tam jest Mrok, tylko że ty go nie wiedzisz, bo w niego nie wierysz. Nie boisz się go, bo...
-Bo wiem, że ty tu jesteś - dokończyła pewnie, ale zrobiła zawstydzoną minę.
Jack uśmiechnął się, ignorując zezłoszczonego Mroka, na którego teraz nikt nie zwracał uwagi, jak zwykle.
-Zawsze będę twoim strażnikiem.
-Ble, ble, ble! - zawył obrzydzony Mrok. - Ojejciu, bo się rozpłaczę!
Brzmiał jak mały pięciolatek, ale po chwili odezwał się głębokim, mrocznym głosem.
-Teraz, Jacku, pozwól, że coś ci zaoferuję. - oznajmił Mrok, podchodząc bliżej.
Jack wyciągnął dalej laskę, lecz Mrok tylko się roześmiał.
-Nie pamiętasz, co ostatnim razem zrobiłem z tym twoim patykiem? -zapytał, pokazując ostro zakończone zęby.
-Ale on nie jest sam - odparła hardo Elsa, wychodząc zza pleców Jacka. - Ja też mogę skopać ci tyłek, czymkolwiek jesteś.
Nie wycelowała ręki dokładnie w Mroka, ale Jack był z niej strasznie dumny i wdzięczny, że była taka odważna i gotowa, by go obronić.
-Czy to nie urocze? - zaszczebiotał Mrok, nieudanym, dziewczęcym głosem. - Tylko ja nie z tobą gadam panienko tylko...
-Nie nazywaj mnie panienką! - przerwała warknięciem Elsa i walnęła go śniegiem w twarz.
Mrok upadł na ziemię i ślizgał się po niej.  Przez krótką chwilę wydawał się skołowany, bo Elsa trafiłą go tam, gdzie stał. Widziała go.
-Widzisz go? - zapytał oszołomiony Jack, zerkając na Elsę z podziwem.
-Tak, bo się boję. - oznajmiła Elsa, patrząc jak Mrok ślizga się na zlodowaciałej posadzce.
-Nie masz się czego bać. On nic ci nie zrobi, dopóki tu jestem - powiedział Jack, patrząć Elsie w oczy. Słyszał znudzone warknięcie Mroka, ale go zignorował.
-Nie boję się o siebie, ale o ciebie... - przyznała cicho. Wyraźnie nie chciała tego powiedzieć.
Jack uśmiechnął się szyderczo.
-Jednak ci na mnie zależy!
Elsa zrobiła urażoną minę.
-Oczywiście, że mi zależy, idioto! Co ty myślisz?
Mrok stanął nad nimi. Jego niebieska twarz wykrzywiona w grymasie znudzenia znajdowała się kilka centymetrów od czubka głowy Elsy.
-Och! Wasza pierwsza kłótnia! Jakież emocje! - rozczulił się Mrok, leczna jego ustach tkwił
Zamknij się! - wrzasnął Jack
Wycelował laskę i strzelił w twarz, jednak Mrok uchylił się w bok i lód go nie trafił.
-To wcale nie jest nasza pierwsza kłótnia tylko... Och, nieważne!
Jack znów rzucił w Mroka mrozem, lecz nie trafił. Elsa też próbowała, ale nie usiłowała go dostrzec w tym mroku.
Dziwne, pomyślała. Nie widzę Mroka w mroku.
-Elsa, uciekaj. - usłyszała ze swojej lewej strony. - Ja się nim zajmę. Tylko ja mogę.
-Nigdzie się nie wybieram. - odpowiedziała hardo, nadal wypatrujac Mroka poruszającego się w ciemności. - Jesteś chyba głupi, że myślisz, że mogłabym ciebie zostawić.
Jack, mimo nazwania go głupkiem, poczuł ciepło w sercu.
-Nie kłóć się, Elsa. Już kiedys go załatwiłem.
-Nie.
-Tak.
-Elsa...
-Jack...
-MROK!
W jednej chwili Mrok porwał Jacka w górę, a ten był tak bardzo pochłonięty kłótnią z Elsą, że nie widział że Mrok czaił się obok niego. Czuł na twarzy wiatr, jego serce ogarniał strach, który nie powinien się pojawić, bo Elsa była przy... Nie, czekaj.
Jack otworzył oczy. Unosił wysoko nad ziemią. Na latającym koniu Mroka. Był do niego przywiązany. Do latającego konia z czarnego piasku.
Nie podoba mi się ten pomysł, stwierdził Jack, ukradkiem patrząc w bok na Mroka, który z szyderczym uśmiechem patrzył, jak Jack szarpie się z linami, zaciskającymi sie mocniej z każdym ruchem chłopaka.
Widział rozbitą szybę swojej sypialni, przez którą wyglądała Elsa. Była cała we łzach i wrzeszczała jego imię, wyciągając ramiona, jakby mogła go złapać, choć wiedziała, że nie była w stanie tego zrobić.
Jack zaczął się wyrywać, ale nawet nie zorientował się, że to nic nie da, bo jest zaplątany w dziwne piaskowe liny.
Wystarczy je zamrozić, pomyślał Jack. I będę wolny.
Jack już chciał wycelować w niego laskę, ale nie miał jej w ręku. Upuścił ją, kiedy Mrok uniósł go w powietrze! Ale miał jeszcze szanse zamrozić sznury.
Chuchnął na nie, ale nic sie nie stało. Jack zaczął nerwowo dmuchać na sznury.
-Na nic ci nie da zamrożanie sznurów. - powiedział Mrok, z pogardliwą miną. - Nie jestem tak głupi jak ty, aby dać ci możliwość ucieczki.
Jack spojrzał na niego spode łba.
-Jack, jakie masz szczęście, że ta lasencja będzie cię szukać - przyznał Mrok, nie patrząc na odbiorce swoich słów.
-Zamknij się, Mrok. - syknął Jack. Ledwie oddychał przez te sznury, dlatego nie brzmiał zbytnio groźnie.- Jak mnie rozwiążesz, to skopie ci tyłek.
Rozległ się złowieszczy śmiech, zagłuszony wiatrem, który pewnie chciał uwolnić Jacka.
-Denerwujesz mnie. - wyznał Mrok. - Zaraz to zmienimy.
Jack poczuł, że jego sznury się rozluźniają, nie mógł w to uwierzyć. Mrok go wypuści? To niemożliwe, to podstęp. I Jack miał rację. Sznury zmieniły się w węże. Węże z czarnego piasku, z koszmarów. Uniosły się nad ego głowę, obnażajać dwa wielkie, ostro zakończone kły. Jack zaczął się wyrywać, ale to nie pomogło, bo węże oplatały go ogonami i resztą ciała. Były ogromne. Nagle opadły i zderzyły się z brzuchem Jacka. Spodziewał się ogromnego bólu, ale niepotrzebnie, bo spotkał go tylko strach i wszystko ogarnęła ciemność. Potem pojawiły się koszmary. Była to najgorsza rzecz, jaka go nawiedziłą. W swoim strasznym śnie słyszał krzyki Elsy i swojej młodszej siostry, widział rzeczy tak straszne, że nawet nie miał ochoty ich wspominać. Pamiętaj tylko, że widział tam Elsę, która leżała w swojej komnacie. Wyglądąła tak pięknie, gdy spała, nawet piękniej niż zwykle. Jednak przez okno zaczęły wlatywać sznury czarnych koszmarów i wlatywały do jej głowy, a ona z krzykiem się obudziła, skuliła na łóżku i zaczęła szeptać jego imię.

Jack obudził się i od razu poczuł, że Elsy nie ma obok, bo ogarnął go strach. Otworzył oczy i musiał przyzwyczaić wzrok, bo było tak ciemno, że z początku nie mógł nic dostrzec. Lecz kiedy ujrzał, gdzie się znajduje, omalże dostał zawału. Otaczał go tuzin koni zrobionych z czarnego piasku. Ściany były zrobione z czarnej stali, podłogi z ciemnych kafli, zimnych jak lód. Z sufitu zwisał ponuro wielki czarny żyrandol, zrobiony z koszmarów. Wciąż poruszał się od wierzgających, czarnych rumaków, ciemnych szkieletów oraz innych koszmarów. W lewej ścianie tkwiły wielkie, szklane drzwi do balkonu. Jack patrzył na ciemne niebo, po którym sunęły białe, poszarpane chmury.
-Cześć, Jack. - w pomieszczeniu głos poniósł się echem i zawisł w powietrzu. - Twoje koszmary są żałosne. Ta lasencja to za wysoka liga. Nic sobie z ciebie nie zrobi.
Jack porwał się z ziemi, chcąc wycelowac w Mroka laską, ale zorientował się, że nie ma jej przy sobie. Wpatrzył się ze złością w pomarańczowe ślepia. Za Mrokiem stały dwa wielkie konie z koszmarów. Prychały parą ciemnego powietrza. Szarego, obrzydliwego.
-Zamknij tą swoją niewyparzoną gębę, Mrok. - warknął Jack i przybrał gniewną minę. Wiedział, że Mrok mówi prawdę, ale nie mógł się z nią pogodzić. No, ale skoro Elsa go nie lubiła, to czemu go nie odepchnęła?
-Będę merytoryczny - oznajmił Mrok i zaczął wolno sunąć ku Jackowi. Jakby unosił się nad ziemią, szedł bezszelestnie, a konie stąpały głośno, co chwila prychając czarnym piaskiem. - Mam dla ciebie ofertę. Jeśli się na nią zgodzisz...
-A jeśli nie, to co mi zrobisz?
-To wtedy tamta lasencja poniesie karę za twoje czyny. - odpowiedział z szyderczym uśmiechem.
Jack zacisnął zęby. Dokładnie nie wiedział, czego chce Mrok, ale mógł się spodziewać.
-Musisz się do mnie przyłączyć.
-Nigdy! - warknął natychmiast Jack i zrobił krok w stronę Mroka, dmuchając na niego wielką chmurą szronu. Czarne włosy Mroka pokryły się lodem, gdyby Mrok miał brwi, to na pewno pokryły się szronem.
-JACK! - wrzasnął Mrok, strzepując z twarzy szron. - Ty nic nie rozumiesz!
Jack wycelował w niego rękę. Spojrzał groźnie na Mroka, który patrzył na niego błagalnie. Serce mu szybciej zabiło, oddech przyspieszył. Jack nie miał pojęcia, co zrobić. Zgodzić się, aby Elsa była bezpieczna? Czy nie zgodzić się i narazić Elsę?
-Strażnicy cię nie potrzebują! - zawołał Mrok i wycelował rękę w czarną ścianę.
Z bladoniebieskiej dłoni Mroka wystrzelił sznur czarnego piasku i rozprynął się na ścianie, tworząc wielkie koło, które zaczęło świecić na biało i wyświetlać obrazy. Zwykłe zajęcia roześmianych Strażników Marzeń, dbanie o dzieci, zbieranie zębów dzieci, podrzucanie prezentów i robienie ich, malowanie jaj. Wszyscy byli uśmiechnięci, ale Jacka tam nie było.
-Widzisz? - zapytał Mrok, podchodząc do Jacka. - Oni cię nie potrzebują. Jesteś niczym... Ale gdybyś się do mnie przyłączył, bylibyśmy potężni i wszyscy by w nas wierzy...
-Nie wierzyli, tylko się bali! - warknął Jack, odrzucając ramię do tyłu, bo Mrok próbował go dotknąć.
Mrok prychnął pogardliwie.
-Jedno i to samo! Nie ważne! Najważniejsze jest to, że nas widzą!
Jack przewrócił oczami i skrzyżował ręce na piersiach, lecz nadal miał je w przygotowaniu. Spojrzał na Mroka. Jasne cienie z koła wspomnień na ścianie, biegły po jego podłużnej, bladoniebieksiej twarzy, na której malowała się prośba. On naprawdę wierzył, że Jack mu ulegnie.
-Nie, Mrok. To nie jest najważniejsze.
Jack zrobił krok w stronę wroga. Starał się skupić całą swoją moc w rękach, myślał o tym, by w jego dłoniach była cała siła, lód, zimno. Serce biło mu tak mocno, jakby zaraz miało potłuc mu żebra. Bolały go dłonie, drżąły jak nigdy. Postawił drugi krok, a za trzecim, wysunął ręce do przodu. Wystrzelił z nich słup jasnoniebieskiego światła, lodu i trafił w pierś Mroka, który zatoczył się do tyłu z wrzaskiem. Jack popędził w stronę balkonu. Szyba pokryła się szronem, kiedy wystrzelił w Mroka lodem, więc nie widział dużo. Przerzucił ciężar ciała na lewe ramię i rozbił z trzaskiem szybę. Zacisnął mocno oczy. Poczuł przyjemny wiatr na skórze, słyszał za sobą rozwścieczone wrzaski Mroka i pozwolił wiatru, by poniósł go daleko stąd.


UFFFF!! Skończone! WRESZCIE! Miałam wielką frajdę, gdy pisałam ten rozdział. Cały ten rozdział bardzo mi się podoba, ale są na pewno błędy i -najgorsze- jest STRAAAASZNIE długi! Mam nadzieję, że lubicie długie, ciągnące się w nieskończoność rozdziały ;D Czekajcie cierpliwie na nastepne rozdziały! Komentujcie i obserwujcie, bo to dodaje nam chęci i weny do pisania! BUZIAKI 

                                                                                                                                             Loony ;3

Dziękuje Masiakrze, która napisała opis konia tak perfekcyjnie, że aż zaniemówiłam! Myślę, że Wy też! 























11 komentarzy:

  1. Super! Chętnie przeczytam rozdział 4! Pisz tak dalej, a zajdziesz daleko. Miło się czyta twoje powieści, a zwłaszcza dla tego że Kraina Lodu to jeden z moich ulubionych filmów. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci bardzo za tak miły komentarz! Masiakra i Bella na pewno też się cieszą, ale skoro ja napisałąm ten rozdział cieszę się najbardziej! Takie superowe komentarze jak twój sa bardzo pomocne w pisaniu, bo wiemy, że mamy dla kogo pisać. Jeszcze raz bardzo dziękuje. Następny rozdział będzie pisany pisany przez Masiakrę ( a ona, uwierz mi, zna się na rzeczy i genialnie pisze) i pojawi się szybko, bo ona już zabiera się do pracy! Pozdrawiam Loony

      Usuń
    2. OH! Jak miło, że weszła tu moja pokrewna dusza! Loony nie denerwuj! Wcale nie jestem taka genialna...... W każdym razie gorsza od Ciebie.... Mniejsza o to! Ja też kocham qnie!

      Usuń
  2. Genialny rodzial. Czekam na wiecej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny pojawi się wkrótce. Postaram się napisać go jak najlepiej! Masiakra.

      Usuń
  3. Ten rozdział jest... MEGA! Weź kobieto zrób coś z tym talentem ;p. Może w przyszłości będziesz sławną pisarką? ;) Ja napewno kupię wszystkie twoje książki ;*** (zwłaszcza gdy będą dotyczyć Krainy Lodu i Strażników Marzeń ;p).
    Pozdrawiam redaktorów i czytelników ;*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Bardzo bym chciała zostać pisarką i, jak widać, mam już fankę ;D Następny rozdział(czwarty) pisała Masiakra, która ma najbardziej najwspanialszy talent pisarski! Umrzesz z zachwytu! LOONY

      Usuń
    2. Mówiłam już, nie denerwuj....jakoś ja nie mam takich komentarzy więc kobieto. Musisz przyjąć wiadomość, że ty jesteś lepsza :D. Miłego pisania piątki!

      Usuń
  4. Wbiłam na twojego bloga, bo szukałam czegoś o Jacku i Elsie, a niedawno nic takiego jeszcze nie było więc teraz duży szok *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega rodział. Długi, ciekawy, pełen emocji. Kiedy będę znowu mieć czas, to na pewno zajrze ;)

    OdpowiedzUsuń