Chłopak przełknął głośno ślinę, lecz i tak nie było tego słychać przy tak ogromnym wietrze. Jack rozkazał wiatru ucichnąć i oczywiście zadziałało. Piasek opadł na ziemię i z trzaskiem uderzył w dachówki.
-Puść ją! - krzyknął Jack. Był zbyt głośny, bo zapomniał, że wiatr go usłuchał. - Zrobię, co chcesz, tylko ją zostaw!
Mrok uśmiechnął się chytrze, obnażając ostro zakończone zęby, lecz gdy otworzył usta, aby coś powiedzieć, jego zakładniczka, Elsa, się poruszyła. Najpierw otworzyła oczy, wolno i leniwie. Zamrugała kilka razy i drgnęła z oszołomienia, otwierajac ciemne od zimna usta. Była totalnie zdumiona i wystraszona. Spojrzała w bok. Na Mroka. Wydała z siebie zduszony okrzyk, a Jack zrobił odruchowo krok w jej stronę, skrzypiąc dachówkami. Elsa wyglądała na tak wystraszoną, że Jackowi krajało się serce. Mrok spojrzał ostrzegawczo w jego stronę, aby wiedział, że jeden krok może zakończyć ich rozmowę. Wzrok Elsy popędził do Jacka. Jej oczy były wielkie, głowa kręciła przecząco, jakby wiedziała, o co chodzi w konwersacji i się z tym niezgadzała.
-Jack, nie możesz... - oznajmiła Elsa, nie przestając rusząć głową. - Dam sobie radę.
Jack uśmiechnął się bez cienia wesołości.
-Oczywiście, że nie. - odpowiedział. - Skąd wiesz, o czym rozmawiamy?
-Bo...
Mrok uciszył ją sykiem. Elsa pisnęła cicho, ale przeszyła go tak morderczym spojrzeniem, że ten aż się od niej odsunął.
-Nie ważne, skąd wie. - powiedział. - Liczy się tylko to, co masz mi do zaoferowania.
Jack otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale Elsa mu przerwała krzykiem.
-NIE MA MOWY!
Chłopak spojrzał na nią zirytowany.
Czy ona jest jakaś szalona?, myślał. Ja chcę jej uratować życie, a ona się jeszcze stawia!
-Elsa, dość. - Jack machnął na nią palcem.
Dziewczyna zrobiła urażoną minę.
Jack zwrócił spojrzenie ku Mrokowi, który też był lekko zirytowany. Zauważył, że jego ręka coraz ciaśniej trzyma drobne ciało Elsy. Poczuł, że coś się w nim gotuje. Miał ochotę go odepchnąć i zagrozić tak, aby nigdy nie wrócił.
Elsa z kolei wyrywała się i warczała na swojego oprawcę, lecz bezskutecznie. Nawet nie było widać jej starań. W sercu Elsy zebrał się strach, ale został szybko zastąpiony adrenaliną i obrzydzeniem. Ramię Mroka, mimo tego, że dotykało bardzo grubego materiału sukni, było zimne jak lód. Nie tak przyjemnie zimne, jak laska Jacka, czy jego dotyk.
-A więc, Jacku Froście, co możesz mi zaoferować?
-Wszystko. - odpowiedział Jack, w czym wzbudził niedowierzanie w oczach Elsy.
Co za idiota, pomyślała, ale w sercu zrobiło jej się ciepło, gdy Jack wymówił te słowa.
Mrok uśmiechnął się tak, jakby spodziewał się tej odpowiedzi.
-Świetnie! - zawołał zadowolony. - A więc, Jacku, zapraszam.
Zrobił zachęcający ruch ręką w stronę chmury. Jego ręka, obejmująca Elsę w talii, była coraz bardziej uległa. Elsa - jak na zwolnionym filmie- widziała, jak Jack zbliża się do wielkiej, poszarpanej chmury z koszmarów.
-NIE! - wrzasnęła i odepchnęła chmurę podmuchem śniegu ze swojej dłoni i wpatrzyła się w przerażoną i zaskoczoną twarz Jacka. Podbiegł na sam brzeg dachu i wzniósł się w powietrze, goniąc chmurę. Elsie łzy napłynęły do oczu, gdy widziała upór Jacka. Jednak zatrzymał się w powietrzu, gdy uznał, że nie ma szans z chmurą.
Mówił coś. Elsa nie słyszała nic, poza szyderczym śmiechem Mroka. Miała nadzieję, że się nim udławi.
Elsa sama nie wiedziała, czemu nie pozwalała Jackowi oddać się w ręce Mroka, ale wiedziała, że miała bardzo ważny powód.
Chciała się wyrwać, strzelić Mrokowi śniegiem w twarz, ale zamiast tego ujrzała ciemność i zamglone łebki węży. Potem miała same koszmary, które, o dziwo, były tylko o Jacku.
-Coś ty narobiła, Elsa... - szepnął do siebie Jack. - A już miałem cię uratować, byłabyś bezpieczna, byłabyś...
Jack porwał się z dachu i skoczył ze szczytu pałcau na główną drogę. Wiatr unosił go w powietrzu i bezpiecznie postawił na ziemi. Jack patrzył na swoje bose stopy przy stawianiu kroków, jakby bał się, że zaraz się potknie. Po drodze natknął się na Ankę.
-Och, Jack! - zawołała zaskoczona. - Gdzie Elsa? Właśnie jej szukałam, bo Kristoff i ja...
-Nie ma jej.... Mrok... Chmura...Ona się stawiała, a on ją porwał... - jąkał się Jack.
Anka wrzasnęła przerażona, zalała się łzami i ogólnie zachowywała się bardzo dziwnie, jak na siebie.
Jack nie mógł jej uspokoić. Odprowadził ją roztrzęsioną do Kristoffa, który opiekuńczo objął ja ramieniem i od razu uspokił. Usiadła na sianie i mięła w dłoniach chusteczkę. Jack uklęknął przed nią.
-Wróćcie do pałacu, ja znajdę Elsę. - obiecał Ance. - Nie martw się, nie wrócę bez niej. Nigdy.
Anka uśmiechnęła się lekko pod nosem, ale nie był to dobry uśmiech, był to smutny uśmiech. Melancholijny.
-Wiem, Jack.
Elsa obudziła się na zimnej, czarnej posadzce. Od razu, gdy poczuła zapach siarki, przypomniała sobie, co się stało. Jack chciał ją uratować, Mrok ją porwał, a ona zostawiła Arendelle. Porwała się szybko z podłogi, słysząc znienawidzony, podstepny głos.
-No, no, no, Elsa. Widzę, że się wystroiłaś...
Elsa spojrzała na dół i zobaczyła, że ma na sobie piękną, ale jakimś sposobem okropną, czarną suknie. Była z jedwabiu, cekinów i ładnej koronki. Na jej stopach tkwiły szare, szklane pantofelki, a na rękach miała jedwabiste, ciemne rękawiczki.
-Jak... - Elsa spojrzała nienawistnie na Mroka. - Jak śmiałeś?! Jestem królową!
Mrok się roześmiał. Szyderczo i złośliwie. Jack też tak się śmiał, tylko że u niego to było urocze, a nie obrzydliwe.
-Spokojnie, królowo. Nie ja ciebie przebrałem... Znaczy, tak. To ja, ale... - Mrok uroczyście położył smukłą rękę na piersi. - Przysięgam, nic nie widziałem.
Elsa prychnęła.
-Wypuść mnie stąd. - zażądała, na co Mrok odpowiedział tylko śmiechem.
-Najpierw porozmawiajmy. - powiedział, zbliżając się wolnymi krokami w stronę Elsy. - Czy nie uważasz, że pasujemy do siebie idealnie?
Elsę zatkało, ściągnęła brwi i spojrzała na Mroka groźnie, wyciągająć rękę, z której przedtem zdjęła rękawiczkę i rzuciła ją na podłogę.
-Uważaj na słowa, Mrok.
On się roześmiał.
Czy on nie przestaje się śmiać?, pytała się Elsa. Jakiś chory...
Mrok zaczął chodzić dookoła Elsy, stukając obcasami. Był coraz bliżej Elsy. Gdy położył zimne ręcę na jej ramionach, przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Stała jak wkuta w ziemię, nie śmiała drgnąć, ale rękę miała w pogotowiu.
Co to za obleśny typ?
-Elso, nasze moce są perfekcyjnie do siebie pasujące - oznajmił uwodzącym tonem. - Jesteśmy dobrani, jak niebo i gwiazdy...
-NIE!
Z ręki dziewczyny wystrzeliły sople lodu i trafiły w Mroka... który w ostatniej chwili wystrzelił z dłoni koszmary. Pod wpływem ciosu Mroka, Elsa upadła na ziemię i zraniłą się w rękę. Nieznacznie, ale bolało jak diabli. Zamknęła oczy, wijąc się na podłodze z bólu. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała kościstą rękę wroga. Odepchnęła go nogą, powalając go przy tym na ziemię i wstałą o własnych siłach, lecz nadal ściskała dłoń z bólu. Oniemiała z zachwytu i strachu, lecz nie wiedziała, jakie emocje przeważały. Lód zamroził koszmary, tworząc wielki, lodowy, czarny pomnik, nie przedstawiający niczego konkretnego. Falę morską? Strumień fontanny? Raczej czarnej fontanny. Elsa odetchnęła ciepłą parą, patrząc z niedowierzaniem na ich wspólne dzieło. Nie mogła się napatrzeć. Ani to z podziwu, ani ze strachu. Tak po środku.
-Widzisz, co potrafimy? Co ty potrafisz? - Mrok położył rękę na jej ramieniu, a ona jej nie zepchnęła, bo w głowie ułożyłą sobie plan. Bardzo dobry plan. - Martwa cisza, wielka moc.
-Tak, jesteśmy razem idealni. - skłamała Elsa, ze sztucznym uśmiechem. Mroka wyraźnie zatkało, ale po chwili się wyszczerzył. Elsę przeszedł dreszcz, ale musiała. - Dopiero teraz zobaczyłam, że moja moc i twoja są wspólnie niesamowite.
-Tak! - szepnął jej do ucha Mrok. Elsa powstrzymała wymioty. Jego oddech pachniał siarką i zgniłymi roślinami. - Nie mogę uwierzyć w to, że wreszcie pojęłaś!
Mrok odszedł od niej kilka kroków, Elsa nie widziała go chwilę, ale po chwili zjawił się za jej plecami, a nad jego ręką lewitował diadem z koszmarów. Elsa popatrzyła na jego zadowoloną twarz, szarpnął głową na ozdobę, a Elsa wiedziała, co to znaczy.
-Wtedy, będziesz taka, jak ja - szepnął. - No, oprócz tej mocy lodu.
Elsa uniosła drżącą rękę nad piaskową tiarę. Rzuciła nieśmiały uśmiech dla Mroka, który go odwzajemnił.
Tylko chwilę i będziesz wolna, myślała gorączkowo. Chwila, sekundka. Dasz radę.
Elsa zamroziła koszmary i, dzięki niej, koszmary były w stałym stanie skupienia i gotowy diadem spadał na podłogę, lecz Mrok zwinnie go złapał. Uśmiechnął się i poklepał towarzyszkę po ramieniu. Elsa już się nie wzdrygnęła, ale miała odruch wymiotny.
-Brawo, Elsa, brawo. A teraz... - Mrok chwycił Elsę za ramię, kopneła go w łydkę i odepchnęła na kilka metrów. Mrok spojrzał na nią zdumiony, gdy złapał równowagę. Elsa spłonęła czerwienią.
O, nie.
-Przepraszam... - wydukała. - Myślałam, że mi coś zrobisz.
Co jest prawdą, dokończyła sobie w myślach.
Mrok uśmiechnął się, jakby był dobry, ten uśmiech mógłby być łagodny, opiekuńczy i łaskawy.
-Nie zrobię.
Pociągnął ją na środek pokoju i ustawił przed ich wspólną piękną, lodową rzeźbą. Nad jego ręką nie lewitowała już korona, była w jego dłoni. Stanął przed nią i odetchnął, wydzielająć okropny swąd siarki i zgnilizny.
-Gotowa? - spytał.
Elsa niepewnie kwinęła głową. Miała wielką gulę w gardle, ale musiała trzymać się planu. Mrok uniósł dwie ręce, pomiędzy którymi tkwił diadem. Już dotykał jej włosów, kiedy rozległ się krzyk. Bardzo znajomy krzyk.
-ELSA!
Dziewczyna szybko unisosła rękę i wytrąciła diadem z rąk Mroka. Walnęła wroga lodem, prosto w serce. Skupiłą na tym ciosie całą swoją moc, chciała się go pozbyć raz na zawsze. Odbiegła w stronę zamglonego obrazu białowłosego chłopka, jednak Mrok szybko zrobił unik i odseparował ruch ze zdwojoną siłą. Walnął. Ją. Prosto w serce.
Moc rzuciła Elsą o czarną ścianę tak mocno, że odbija się od niej i wylądowała tuż, pod chwiejącym się żyrandolem na środku sali. Rozległ się wściekły ryk Jacka. Elsa nie mogła nic dostrzec. wszędzie było biało, śnieg, lód i chłód, przeszywany przez czarne koszmary. Wszystko było zamglone, zamazane i niewyraźne, jak przez brudną szybę. Widziała jedynie białowłosego chłopaka, lodowe odłamki i koszmary. Słyszła strzępki krzyków:
-ZABIJĘ CIĘ, JACKU FROŚCIE! I TĘ GŁUPIĄ, DZIEWCZYNĘ TEŻ!
Trzask, rozbijanego lodu.
-NIE WAŻ SIĘ JEJ TKNĄĆ, BO CIĘ ZABIJĘ!
Nagle Mrok wycelował swoje koszmary w żyrandol. Jack ze zgrozą patrzył, jak kryształy spadają na podłogę, wprost na Elsę. Pobiegł w jej stronę tak syzbko, na ile pozwalały mu nogi. Nie przejmował się kostką ani śmiechem Mroka, czy jego ciosami, które raniły go w plecy. Liczyła się tylko Elsa.
W ostatniej chwili złapał ją za ramię i wziął na ręce. Biegł szybko, bo Elsa byłą bardzo lekka. Jack zatrzymał się dopiero wtedy, gdy usłyszłą dźwięk roztrzaskiwanego się żyrandolu. Ułożył Elsę na swoich kolanach i ujął delikatnie jej twarz. Łzy wezbrały się w jego oczach. Była lodowata.
-Elsa...- Łza skapnęła na jej policzek. Nawet sie nie poruszyła. - Elsa, proszę, obudź się, Elsa... Błagam...
Pochylił głowę i oparł ją na jej włosach. Pachniały tak samo, ale nie były takie miękkie i jedwabiste, tylko lodowate i tak jakby martwe. Elsa otworzyła powoli oczy. Były piekne, turkusowe i błyszczące od łez.
-Jack... - zdołała tylko to wykrztusić ochrypłym głosem i po chwili znów straciła przytomność
-Och, jakie to wzruszające - parsknął Mrok, który stanął nad Jackiem z obrzydzoną miną. - Jesteście żałośni.
Jack zacisnął zęby i wziął głęboki oddech, gładząc włosy Elsy. Wstał tak gwałtownie, że sam nie wiedział kiedy. Zaczął ciskać w Mroka lodem, ale nie trafiał, bo jego wróg był zbyt szybki. Wirował w fali śniegu, lodu i koszmarów, myśląc tylko o Elsie. Z gniewem przyjął wiadomość o tym, że Mrok był za szybki. Odbijał jego ruchy, jak piłeczki do ping-ponga. Mrok stworzył wielką, czarną, kłębistą chmurę koszmarów. W końcu Jack skupił cały swój gniew na Mroku, wziął laskę w obie ręce i uwolnił gniew.
Lód zamroził chmurę Mroka i zepchnął go na podłogę. Chmurę wyżerał chłód, gdy Jack podchodził do leżącego na ziemi Mroka.
-Ty plugawy draniu! Jak mogłeś? - zapytał Jack z zaciśniętym gardłem, przykładająć czubek laski do gardła Mroka. - Jesteś skończonym draniem!
Mrok tylko się roześmiał. Jack zrobił zaskoczoną minę.
Ja mu grożę, a ten się śmieje?
Mocniej przycisnął laskę do krtani wroga. Mrok szarpnął głową w bok, w stronę Elsy. Jack spojrzał w tamtą stronę. Ujrzał ją. Kulącą się na zimnej podłodze, cieplejszej od niej samej. Jack zapomniał o całym świecie. Widział jej twarz. Bladą, zimną i przerażoną. Oczy. Wielkie, turkusowe i piekne. Popędził do niej, ile sił w nogach. Upadł i wziął ja na kolana. Spojrzał za siebie. Mrok zniknął w cieniu ze złowieszczym uśmiechem.
Jack wiedział, że wróci. Jednak był zbyt zajęty Elsą.
-Co robić? - pytał siebie na głos. - Co robić?
Zdjął swoją bluzę, pod którą miał cieńką bluzkę, i nałożył ja Elsie.
Bał się gwałtownych ruchów, ale Elsa była coraz bardziej zimna. Jej skórę powoli okrywał szron, Jack robił wszystko, aby było jej cieplej, jednak mógł tylko sie modlić i tulić ją do siebie, choć i tak jej nie pomagał.
Wpadł gwałtownie do zamku, mając gdzieś natarczywych poddanych, strażników i służbę, i poleciał do sypialni Anny. Nie pukał, tylko wleciął do środka. Anna siedziała na kanapie. Kristoff ją obejmował, ocierał łzy, tuląć do siebie i mówiąc, że wszystko będzie w porządku.
-Jack! - Anka ze łzami w oczach popatrzyła na lodowatą siostrę. -Elsa...
Anna podbiegła do Jacka, który trzymał Elsę na rękach, i wyciągnęła ręcę, aby pogłaskać siostrę po włosach, ale szybko się odsunęła, bo oszołomiło ją zimno.
-Jest lodowata - stwierdziła. Zwróciła twarz na Jacka. - Co się stało?
Jack przełknął ślinę, hamując łzy.
-Lodowy odłamek trafił ją w serce. Nie wiem, co robić...
Anka trochę się rozpromieniła.
-Ja wiem. - usmiechnęła się z nadzieją. Odwróciła się do Kristoffa i rozkazała łagodnym tonem. - Rozpal w kominku.
Potem kazała Jackowi położyć Elsę na łóżku. Zrobił to i stanął obok niej, trzymając za rękę i nie spuszczając z niej wzroku. Anka usiadła na rogu łóżka i rzuciła się na Elsę z rozpostartymi ramionami. Zaczęła ją mocno tulić, łkając przy tym cicho. Nic. Księżniczka odlepiła się od siostry, przechyliła głowę jak pies i znowu się do niej przytuliła. Powtórzyła to kilka razy. Brak rezultatów. Anka wstała z łóżka z zaskoczoną, przerażoną miną. Zaszkliły jej się oczy, twarz robiła się coraz bardziej blada. Była zdruzgotana. Kristoff do niej podbiegł i złapał, zanim osunęła się na ziemię. Przytulił, a ona zaczęła płakać w jego ramię. Chłopak spojrzał porozumiewawczo na Jacka i skinał głową na niego głową. Jack natychmiast wziął Elsę na ręce. Popędził do jej sypialni. Była zimna, okropnie zimna.
Elsa szybko została położona przez służby do łóżka i opatulona kocami, kożuchami i kołdrami. Rozpalono w kominku i przyniesiono gorące napoje i gorące misy z parującym wrzątkiem. Wsszystko, co mogło rozgrzać Elsę było mile widziane. Jednak ona się nie budziła. Leżała i leżała. Jedyne, co było pocieszeniem dla Jacka to, to że Elsa nie zamarzała.
Minął już drugi dzień. Elsa wyglądała, jakby spała, co w sumie było prawdą. Jack nie odstępował Elsy na krok. Z ciężkim sercem opuszczał ja tylko wtedy, gdy musiał wzmacniać mury. Nic nie jadł, nie mógł. Nie pił, bo nie mógł. Jednak Anka twierdziła inaczej. Tylko ona zmuszała go do jedzenia z nią i Kristoffem. Była bardzo opiekuńcza i troskliwa. Jack zostawiał ją sam na sam z Elsą, aby mogła się wypłakać, podczas, gdy on chodził z Kristoffem do stajni lub wzmacniał mury. Bez Elsy to była tylko praca.
Dziś był szczególny dzień. Do Elsy miał przyjść Wielki Troll. Anka mówiła, że ma jej pomóc, więc Jack jej wierzył i miał wielką nadzieję, że wszytsko będzie dobrze.
Westchnął i poprawił się na krześle. Siedział, jak zwykle, przy łóżku Elsy. Popatrzył na nią. Mały, niesforny kosmyk jasnych włosów zsunął jej się na twarz. Jack wolno wsunął jej go za ucho. Przejechał dłonią po jej policzku, zimnym jak góra lodowa.
-Elsa, słyszysz mnie, prawda? - spytał, patrząc uważnie na nieruchomą twarz. Mówił to bardziej, aby zabić samotność. Rozmawiał z nią codziennie, przeważnie o głupotach. O tym, co lubi, czego nie lubi i takie tam.
-Wiesz, że za tobą tęsknię? - Jack wziął oddech i uśmiechnął się. -Lubię cię denerwować, a twojej siostry nie da się wyprowadzić z równowagi. Ona nie mówi do mnie tak srogo jak ty. Nikt tak nie mówi.
Elsa nie wiedziała, co się dzieję. Pamiętała tylko jasne, białe włosy. Jack. Śnił się jej non-stop. Co dziwne, w jej snach jeżdził na wielkich, różowych jednorożcach. Jednak nie były to miłe sny. Po chwili jednorożce zmieniały się o koszmarne, pisakowe bestie i porywały Jacka, zostawiając Elsę na zimnym pustkowiu. Jednak koszmar się w końcu kończył. Pojawiała się w swojej komnacie. Bardzo ciepłej. Dookoła było mnóstwo parujących kubków, mis czy dzbanów. Jack siedział przy niej. Na serio, przy niej. Elsa widziała siebie leżącą na łóżku. Szczelnie opatulona kołdrą, Jack niezdarnie poprawiał jej poduszki i wtykał loczki za ucho. W końcu nie wytrzymał, zerwał się z krzesła i złapał się za głowę.
-Elsa! Obudź się, bo nie wytrzymam, jesli te twoje włosy będą takie niesforne! - Potem się roześmiał i usiadł na rogu łóżka. - Brakuje mi ciebie, na serio. Oczywiście, jak się obudzisz, ci tego nie powiem, więc ciesz się teraz tą chwilą.
Elsa podeszła bezszelestnie do Jacka i dotknęła jego ramienia. Nie zareagował.
-Jack? - zapytała. Brak odpowiedzi.
No, tak, pomyślała. Nie widzi mnie, bo to tylko mój sen.
Usiadła obok niego i patrzyła, jak on patrzył na nią.
Jack krzywo patrzył na wygłupy Kristoffa. W sumie doceniał to, że próbował rozweselić Ankę, ale mógłby zachowywać się trochę zabawniej.
No cóż, nie każdy ma taki talent jak ja, pomyślał Jack, uśmiechając się pod nosem.
Jednak Anna śmiała się tak głośno, że spadła z krzesła, zwalając obrus ze stołu. Kristoff podniósł ją z ziemi i oboje zaczęli się śmiać. Jack dłubał w swoim obiadzie, który wyglądał jak po trzeciej wojnie światowej. Rozbełtane ziemniaki, zgnieciony kawior i inne zmiażdżone produkty, których Jack nazwy nie mógł zapamiętać.
-Elsa je już przez sen? - zapytała Anka. - Maria mi mówiłą, że tak. Wsuwa jak opętana.
-Ona nie śpi. - odparł Jack, a księżniczka przybrała zmieszaną minę. Przełknęła głośno ziemniaki.
-Jak to "nie śpi"?
-Normalnie. Ja to wiem. Ona wybiera sobie odpowiedni moment. Ja miałem tak samo.
-Ty? - Anka omalże zakrztusiła się chlebem. - Jak..Jak to?
-Po prostu. jak myślisz, skąd mam moc?
-Ktoś cię walnął lodem? - Oczy Anki wyglądąły jak spodki kosmiczne.
Jack parsknął śmeichem, kręcąc głową.
-Bawiłem się z moją sio... - Jack z trudem opanował łzy.
Przypomniał sobie sytuację na jeziorze. W uszach Jacka rozległ się trzask lodu. Znów zobaczył strach w oczach Emmy. Ochronił ją, ale bolało go wspomnienie o swojej małej siostrze.. Widział ją potem, po przemianie w Jacka Frosta, lecz ona nie mogła go zobaczyć. To go najbardzije bolało. Że nie mogła go zobaczyć.
-Jack...? - rozległ się zaniepokojony głos Anki. Chłopak zorientował się, że przez kilkanaście minut patrzył w wileki obraz na ścianie, który przedstawiał małą księżniczkę o jasnych włosach, ale Jack widział w niej swoją kasztanowowłosą siostrę.
Kamienny troll przyjrzał się Elsie, dotykając jej czoła. Jack uważnie obserwował jego ruchy, jednak Anka siedziała najbliżej łóżka. On znajdował się dalej, na parapecie i dochodziła do niego rozmowa między Anną a Bazaltarem
-Czemu nie mogłam jej uratować?
-Ponieważ ten odłamek jest inny. To nie jest sam lód. To też koszmary, dziecko. Tylko ktoś potężniejszy od nich, jest w stanie go roztopić.
-A znasz kogoś takiego?
-Niestety, dziecko, ale nie. Gdyby odłamek był w głowie, mógłbym coś na to poradzić, ale, dobrze o tym wiesz, dziecko, że serce to serce.
Anka wypuściła głośno powietrze i wyciągnęła rękę, muskając policzek siostry.
-A co, jeśli nie wyciągnie się tego odłamka? - spytała.
Troll westchnął chrapliwie.
-Powinna się obudzić za pięć dni, ale jeśli nie to znaczy, że koszmary powoli ogarniają lód, a kiedy już nie będzie tam śniegu, tylko koszmary, zaśnie na wieki, ale nie będzie to dobry sen. Tylko koszmary. Będzie bardzo cierpieć.
Jack usłyszał histeryczny płacz Anki, podszedł do niej i niesfornie obją ramieniem, głaszcząc po rudych włosach i uciszając.
-Już dobrze, wszystko będzie dobrze. - zapewnił, lecz sam nie był pewny, czy mówi prawdę. Spojrzał na bladą twarz Elsy. Nie wyrażała nic. Ani bólu ani strachu. Ale coś było ewidentnie nie tak. Tęsknił za jej głupimi, wyniosłymi wyrazami twarzy.
-Już na mnie czas - oznajmił Troll i ruszył w stronę drzwi, gdzie służba zaprowadziła go do głównego wyjścia. Jego kroki były bardzo głośne i odbijały się echem w komnacie Elsy, no ale w końcu był Kamiennym Trollem. Jack mocniej ścisnął Ankę, bo zaczęła się trząść.
-Anno... - powiedział Bazaltar wychodząc. Dziewczyna spojrzała na niego wielkimi oczami pełnymi nadzieji, jakby Troll nagle znalazł sposób na uratowanie jej siostry. - Na pewno uratujesz swoją siostrę. Wierzę w to.
Anna pokiwała głową, ale kiedy Troll wyszedł, zatopiła twarz w bluzie Jacka, płacząc histerycznie.
Potem Jack zaprowadził zapłakaną Ankę do Kristoffa, do stajni. Było tam koszmarnie zimno, co prawda, Jack nie doznawał chłodu, ale czuł dreszcze Anny. Jack po krótce opowiedział Kristoffowi, co wyjaśnił Bazaltar.
-Dzięki, Jack. - powiedział Kristoff, z lekkim uśmiechem. - Nie martw się, będzie dobrze.
Kristoff zdjął swoją wełnianą kurtkę i nałożył ją na plecy Anki, gładząc po włosach. Dziewczyna była strasznie blada, piegi wyglądały, jakby ogniste płomienie. Miała sine od zimna usta, które drżąły okropnie. Jej oczy były wielkie, smutne i tak samo turkusowe jak jej siostry. Jack starał się na nie nie patrzeć, bo przypominał sobie Elsę. Anka spojrzała na Kristoffa zaniepokojona, ścisnęła jego ramię.
-A ty? Nie będzie ci zimno?
Chłopak uśmiechnął się i przytulił dziewczynę do siebie, zawijając szalik w okół jej chudej szyji i wsuwając czapkę na głowę.
-O mnie, to się nie martw.
Jack patrzył to na Kristoffa, to na Ankę. Potrzebowali troche prywatności, dlatego, po upewnieniu się, że wszystko jest z Anną w porządku, pobiegł do zamku.
Dziś był czwarty dzień, a Elsa się nie budziła. Wszedł na korytarz i spojrzał tęsknie na drzwi swojego pokoju. Westchnął, spuszczajac głowę.
Usłyszął dziwny dźwięk. Taki jakby BONG! Uniósł głowę i dostrzegł zegar na ścianie. Za kilka minut miała wybić północ, ale on i tak nie będzie spał.
Uchylił delikatnie drzwi i cicho wślizgnął się do komnaty, jednak z impetem zamknął drzwi.
-Och, Elsa! To ja, Jack!- zawołał i rzucił się z impetem na fotel obok łóżka. - Wiesz, że już północ? Szybko ten czas płynie. Bazaltar powiedział, że jutro, a właściwie to za kilka minut, masz się obudzić, więc pospiesz się.
Jack patrzył na twarz Elsy. Bladą jak kartka papieru. Nie miała piegów ani żadnej skazy. Czysta biel. Jej włosy trudno było teraz odróżnić od twarzy, zwłaszcza, ze były rozsypane platynową kaskadą po poduszce. Jack westchnął i wyciągnął drżącą rękę w stronę niesfornego kosmyka. Spokojnie wcisnął go za ucho, patrząc smutno i z tęsknotą na jej twarz. Westchnął ponuro.
-Nie powinien narażać cię na niebezpieczeństwo. To moja wina, wszystko moja wina. - Jack schował twarz w dłoniach, głośno oddychając. - Proszę, obudź się. Elso... Potrzebuję cię.
Cisza dobijała Jacka, lecz on się nie ruszał. Rozbrzmiał dźwięk zegara. Wybiła północ. Piąty dzień i... i... i nic. Jack posunął rękę, w stronę dłoni Elsy. Była lodowata...ale pościel. Jack szybko uniósł głowę. Spojrzał z niedowierzaniem na łóżko. Leżała na nim Elsa, z otwartymi oczami. Jej twarz była rozciągnięta w uśmiechu, brodę podparła ręką, błyszczące, turkusowe oczy wpatrzyły się w Jacka. Jej twarz nie nabrała jednak kolorów.
-Och, a jednak ci na mnie zależy! - mruknęła zadowolona ochrypłym głosem i z szyderczym uśmiechem, ale szybko szczerze się uśmiechnęła, łzy poleciały po jej białych policzkach. Rzuciła się w ramiona Jacka z takim impetem, że spadli z krzesła i oboje zatoczyli się na podłogę, śmiejąc się głośno. Ona chrapliwie, on krzykliwie.
-Wreszcie... - westchnął Jack i wstał z podłogi. Elsa miała z tym trudności. Uniosła się z podłogi, ale brakło jej sił i znów runęła na posadzkę. Jack podszedł do niej i pomógł wstać. Nagle stała się lodowata. Jack położył ją na łóżko i opatulił kołdrą, wsadzając pod nią parującą misę z wrzątkiem. Usiadł na rogu łóżka, ściągając wodę z gorącego ręcznika, a potem przykładał wrzący materiał do jej twarzy.
-Elso, nie wyzdrowiałaś do końca - oznajmił szeptem, jakby bał się, że jego głośny głos ją zrani.
-Ale się obudziłam. - odparła. - I ty tu byłeś.
Jack zrobił obojętną minę.
-Przelotem, właśnie zmierzałem do Anny, aby powiedzieć, żeby przy tobie siedziała w nocy. - skłamał chłopak.
Elsa uśmiechnęła się drwiąco, jednak w sercu poczuła żal, gdy usłyszała słowa Jacka. Nie wiedziała czemu.
-Aha...
Jack spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. Elsa zarumieniłaby się, gdyby mogła, bo Jack taksował ją spojrzeniem. Elsa zaczęła też się mu przyglądać. Jack uśmiechnął się pod nosem z zadowoleniem, ale zrobił sie czerwony, niczym ketchup.
-Gapisz się na mnie.
-Co?! - Elsa nie wytrzymała ciszy, ale jej głos i tak był słaby, cichy i chrapliwy. - Nieprawda!
Jack uśmiechnął się pod nosem, ale nagle przybrał poważną minę.
-Elso, lód trafił w twoje serce - powiedział.
Elsa poczuła, że jej się robi słabo, zrobiła się jeszcze bledsza, oczy wyglądąły jak kosmiczne spodki.
-J-Jak to?! - zapytała, próbując wstać z łóżka, ale Jack ją powstrzymał i delikatnie ułożył na łóżku.
-Spokojnie, Elsa. Wszystko będzie dobrze. - oznajmił. Jack otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale Elsa syzbko mu przerwała.
-Zawołaj Ankę - poleciła z wystraszoną, ale pewną siebie miną. - Teraz.
Jack pokręcił głową, przewracając oczami.
-Ona już u ciebie była. Nie pomogło. - powiedział, a Elsa natychmiast pobladła. - Tak jak Kamienny Troll, Bazaltar. Powiedział, że dziś się obudzisz. - Jack się uśmiechnął, ale od razu spochmurzył. - Ale powiedział też, że ten odłamek to nie tylko lód, ale też koszmary. Dlatego Anka nie mogła cię uratować. Potrafi to tylko osoba, która umie pokonać Mroka, czyli jego koszmary w twoim sercu.
Elsa wyglądała tak, jakby wszystko było dla niej jasne.
-A więc dlatego miałam same koszmary...
Spojrzała na Jacka dziwnym wzorkiem, tak jak an wspomnienie, dawne zdjęcie, przedstawiające dobre, miłę chwilę. Szybko opuściła głowę, gdy Jack zauważył jej wzrok. Elsa mruknęła coś pod nosem.
-Znasz kogoś takiego? - spytała, po chwili ciszy.
Jack pomyślał o starym, dobrym Świętym Mikołaju, o koszmarnie wrednym, ale przyjacielskim Króliku Wielkanocnym i o fantastycznym Piasku, ale na myśl o nich, którzy całowaliby lub przytulali Elsę, coś się w nim gotowało. W ogóle nie wiedział, czy byliby w stanie pokonać koszmary Mroka.
Jack pokręcił głową.
-A ty? - spytała nagle Elsa.
Jack zrobił wielkie ze zdumienia oczy, cały się zarumienił.
-Co?
Teraz Elsa wyglądała na zmieszaną, jakby dopiero teraz dotarło do niej to, co powiedziała.
-No, a ty umiesz pokonac Mroka, prawda?
Jack zastanowił się głęboko nad odpowiedzią. Tak, umiał. W sumie pokonał go dwa razy, ale ten uparł się, aby żyć.
-Tak, myślę, żę tak.
Elsa przygryzła wargę, myśląc gorączkowo. Jack robił to samo, a przynajmniej udawał, że nie wie, do czego zmierza Elsa. W końcu to powiedziała.
-A nie mógłbyś może roztopić ten lod i zbrać te koszmary z mojego serca? - zapytała, takim tonem, jakby pytała się o przepisanie pracy domowej.
-Tak, mógłbym. - odparł Jack natychmiastowo. - Ale jak?
Elsa przysunęła się do niego powoli. Kiedy byli bardzo blisko popatrzyła mu w oczy. Serce Jacka podskoczyło mu do gardła, brakowało mu tchu. Elsie serce mogło w każdej chwili wybuchnąć lub zamienić się w koszmary, ale nadal czuła, jak mocno i nierówno bije.
-Może tak, jak ja uratowałam Ankę? - powiedziała, jakby Jack wiedział, o co chodzi, jednak szybko się domyślił i mocno ścisnął Elsę. Czuł zapach jej włosów, które łaskotały go w nos. Włożył w ten uścisk dużo ciepła i woli, w pokonanie Mroka i lodu.
Elsa czuła, że Jack naprawdę się stara, ale nie widziała postępów. Jej serce nadal było chłodne, a ona czuła się osłabiona. Tulili się do siebie z kilka minut, aż zrobiło się niezręcznie. Elsa puściła Jacka, zarumieniona, ale szybko znów stała się biała.
-Czujesz się lepiej? - zapytał Jack z nadzieją, lecz znał odpowiedź: Nie.
Elsa zrezygnowana rozłożyła się na łóżku z westchnięciem. Wgapiła się w sufit, czuła, że coś jest z nią nie tak.
-Może... - Jack podrapał się po głowie, lecz dobrze wiedział, co chciał powiedzieć. - Buziak...?
Elsę zatkało. Chrząknęła niezręcznie, złapała się za ramię i wbiła wzrok w Jacka.
-Słucham?
Teraz Jack zrobił się czerwony jak burak i kaszlnął, a potem dostał napad kaszlu.
-To bardzo, bardzo, bardzo głupi pomysł. Masz ra...
-Nie, nie, nie. - przerwała mu Elsa. - To nie całkiem głupi pomysł.
Poziom niezręćzności Jacka: 9000000000 lvl.
Poziom niezręczności Elsy: 8999999999 lvl.
-Tak? - zapytał Jack zaskoczony.
Elsa podsunęła się na łóżku do Jacka.
-Tylko jeden całus. - oznajmiła. - I będę zdrowa.
Jack przewróćił oczami i parsknął śmiechem.
-Ale ty mnie wykorzystujesz, kobieto!
Elsa zrobiła sztuczną urażoną minę.
-Na trzy. - powiedział Jack, podsuwając się do Elsy. Ich nosy prawie się stykały, a Jack czuł zimny oddech Elsy na policzkach. Trzeba się spieszyć. Elsa zrobiła dziwny dziubek, jakby od niechęci i przymknęła mocno oczy. Jack nie zamknął ich w ogóle i ledwie co zdołał opanować śmiech. Jednak po chwili mina Elsy stała się tak śmieszna, że nie udało mu się i parsknął tak głośno, że Elsa otworzyła z obudrzeniem oczy.
-Jack! - warknęła. - Tu chodzi o moje zdrowie. Natychmiast się uspokój i mnei pocałuj!
Jack uśmiechnął się nonszalancko, a Elsa pewnie by się zarumieniła, gdyby mogła. Chłopak dopiero po chwili zdołał się uspokoić.
-Już dobrze, dobrze. - wescthnął, robiąc uspokajający ruch ręką.
Jack zmusił się do zamknięcia oczu, uśmiech zniknął, zastąpił go stres i zdenerwowanie. Jego serce, jak i Elsy, zaczęło szybciej bić i podchodziło do gardła. Elsa otworzyła lekko jedno oko. Zobaczyła Jacka, a kogo by innego? Z ust zrobił dziubek, wyglądał na serio śmiesznie, ale Elsa zdołała opanować śmiech. Usta Jacka zadrżały, a Elsa, w obawie przed wzrokiem Jacka, zamknęła oczy i szybko się przysunęła do swojego przyszłego wybawcy.
Jack czuł jedwabiste włosy Elsy łaskoczące jego nos.
-Wredne włosy! - chciał wrzasnąć, ale się powstrzymał, bo jego usta prawie dotykały ust Elsy. Elsa wiedziała, że zaraz zwymiotuje swoje serce, a nie chciała zrobić tego na oczach Jacka, więc postanowiła działać szybko. Czuła, jak pulsuje w jej krtani. Poczuła przyjemnce ciepło na wargach, już miała wsunąć ręcę we włosy Jacka i wyzdrowieć, gdy...
Nagle rozległ się zgrzyt otwieranych drzwi, a potem okrzyk zaskoczenia i zawstydzenia. Jack i Elsa szybko się od siebie odsunęli i spojrzeli na drzwi. Stała w nich czerwona jak pomidor Anka. Jej twarz była tak zaskoczona i zawstydzona, że chyba bardziej zdumionym nie można być. W ręku trzymała jakąś fiolkę z dziwnym metalicznym płynem z różnymi kolorami. Czerwonym, złotym, tęczowym i zielonym, no i niebieskim jak lód.
-Ja...bardzo...przerwaszam. - Zaczerpnęła powietrza, jąkając się. - Znaczy, wielbożnie przepraszam. - Zmarszczyła brwi i nos. - Czekaj, co?
Elsa była prawie tak czerwona jak Anka, lecz szybko zbladła, co nie było dobrą oznaką, ze względu na systuację, na którą przyłapał ich Anka. Mieli się pocałować! Jack wyglądał jak szkarłatny czaprak dla konia. Czyli był okropnie zakłopotany.
-Nie ma za co przepraszać, Anka - bąknął szybko, mierzwiąc srebrzyste włosy. - My tylko... - Spojrzał na spetryfikowaną Elsę, szukając pomocy, ale jej nie dostał. Elsa siedziała na łóżku jak wryta w ziemię
- My tylko rozmawialiśmy.
Anka nie wyglądąła na przekonaną.
-Ja tylko chciałam się zapytać, czy z Elsą wszystko okej. - Przeniosła wzrok na Ankę, a rozbawienie błysnęło w jej oczach. - I widzę, że jest okej.
Zakłopotana Elsa chrząknęła, po czym uśmiechnęła się szczerze, radośnie. Podbiegła wolno, ze względu na swój stan zdrowia, do siostry, która już rozłożyła ramiona na boki, i wtuliła się w jej rude loki oraz ciepły, szary kożuch.
-Elso, tak się o ciebie bałam! - wydusiła Anka w zimne ramię Elsy. - Nigdy mi tak nie rób!
Elsa zaśmiała się radośnie, ale ochryple. Puściły się w końcu, a Elsa powiedziała z bladym uśmiechem na twarzy:
-Teraz wiesz, jak to jest.
Anka przewróciła teatralnie oczami.
-To było TRZY lata temu, ale i tak na końcu to JA ciebie uratowałam - zaśmiała się Anka, wymachując palcem na wszstkie strony.
Jack czuł się dziwnie, nie wiedząc, o co chodzi, więc postanowił zmienić temat, na taki, który rozumie.
-Co tam masz, Anka? - zapytał wesoło, patrząc na pokaźną fiolkę z dziwnym płynem.
Rudowłosa spojrzała na swoją rękę, jakby dopiero teraz zorientowała się, że ją ma i po chiwli zrobiła minę olśnienia.
-AA! Tak, tak. - Uniosła delikatnie rękę, prezentując flakonik, niczym wybitny sprzedawca. -To, moi drodzy, jest lekarstwo! Najwspanialsze na świecie, a ty! - Anka skierowała swój smukły piegowaty palec na Jacka, który był oszołomiony, a zarazem rozbawiony, jej gwałtownością.
-Ty, dokładnie znasz ten eliksir - powiedziała. Mrugnęła do Jacka tajemniczo i podeszła do niego. Wyciągnęła dłoń w stronę jego policzka. Jack przez chwilę pomyślał, że trzaśnie go w twarz lub pocałuje (to pierwsze było bardziej prawdopodobne), ale ona po prostu złapała go za brodę i zmusiła, aby popatrzył na swoje ręcę. Uśmiechnęła się i delikatnie położyła flakonik na jego otwartych dłoniach. Kiedy Jack zobaczył fiolkę z bliska, omal nie wypuścił go z rąk. Elsa podeszła do niego szybko i poddtrzymała, gdy prawie upadł.
-Wszystko dobrze? - zapytała, próbując spojrzeć mu w oczy, ale on nadal patrzył nieobecnym wzrokiem na flakonik metalicznego płynu. - Wiesz, skąd to jest?
Przez chwilę milczał, ale po chwili wrzasnął z uśmiechem, że tak. Przypomniał sobie, jak po zakończeniu przysięgi Strażnika Marzeń, wraz z Mikołajem, Królikiem, Piaskiem i Zębówszką stworzyli eliksir z ich mocy, uzdrawiający, z wielką siłą wiary. Najwyraźniej służba Elsy zdobyła go, ale nie dużo. Oryginalnego było o wiele więcej. No, ale cóż? Tyle powinno wystarczyć, aby roztopić lód i zniszczyć koszmary.
-Jak wam się udało go odnaleźć? - Spojrzał wielkimi oczami na zadowoloną z siebie Ankę.
Uśmeichnęła się.
-No wieeeeesz, mam duże znajomości. Nie tylko Jamie zobaczył Strażników - Mrugnęła do niego, a Jack zdał sobie sprawę, ile Anka o nim wie. Trochę go to przeraziło.
-Musisz to szybko wypić - oznajmił Jack, odwracając się do Elsy. Coś dziwnego się w nim obudziło, jakby odrodził się na nowo. Tak jak wtedy, gdy Elsa otworzyła oczy, po czwartym dniu spania. Szybko podniósł Elsę i zaniósł do łóżka. Elsa z zaskoczenia rąbnęła go w twarz, ale zaczęła przepraszać i gładzić czerwony policzek. Jack się roześmiał, patrząc troskliwie na zaniepokojną,czerwoną Elsę. Szybko zrobiła się biała.
-Zamknij się i pij, Elsa. - Podał jej flakonik, a ona spojrzała na niego niepewnie.
-To na pewno bezpieczne? - spytała, wąchając ukradkiem płyn. Jack był pewny, że pachniał cudownie. Śniegiem i lodem, przynajmniej on to czuł, gdy tworzyli eliksir. Za to Elsa z odrazą odwróciła głowę.
-To śmierdzi krwią! - skarżyła się Elsa.
Jack się roześmiał.
-To przez Zębuszkę. Dodała tam zęby swoich ulubieńców.
Elsa miała taką minę, jakby miała zaraz zwymiotować. Zrobiła się lekko zielona.
-I ja mam...mam to wypić?!
Jack przewrócił oczami i zabrał od niej flakonik. Wyjął korek, powąchał eliksir i spojrzał na Elsę. Do jego nozdrzy wpadał przyjemny zapch zimy i szronu, no i pierniczków!
-Dla mnie pachnie bardzo ładnie. - Przystawił jej lek do ust, a ona szybko odwróciła głowę. Jak małe dziecko. Elsa usłyszała śmiech swojej siostry i sama się uśmiechnęła. Jack był zły, ale tylko udawał. Elsa dobrze to wiedziała, jakimś sposobem nigdy nie mógł być na nia zły. A ona, nie wiadomo jak bardzo by się starała, też nie mogła.
-No dawaj, Elsa. Za Jacka Frosta - Zwrócił głowę w stronę wyszczerzonej siostry Elsy. - I za Ankę.
Elsa popatrzyła nieufnie na płyn. Skoro Jack sam go zrobił to lepiej było go nie pić, ale jej służba to przyniosła, więc jakby co, to będzie na nich. Elsa uśmiechnęła się pod nosem.
-Na pewno mi pomoże? - spojrzała z nadzieją na Jacka, który patrzył na nia błyszczącymi oczami.
Uśmiechnął się tak ciepło, że ten żar poczułą też Elsa.
-Oczywiście - zapewnił. - A jesli nie, to pójdę i skopię tyłek Królikowi Wielkanocnemu. Mikołajowi nie... Jest za silny. - Jack mrugnął do niej. - Pij.
Elsa wzięła głęboko powietrze i wlała płyn do ust. Poczuła tylko jedno. Płyn był bardzo, bardzo dobry. Od razu poczuła się lepiej. Jednak gdy przestała pić, wszystko wydawało się być zamazane i niewyraźne. Kręciło jej się w głowie, czuła się tak, jakby mogła zrobić wszystko.
-Możesz się czuć dziwnie, ale do jutra minie. -Elsa usłyszała znajomy głos. Męski. Ciepło jej się zrobiło na sercu, gdy go usłyszała. - Obudzisz się jutro. Słodkich snów, Elso.
-Walnij się i daj mi spać... - burknęła otumaniona Elsa i zapadła w głęboki, upragniony sen, bez koszmarów. Tylko z Anką, Jackiem i puchowymi LAMOROŻCAMI, nie zmieniającymi się w potworne konie z
koszmarów.
Jesteście wredni! Jak ty możesz mówić, ze w krótkim czasie?ja chcę 6 rozdział!!
OdpowiedzUsuńKocham to ♥
Oj tam, oj tam ;D Aż tak długo nie było. Nie narzekaj, 6 jest w trakcie pisania przez naszą drogą Bellę, obiecuję, że się nie rozczarujecie, lecz pisanie może zajać trochę, więc poczekacie ze dwa dni. Będzie na pewno w następnym lub tym tygodniu. Jednak ową obietnicę spuszczam na barki Belli ;) Także na nią się złośćie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńmam nadzieje, że zdążę na czas
UsuńCzekam na next!!!
OdpowiedzUsuńNastępna część jest w rękach Belli, więc zdajcie się na nią. Powinno być szybko.
UsuńSuper rozdział! ;* Powodzenia w 7 i...
OdpowiedzUsuńCZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ XD
Dziękuje Bardzo ;3 BELLA NIE ZAWAL TEGO ;D MAMY FANÓW!
UsuńFanklub bloga o Jelsie do boju!!!! A teraz tak na serio- kiedy 6 roździał?? No chyba że już dodałaś... No ale piszecie genialnie więc mam nadzieję że każda następna częś będzie tek samo zajeb... to znaczy zajefajna jak ta. Dodawajcie szybko kolejne posty!!!
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że aż tak podoba wam się nasze dzieło! :3. Rozdział 6? Kiedy? Ja sama (Masiakra) się niecierpliwię, ponieważ chcę żeby koleżanka już skończyła, gdyż. I ja pragnę coś sobie pobazgrać!!!!!!!! Powinien ukazać się za najwyżej pięć dni. Bella powinna skończyć wcześniej, ale jeszcze musi poprawić i sprawdzić. :D!
UsuńMasz chyba na myśli to, że ja sprawdzę ;D (bez obrazy Bella ;) Też nie mogę się doczekac nowego rozdziału ;) Dziękuje za pochwalenie mojego wpisu ;3 LOONY
UsuńTen blog został przeze mnie nominowany do Liebster blog award http://czkawkaastridszczerbatekelsajack.blogspot.com/2014/06/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńna początku tego rozdziału się popłakałam poźniej płakałam ze śmiechu hahahhahahahahahaahah nie mogę to najlepsze i te dzióbki hahahaha posikam się ze śmiechu pozdro
OdpowiedzUsuńPoziom niezręćzności Jacka: 9000000000 lvl.
Poziom niezręczności Elsy: 8999999999 lvl.